W okresie Świąt Bożego Narodzenia „polska” Telewizja uraczyła nas m.in. paroma filmami z cyklu „Mistrz kierownicy ucieka”. Kupując jakiś film, stacja telewizyjna płaci właścicielom filmu mniejsze czy większe, ale konkretne pieniądze. Z reguły część z nich w postaci tantiem trafia też do reżysera i odtwórców przynajmniej głównych ról. Tym sposobem, nie wiem który już raz, pieniądze polskich widzów wpłynęły do kieszeni tytułowego „Mistrza kierownicy” – Burta Reynoldsa.
Za każdym razem, kiedy filmik z tego rodzaju gwiazdorkiem pojawia się w jakiejś polskojęzycznej telewizji, zastanawiam się, jak to jest możliwe. Czym jest spowodowane to, że „polskie” telewizje kupują, a polscy widzowie bez sprzeciwu oglądają kogoś takiego i płacą – komuś takiemu.
Kim bowiem jest dla nas Burt Reynolds? Nie jest to aktor kalibru Roberta de Niro czy Lawrance’a Oliviera, których twórczość kulturalny człowiek powinien znać. Burt Reynolds to aktorska miernota. Polakom powinien kojarzyć się przede wszystkim z tym, że w USA zasłynął on najbardziej ordynarnymi dowcipami o Polakach. Widzowie największych amerykańskich stacji telewizyjnych znają Reynoldsa m.in. z odgrywanego przed wielomilionową publicznością „skeczu”, w czasie którego mówi, że hymn narodowy Polaków pod jednym względem jest wyjątkowy. Pod jakim? Ano pod takim, że nie da się go zanucić. Można go wyłącznie... wypierdzieć.
Śmieszne? Dla „patriotów” w rodzaju Palikota, Urbana, Grossa, Hartmana – może tak. Inni powinni zadać sobie parę pytań. Np. takich: co o Polakach mogą myśleć ci, którzy „dowcipy” Reynoldsa znają i filmy tego „żartownisia” Polakom sprzedają? Co o Polakach myślą szefowie „polskich” telewizji, płacących takim, jak Reynolds i promujących jego postać na swoich antenach?
I chyba najważniejsze pytanie: w jakim stanie jest narodowa godność Polaków, jeśli pojawianie się za polskie pieniądze w „polskich” telewizjach ludzi publicznie pogardzających Polską – nie wywołuje żadnego protestu?
