Najpierw jest mycie okien dla Jezusa i sprzątanie dla Jezusa. Może to i dobre, wreszcie śmieci zza szaf i kanap zostają wymiecione (bo jak wiadomo Bóg jest wszędzie, więc i za szafą też).
Potem wyżerka i wymuszone życzenia. Zdrowia, szczęścia, pomyślności, jeszcze raz zdrowia, skończenia podstawówki (jakby w tym kraju dało się jej nie skończyć) albo powodzenia na studiach (szczególnie na płatnych zaocznych). Obowiązkowy alkohol, bo przecież rybka lubi pływać. Dziś zresztą w naszym sklepie wódki brakło – pewnie do ciast kupowali, do kropienia biszkoptów
Jak co roku najwytrzymalsi wypici i dyszący wódzią ludzie zbiorą się na tzw. pasterce. W zeszłym roku nawet parę osób pomdlało, nie wiem czy to z powodu ciężkiej etanolowej atmosfery wielbienia Pana, czy też z powodu braku tlenu. Zima, to i drzwi kościołów są pozamykane. Zresztą impreza Bożego Narodzenia kompletnie nieprawdziwie wypada w zimie, bo Jezus urodził się na wiosnę. No ale nie ma to jak zorganizowanie jakiegoś święta w ramach zadeptywania innych, pogańskich świąt. W zimie nawet w okolicach Betlejem owiec się nie pasie ze względu na pogodę, ale jak Bóg dopuści to i z kija wypuści i pasterze są, czekają i pasą owce. Zima, pasterze, wódeczka, choinka i oklepane życzenia. Logiczne, nieprawdaż?
Wesołych Świąt!