Gdyby obecni postkomuniści mieli cojones, zrobiliby w Polsce nie tylko drugie Chile, ale tuż przed Okrągłym Stołem, wysłaliby wszystkie akta do Moskwy. A z Moskwą – wiadomo - jak z polskim Kościołem, jak raz im coś oddasz, to już nie odzyskasz (pamiętamy scenę z „Białego”).
Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Oto bowiem policjant Putin, którego biali chrześcijanie, tak patriotycznie wprowadzają porządek w islamskiej Czeczenii, rzekł, iż otworzy archiwa moskiewskie, jeśli Polska otworzy swoje. Nie trzeba więc już wysyłać akt do Moskwy, bo Moskwa sama może po nie przyjechać. I to całkiem oficjalnie, a nie pod przykrywką ruskiego agenta Wrzodaka, tudzież Samoobrony, o której to Pan Jarosław wiedział, iż jest założona przez służby specjalne, a i tak zawarł z nią koalicję. Teraz wystarczy bowiem, by wszechmocna Partia Zagranicy, która potrafi wstrzymać słońce, ruszyć ziemię (ale już nie Macierewicza), zablokowała polską lustrację i resztę zostawiła Putinowi. Patrząc bowiem na krzywe zwierciadło w jakim odbierane są Putina słowa i gesty, wydaje się jasne, że co za teczkę by Putin ujawnił, to od razu by była spalona. Putinowi przecież nie można wierzyć.
Oczywiście istnieją pewne przesłanki, że w przeciwieństwie do Partii Zagranicy, Partia Przedgranicy, zwana Partią Patriotów, Partią Powstania Warszawskiego tudzież Polską Inicjatywą Zdecydowanej Demokracji Antysalonowej słowa rosyjskiej propagandy bierze pod uwagę nieco wybiórczo. Tak jak wybiórczo pod uwagę bierze się oskarżenia Pana Dochnala (właśnie powiedział coś o PiS), Pana Kiełbasy, czy wyroki sądu (właśnie zapadł w sprawie zwolnionego „złoga gierkowskiego”). Ale takie zakładanie sprawy byłoby oskarżaniem tych, w gruncie rzeczy, uczciwych ludzi, że kierują się fobiami, antypatiami i własną histerią. A to z kolei, kazałoby ich zakwalifikować do zbioru lemingów, którzy, jak wiemy, prawicy są obcy, niczym przemoc, relatywizm i Legenda o Wielkim Inkwizytorze.