Przypuśćmy, że Banderowcy jednak zdołają się przedrzeć przez polską granicę i przypuśćmy, że policja postanowi im uprzykrzyć życie. Ot, choćby słysząc: hej, hej, Bandera, hejsięgnie po art. 51 kodeksu wykroczeń, tj. zakłócania spokoju czy też porządku publicznego zagrożonego karą aresztu, na który to areszt, ze względu na wysoką demoralizację sprawców (w to nikt chyba nie wątpi) sąd Banderowców skaże w myśl art. 35 kw. A że Banderowcy przebywać będą w Polsce czasowo, to w grę wchodziłby tryb przyspieszony (art. 90 i nast. kpw), zaś wyrok natychmiast byłby wykonany (art. 82 kpw). Słowem hej, hej, Bandera, hej i ciupasem do aresztu. Zupełnie na marginesie dodać można, że o ile stosunkowo łatwo, za owe hej Bandera hej,można by Banderowców zamknąć, tak stosunkowo trudno byłoby w dzisiejszym sądzie za ludobójstwo skazać samego Banderę. Wszak było nie było, ale skoro był w niemieckim więzieniu, to trzeba by mu udowodnić, że z tego więzienia wydawał rozkazy. Sprawa podobna jest więc do sprawy niejakiej Wolińskiej, której nakaz aresztowania Nila Fieldorfa, wcale nie musiał automatycznie oznaczać wyroku śmierci (a więc i winy za mord sądowy), zwłaszcza, że w sprawie tak wybitnych postaci jak Nil, decydowały rozkazy Moskwy (Spychalskiemu np. życie darowano). Ale zostawmy te wydumane problemy wrogów polskości.
Pytanie bowiem brzmi czy polscy patrioci po wsadzeniu Banderowców do aresztu byliby zadowoleni? Wydaje się, że tak, skoro zadowoleni byli z powodu formalności wizowych, tudzież gdy proponowałem by na granicy rozbierać Ukraińcom rowery. Tymczasem nie da się ukryć, że skoro państwo może tak arbitralnie użyć swojego imperium w stosunku do Ukraińców, to może też użyć go w stosunku do patriotów, tj. rdzennych Polaków. I tuaj, u nas, w Polsce. Zastanawiające jest więc, że zamiast być przerażonym na jak wiele sobie urzędnicy pozwalają, patrioci będą lub są (chwaląc Schetynę) zachwyceni, czym, nie da się ukryć, przypominają małpę w klatce, która klaszcze bo drugiej małpy nie wypuścili na wybieg. Może zamiast krzyczeć: skoro państwo nas gnębi, niech zgnębi i Ukraińców, lepiej zawołać: niech państwo w ogóle nie gnębi, ani nas, ani Ukraińców, niech da więc Ukraińcom przejechać. Skoro arbitralnie rozpasany aparat urzędniczy lada moment może nas potraktować jak Banderowców, może w ogóle zabrać mu to prawo, trudno niech Ukraińcy przejadą, ale my będziemy choć trochę pewni swojej wolności.
Tak powiedziałby pewno uczciwy liberał, albo, patrząc na brzydką skłonność liberałów do licznych wyjątków, uczciwy libertarianin. Tyle, że nie da się ukryć, że jeśli istnieje coś takiego jak racja stanu, to właśnie przejazd Banderowców jest z nią niezgodny. Czyli wybór jest dość oczywisty. Albo arbitralne państwo z batem dziś realizujące rację stanu, a jutro być może rację aparatu albo wolność. Wolność od tego państwa, od jego bata, ale i od jego możności powstrzymania Banderowców. Czyż więc ta niechybna sprzeczność, nie świadczy o tym, że libertarianie tylko czasami zbieżni są z patriotycznym punktem widzenia i czy czasem klaszcząc Schetynie klaszcząco nie wyzbywamy się przyszłej wolności. A ta, przynajmniej wedle deklaracji, jest ponoć najważniejsza.