Na łamach Rzeczpospolitej, która, jak niedawno wspomniałem, raczy czytelników sutkami i gołymi stopami, Piotr Skwieciński z troską pochylił się nad tabloidyzacją polskich mediów. I w rzeczy samej nie byłoby o czym pisać, bo nawet jeśli Skwieciński śmieszy (tabloidyzacji winny jest nie Axel Springer tylko, rzecz jasna, Wyborcza, za sprawę Kerna) i ma rażące luki pamięci (media niewinność straciły już po „biciu żony” przez Tymińskiego), to jeden fragment wart jest komentarza. Otóż pisze na wstępie Skwieciński:
Dwa lata temu Mika Brzezinski, ceniona amerykańska dziennikarka telewizyjna (notabene córka Zbigniewa Brzezińskiego), współprowadząca poranny program publicystyczny "Morning Joe", odmówiła zaprezentowania materiału o kolejnym ekscesie Paris Hilton przed poważnymi newsami politycznymi. Po gwałtownej wymianie zdań ze współprowadzącym i producentem usiłowała – na wizji – spalić przygotowany dla niej materiał, a następnie go podarła.
Cała sprawa odbiła się echem w USA i na całym świecie. Brzezinski otrzymała tysiące wyrazów poparcia. Po incydencie zaproszono ją do uczestnictwa w prestiżowym kongresie 21 Leaders for the 21st Century. W czasie wyborów prezydenckich głośna stała się zarówno formułowana przez nią krytyka ideologicznego poparcia, jakiego większość dziennikarzy udzieliła Barackowi Obamie, oraz wsparcie Brzezinski dla Sarah Palin, jak i fakt, że mimo to John McCain oskarżył Mikę o traktowanie nie fair jego kandydatury.
Podsumujmy, prezenterka odmawia czytani głupawego newsu, drze materiał na wizji, po czym jest zapraszana, nie do programu „Kawa czy herbata”, ale na prestiżowy Leaders for the 21st Century. Mało tego, gest ten, jak pisze dalej Skwieciński poniekąd uczynił z niej autorytet w amerykańskim świecie medialnym,i to ma nasze tabloidowe media, różnić bo u nas takiej nie było.Chciałoby się powiedzieć, że było, bo Ziemkiewcz darł Wyborczą na wizji, tyle tylko, że u nas, w tej głupiutkiej, „stabloizowanej” Polsce, jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, żeby za darcie gazet, nawet w telewizji, zapraszać kogoś na prestiżowe kongresy. Może rzeczywiście stan umysłów amerykańskich konserwatystów dojrzał już do tego przełomowego momentu, że ktoś, kto pali newsy na wizji, ma być dla nich liderem XXI wieku. Ale nikt w Polsce nie pomyślał żeby takie moralne osiągnięcie wystarczyło by zostać autorytetem w świcie medialnym.Owszem, mamy dziś heroizm za parę (no, może paręnaście groszy) jak w przypadku Hanny Lis, ale chyba nawet chwalący ją na antenie Jacek Żakowski nie ma jej za autorytet i na szczyt w Davos, na przelotkę, nie bierze. Może rzeczywiście tenże Żakowski, poparł kiedyś SLD, i wyraźnie jest lewicowy, ale mimo widocznych politycznych sympatii, niemal wszystkich gwiazd naszego dziennikarstwa, oficjalne poparcie dla kandydatów, nadal jest aberracją. I to nawet gdyby przyszło nam w Polsce głosować na byłą miss (he, he), która plan Pulsona wzięła za reformę systemu zdrowotnego.
Hayek w „Konstytucji wolności” pisał, że człowiek, a za tym i jego umysł, jest produktem cywilizacji. I oczywiście miał rację. Nie powinno więc dziwić, że Skwieciński jako produkt tabloidyzacji mediów, na tabloidy narzekając, tabloidyzacyjne stawia wzorce. Nie ma wyboru, oryginalnym myślicielem nie jest, więc krytykuje to z czego wyrasta. Dziwić powinno jedynie to, że w swojej, nadwiślańskiej cywilizacji, nie potrafił dostrzec, swoistej antytabloidyzacyjnej premii za „zacofanie”.
http://www.rp.pl/artykul/9133,350722_Skwiecinski__W_awangardzie_medialnego_postepu_.html