Ciężko zapracowany ksiądz (bo ile mszy trzeba odprawić żeby mieć 2 promile?), który spowodował na cyku wypadek i potrącił kobietę na przejeździe kolejowym w dniu wczorajszym, dziś stawił się na komendzie policji pijany z wynikiem 1.8 promila. Konsekwentny jest facet do bólu, pomimo ryzyka strasznych kar. Przypuszczalnie grożą mu roboty publiczne (prowadzenie procesji) albo jeszcze co gorszego, czyli awans na biskupa pomocniczego. W necie leci już konkurs, w którym naród obstawia, jaką karę dostanie zapracowany ksiądz – na razie wygrywa opcja „zamiatanie u biskupa”.
Odnoszę wrażenie, że ten zaawansowany PR, prowadzony przez księży i biskupów już od dość długiego czasu (czyli od wynalezienia internetu tudzież od braku dużych dywanów, pod które przed laty upychało się całe ochronki dręczonych dzieci, a dziś byle dziecko wyłazi na światło dzienne) ma na celu zareklamowanie tych 0,5%, które będziemy odpisywać na Kościół. 0,5% to 5 promile i pewnie ksiądz chciał to właśnie uzyskać, ale zdrowie nie pozwala. Na razie nabił łącznie 3,8 – więc jeszcze parę łyskaczy jutro golnie, tak na 1.2 i będzie 0,5% jak znalazł.
Po tak wspaniałej reklamie ja już biegnę, ściskając dutki w dłoni, żeby wam, szanowny klerze, te 5 prommile przelać – bo dając na Owsiaka, to cholera wie na co on to wyda. A jak dam na was – to już doskonale wiem na co to pójdzie. Tylko na wątroby uważajcie i na ludzi. Bo ponoć gdzieś w świecie za jazdę na bani i potrącenie człowieka nawet księdza zamknęli. Choć chyba to jednak legenda...
