Gargangruel Gargangruel
2566
BLOG

Jakiego pytania zabraknie na wrześniowym „referendum”

Gargangruel Gargangruel Polityka Obserwuj notkę 70

Zapytałem jowistów, co trzeba zmienić w Konstytucji, aby ich wizja „lokalnego” posła mogła zostać urzeczywistniona. Oczywiście nie wiedzieli.

Czy to mnie zdziwiło? Wcale. Jest mnóstwo rzeczy, których jowiści nie wiedzą i drugie mnóstwo rzeczy, których nie wiedzą nawet, że są.

Zacznijmy jednak ab ovo. Koncepcja wygląda następująco. Aby zmusić rządzącą sitwę do wprowadzenia bata na nią – w co jowiści wierzą - czyli JOW-ów, należy sprawić, aby Suweren dał na to placet poprzez referendum. Kiedy już Suweren nakaże, wtedy przyszły Sejm będzie musiał wprowadzić je (JOW-y) w życie.

Kłopot w tym, że JOW-y to jedynie przyporządkowanie kandydatów do konkretnego mandatu i tyle. Mieliśmy już taki system w 1989 roku. Każdy kandydat był „przypisany” do jednego mandatu. I jeszcze było to wszystko - bardzo demokratycznie - wpisane alfabetycznie. Czyli nie było żadnych „jedynek” na liście.

Tak „przyporządkowani” kandydaci mogą być wybierani w różny sposób. Większościowo bądź proporcjonalnie, z tym, że systemów proporcjonalnych może być multum.

Tu już powinno się jowistom zapalić ostrzegawcze światełko, bo to nie Suweren będzie wymyślał te sposoby wybierania, tylko rządząca sitwa, a to nie rokuje dobrze.

Posłowie może i będą zmuszeni wprowadzić JOW-y, ale na zasadach jakie uznają (w większości) za słuszne. I tu dochodzimy do sedna.

Aby idea JOW, prezentowana przez woJOWników, w pełni rozkwitła - jak STO KWIATÓW (kto chce niech sprawdzi w Wikipedii) - należałoby zadać w „referendum” jeszcze jedno pytanie:

Czy chcesz powrotu do średniowiecznego rozumienia sprawowania mandatu przez posła?

Dopiero w przypadku odpowiedzi „TAK”, przez większość głosujących w referendum i pod warunkiem jego ważności, czyli udziału w nim przynajmniej 50% +1 uprawnionych, można będzie zmienić artykuł 104 Konstytucji, który mówi, że posłowie są przedstawicielami Narodu i nie wiążą ich instrukcje wyborców.

Dlaczego tak się dzieje najlepiej wyjaśni nam Wikipedia, która jest podstawowym źródłem wiedzy dla wielu.

Mandat wolny - na przełomie XVIII i XIX w. pojawiła się koncepcja mandatu wolnego. Ukształtował się on jako pochodna koncepcji zwierzchnictwa Narodu. Opiera się na założeniu, że poseł reprezentuje cały zbiorowy podmiot suwerenności (Naród), nie jest natomiast przedstawicielem tylko tych, którzy go wybrali. Nie istnieje tym samym prawna zależność posła od swoich wyborców, niedopuszczalne są nakazy czy instrukcje wyborców, nie ma też możliwości odwołania posła przez wyborców. Przeciwnie, status posła jest uformowany w sposób zapewniający mu maksymalną niezależność i swobodę działania; od deputowanego oczekuje się reprezentowania dobra powszechnego czy woli Suwerena, nierzadko odległych od aktualnych życzeń wyborców. Taką koncepcję mandatu przyjmuje się dzisiaj we wszystkich państwach demokratycznych (daje jej wyraz art. 104 Konstytucji: Posłowie są przedstawicielami Narodu. Nie wiążą ich instrukcje wyborców). Z tej formuły można wydobyć trzy najbardziej szczegółowe cechy mandatu:

Uniwersalność – poseł reprezentuje cały Naród (zbiorowy podmiot suwerenności, a nie poszczególne grupy wyborców bądź ich organizacje), co wyraźnie formułuje również art. 1 ustawy o wykonywaniu mandatu posła: Posłowie i senatorowie wykonują swój mandat kierując się dobrem Narodu,

Niezależność – ani wyborcy, ani ich organizacje nie mają prawnej możliwości narzucenia posłowi sposobu działania, zwłaszcza głosowania w izbie,

Nieodwołalność – ani wyborcy, ani ich organizacje nie mogą doprowadzić do przedterminowego wygaśnięcia mandatu posła.

 

Mandat imperatywny - (zwany też mandatem związanym) sytuuje posła w pozycji reprezentanta (przedstawiciela) tych (i tylko tych), którzy go wybrali, a więc swojego okręgu wyborczego. Tym samym pojawia się węzeł prawnej zależności między posłem a jego wyborcami: poseł jest prawnie związany wolą swoich wyborców (co może znajdować wyraz w instytucji tzw. instrukcji i nakazów) oraz ponosi przed nimi odpowiedzialność za swe działania (co może przybierać postać odwołania posła przez wyborców). Jest to koncepcja mandatu historycznie wcześniejsza, nawiązująca do cywilistycznej koncepcji przedstawiciela i typowa dla parlamentaryzmu średniowiecznego, także w Polsce. Została ona zdecydowanie zanegowana wraz z ukształtowaniem się nowożytnych systemów politycznych.

Czy jest to zrozumiałe dla wszystkich? Problem nie tkwi w JOW-ach, czy ich braku. Problemem jest prostacka ideologia jowistów, którzy usiłują cofnąć świat o kilkaset lat.

Czy prostacki brytyjski system jest wzorcem dla kogokolwiek? Czy naprawdę WYŚCIG o mandat jest kwintesencją demokracji? A może lepsze byłoby siłowanie się na rękę? Czy to demokracja, czy kibolstwo? Czy naprawdę reprezentantem krawca z Leeds jest szewc z Leeds, a nie krawiec z Exeter?

Moim reprezentantem w Sejmie może być WYŁĄCZNIE ktoś o takim samym jak mój światopoglądzie i rozumieniu świata. W żadnym wypadku nie może to być gej zza ściany.

W Wielkiej Brytanii posłowie reprezentują okręgi, a nie wyborców.

Dobrze, aby dotarło to wreszcie do wszystkich. NIE BĘDZIE POSŁÓW LOKALNYCH.

 

To ciekawe, a jednocześnie irytujące, że ludzie, którzy widzą, że województwa dają SWOIM starostom, a oni z kolei dają SWOIM wójtom czy burmistrzom, uważają za „antysystemowość” koncepcję, aby mieć SWOJEGO posła, który im da PONAD głowami wojewodów i starostów.

A może lepiej zlikwidować dawanie „swoim” i zastąpić je działaniem racjonalnym i koniecznym? Może wprowadzić zasadę, że poseł do Sejmu, który „zabiega” o swój okręg TRACI mandat?

Może dopiero to naprawdę obaliłoby System.

 

Gargangruel
O mnie Gargangruel

Jestem z Pragi. To widać, słychać i czuć.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka