Rozumiem, że nowy Hitler, Stalin, komuch, lewak tudzież syn walniętej, białej matki hipiski może przyprawiać o zawrót głowy, ale doprawdy to, co wyprawia Barrack Hussein Obama II, przechodzi ludzkie pojęcie. Chodzi oczywiście o oskarżenia administracji Pana prezydenta Busha o rzekomą wiedzę i zgodę na torturowanie więźniów. Świat stanął na głowie, Arabusów broni Murzyn oskarżając Białego na amerykańskiej ziemi. Niejeden Konfederata się w grobie przewraca i palce u stóp gryzie.
O ile bowiem jasne jest, że cywilizacja białych chrześcijan może ganiać za prezydentem, bo ten świńskie numery ze stażystką uprawiał, o tyle, trudno uznać, by cywilizacja (?) chrześcijan (?) murzyńskich, ganiała kogoś za zgodę na tortury. Są gdzieś granice bezczelności, znaj proporcję Mocium Panie - chciałoby się rzec młokosowi z Kenii. Strach bowiem pomyśleć jakie cywilizacyjno-wychowawcze skutki może przynieść fakt, że młodzież, zamiast słuchać, jak prezydent przed kamerą tajniki palenia cygar tłumaczy, będzie słuchała o torturach, nielegalnych przesłuchiwaniu, więzieniach i wszystkim tym, czym armia amerykańska z pewnością się brzydzi. Tak jak zapewne i polska, przynajmniej w sprawach nielegalnych więzień. Zdaję się, że mówił coś o tym Pan Szmajdziński.
A nawet jeśli by się nie brzydziła, to doprawdy trudno uznać, że skoro Jankesi jadą ludność cywilną wyzwolić, to nie mogę tej ludności zbombardować, tudzież robić im zdjęć na golasa, czy trzymać pod byle pretekstem pod kluczem. Zwłaszcza, że na wojnie różne się dzieją rzeczy, jak mawiał pewnie Oscar Dirlewanger i inni „wojenni realiści” z Chile, tudzież Polski roku 81. U nas zresztą myślą chyba podobnie jak amerykańscy konserwatyści. Minister Sikorski mówił coś nawet o morale żołnierzy, które podupadają na wypadek ewentualnych procesów. Fakt jedziesz na misję, żołd dostajesz wyższy, rosomaka bez wieżyczki strzelniczej, i jeszcze strzelać dowoli nie możesz. Tylko patrzeć czy się, za przeproszeniem, jakiś kurczak, kobieta czy krowa pod lufę nie wepchnie. Jak tak dalej pójdzie, to będzie się trzeba Arabusów pytać, czy czasem można ich ziemię najechać albo domy im spalić.
Na szczęście nie wiadomo jak długo Hussein będzie amerykańskim preziem, wszak wciąż ponoć nie ma kwitów z miejsca urodzenia (a swoją drogą czemu nie liczy się moment świętego poczęcia?). Tyle, że wówczas kto inny przejmie władzę, i umówmy się, nie będzie to konserwatywny facet. Tedy może lepiej już Hussein, w końcu on ponoć jak Tusk, więc się chyba nadmiernego sukcesu nie należy obawiać.