Po tym jak Ludowic Obraniak strzelił dwie bramki, a Marcin Gortat jeździ bmw, pomyślałem że w tym roku, moja Ojczyzna żadnych, większych sukcesów już nie odniesie. A tu tymczasem do Polski właśnie przyjeżdża królowa popu, tj. Madonna. Nie tak dawno U2 było w Chorzowie, zaraz Madonna w Warszawie, jeszcze tylko Kelly Family i Justin Timberlake, i znów będziemy się liczyć na mapie Europy. Przynajmniej tej kulturalnej.
Jest więc jutro królowa popu w Warszawie, królowa Polski w Częstochowie, jedna i druga Madonna – cóż mogliby chcieć więcej polscy konserwatyści? Jaka to królowa, skoro ją motłoch wybrał, a nie Tradycja namaściła – odrzeknie jeden z drugim i się srogo pomyli. Zapewne bowiem niejeden Madonnę namaszczał (przynajmniej na scenie), a i królową Polski obrała nie żadna tam tradycja, tylko król i to nie dość, że obcokrajowiec, to jeszcze przez szlachecką hołotę, wedle jej przekupnego widzi mi się wybrany.
Monarchiści, konserwatyści tudzież tradycjonaliści Madonny z Bemowa nie uznają i grzmią jak to ich odwieczne (naturalne?) prawa do wskazywania innym sposobu spędzania wolnego czasu, są wciąż bezczelnie łamane. A przecież praw swych nie mają wcale tak mało, dość rzec, że ksiądz nie może być przesłuchany na okoliczność spowiedzi, a przy okazjonalnym odtwarzaniu opublikowanych utworów muzycznych, podczas uroczystości związanych z kultem religijnym, nie pobiera się tantiem. Penalizowana zaś jest nie tylko obraza uczuć religijnych poprzez publiczne znieważanie przedmiotu czci, tudzież miejsc przeznaczonych do wykonywania obrządków, ale także wszelkie próby przeszkadzania w publicznym wykonywaniu aktu religijnego.
Tymczasem patrząc na histerię po odejściu króla Popu do Nibylandii, tudzież na Dianę – królową ludzkich serc, nie trudno zauważyć, że intymny stosunek do Madonny, może oparty być na analogicznej więzi uczuciowej, co stosunek do Madonny z Częstochowy. Wszak ona ponoć też jest Like a virgin, choć to chyba było już dawno, wszak wszyscy pamiętamy,że przecież Papa don’t preach. Mało tego, zbiorowa ekstaza przy śpiewaniu happy birthday, naszej milusińskiej, do złudzenia przypomina nastrojowość obchodzenie urodzin Chrystusa albo naszego Ojca Świętego, zaś spowiadać można się nie tylko w konfesjonale, ale i zbiorowo, jak u protestantów.
Rzec by więc można, że te same uczucia, w zależności czy ich przedmiotem jest religia, czy wręcz przeciwnie, drugi człowiek, własne przeżywanie, czy oficjalnie nie uznawany przedmiot kultu, w różny sposób są traktowane. Na miejscu konserwatystów z głośną krytyką swoich praw byłbym więc nieco ostrożny, bo albo się okaże że, dyskryminacja tego samego rodzaju uczuć, przy pewnej dozie dobrej woli, może być przez łże Trybunał uznana za niedopuszczalne różnicowanie równości materialnej. Albo Madonnę z Bemowa uzna się za przedmiot kultu, tak jak w Argentynie ustanowiono oficjalny kościół Maradony, przez co zdaje się, że nikt w Polsce nie może powiedzieć, że jak na razie Maradona jest trener do d...y