Fronda Młodych Fronda Młodych
466
BLOG

Na pohybel prostytutkom

Fronda Młodych Fronda Młodych Kultura Obserwuj notkę 3

 - Jest czas na zabawę i jest czas na nawrócenie – powiedział mi kiedyś kolega z gimnazjum, kiedy zaczęliśmy rozmawiać o wierze. Wiele razy zapewniał mnie o szacunku dla Kościoła, choć zastrzegał, że nie we wszystkim się z nim zgadza. Zapytałem, czy nie chce, aby polecić mu mądrego duszpasterza albo ciekawych rekolekcji, żeby mógł zbliżyć się do Kościoła. On odparł – do dziś nie wiem, na ile na serio – że kiedyś się nawróci, ale jeszcze nie dziś i nie jutro.

 

Innym razem rozmawiałem w cztery oczy ze znajomym z Facebook’a. Wiele razy dyskutowaliśmy o polityce oraz wierze i niemal za każdym razem słyszałem, że zazdrości mi pięknych poglądów, ale on „wiedząc, jakie jest życie”, nie potrafi podzielić mojego „idealizmu”.  Pewnego dnia umówiliśmy się na pogawędkę w kawiarni - nie poruszaliśmy tematów religijnych, aż w pewnej chwili ów znajomy zapytał mnie, skąd się bierze u mnie „taka wiara”. Zmieszałem się i coś mu odpowiedziałem, nie pamiętam już co. Doskonale jednak pamiętam wrażenie, jakie wywarło na mnie to pytanie – ten chłopak pytając mnie o to, musiał być przekonany, że katolicyzm to jakaś moc udzielana wyłącznie wybrańcom, a ja jestem jednym z nich. Że katolikiem, który dąży do zbawienia, może być tylko ktoś wyjątkowy, ktoś wtajemniczony w sekrety niedostępne dla skromnych przeciętniaków, takich jak on.

 

Na jednym z kazań ks. Pawlukiewicz mówił o jeszcze jednej cesze skromnych przeciętniaków – kiedyś na spotkaniu pewnej parafialnej wspólnoty religijnej zapytał zebranych o to, czy pragną oni zbawienia. Jeden facet zrobił przerażoną minę na samą myśl o tym, że mógłby mieć takie bezczelne ambicje i wybąkał: „No… chciałbym się załapać przynajmniej na czyściec”.   Ks. Piotr załamał ręce i powiedział „Ludzie, czy wy wiecie, czym jest czyściec? Czyściec to straszliwe cierpienia, które tym różnią się od piekła, że prędzej czy później się skończą. Powinniście chcieć nieba, zbawienia duszy, powinniście grać o wszystko, a nie o nędzne resztki”.

 

Skromni przeciętniacy uważają więc, że cnoty i zbawienie nie jest dla nich. Zazwyczaj nie potrafią – tak jak mój kolega z gimnazjum – wyjaśnić dlaczego, ale po dłuższej rozmowie z każdym z nich nietrudno się domyślić, że po prostu są jak facet z historii ks. Pawlukiewicza. Wydaje im się, że katolicyzm to coś dla wybrańców, ludzi spełniających określone wymagania.

 

Tymczasem papież Hyginus przewraca się w grobie słysząc skromnych przeciętniaków. Cały swój pontyfikat poświęcił on walce z poglądem, że religia jest domeną wybrańców. Kiedy wdawał się w publicznie polemiki z Cerdonem i Walentynem, twórcami koncepcji skromnych przeciętniaków (gnostycyzmu), na pewno nie spodziewał się, że Kościołowi świętemu przyjdzie walczyć z gnostycką mentalnością jeszcze 2000 lat później.

 

Korzenie gnostycyzmu, a także skromnego przeciętniactwa sięgają czasów apostolskich – Szymon Mag chciał kupić od Apostołów władzę nadawania Ducha Świętego, a kiedy spotkał się z kategoryczną odmową, postanowił samemu zawalczyć o rządy dusz. W podróżach po Bliskim Wschodzie towarzyszyła mu kochanka, z zawodu prostytutka. Szymon jako pierwszy zaczął dzielić ludzi na skromnych przeciętniaków i wybrańców. Jak nietrudno się domyślić, siebie samego zapisał do drugiego grona, nakazując, by wyznawcy uznawali go za boga – jego kochanka natomiast zajęła mniej eksponowane, acz zaszczytne stanowisko nowego wcielenia Heleny Trojańskiej, „pierwszego wyobrażenia rozumu i matki wszystkich”.

 

Następcy Szymona rozwinęli wspomniany podział ludzkości do trzech poziomów: najniżej w hierarchii znajdowali się „cieleśni”, czyli po prostu źli ludzie, którzy nie mieli szans na ocalenie i nawet na czyściec nie mogli się załapać, dalej „psychiczni” zdolni do rozróżniania dobra i zła, najwyżej pneumatyczni, czyli ludzie, którzy posiedli tajną wiedzę pozwalającą wyzwolić się z okowów grzechu i osiągnąć zbawienie. Gnostycyzm cieszył się rosnącą popularnością: dla części wyznawców stał się wygodnym pretekstem do pogrążania się w chciwości, obżarstwie i rozpuście („po co się wysilać, skoro i tak nie posiadłem tajnej wiedzy i nie mam szans na zbawienie?”), innych doprowadził do kompletnego absurdu, czyli całkowitego potępienia i wyrzeczenia się „brudnego” seksu.

 

W walce z gnostycyzmem Hyginus nie ograniczał się do polemik z następcami prostytutki Heleny – stawiał też na chrześcijańskie wychowanie potomstwa. Dzieci, którym zaszczepiono ziarno wiary w Boga niedzielącego ludzi na wybrańców i przeciętniaków, były oporne na wirusa gnozy. Dlatego to ten właśnie papież zaprowadził obyczaj uczestnictwa rodziców chrzestnych przy chrzcie – mieli oni być wsparciem dla rodziców biologicznych w trudnych czasach prześladowań i niebezpiecznych poglądów. Niestety dzisiaj zapominamy o chrzcielnej szczepionce i wychowawczej profilaktyce w wykonaniu rodziców – między innymi stąd odradzający się podział na „wybrańców” oraz „skromnych przeciętniaków”.

 

Św. Hyginus zginął śmiercią męczeńską po prawie 4 latach pontyfikatu. 

Janusz Roszkiewicz 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura