Księgarnie zasypano przecenionymi płytami DVD. Za niecałe 2 złote można kupić filmy, które powielono w nakładach tak gigantycznych, że teraz sprzedaje się je za tak absurdalną cenę. Pierwszy z tych filmów nosi tytuł „Lidice”, drugi – „Pokłosie”.
Czechosłowacja należała do krajów, które w II wojnie światowej poniosły najmniejsze straty. W 1942 roku, po jednej z nielicznych akcji przeprowadzonych przeciw Niemcom okupanci dokonali jedynej w historii Protektoratu Czech i Moraw poważnej akcji odwetowej.
Pacyfikacji o skali znacznie większej niż dokonana w czeskich Lidicach w Polsce Niemcy przeprowadzili kilkaset. Jednak dzięki czeskiej polityce historycznej, prowadzonej zarówno w czasach komunistycznych, jak też w niesłabnącym natężeniu obecnie, to Lidice, a nie Warszawa czy żadna z polskich wiosek, stały się symbolem hitlerowskich zbrodni przeciw nie-żydowskiej ludności Europy.
Ilość wielojęzycznych publikacji, produkcji filmowych, konferencji czy wystaw na temat Lidic jest tak ogromna, że nikt w żadnym kraju nie ma dziś wątpliwości, po której stronie byli Czesi w czasie ostatniej wojny. Praga potrafiła zadbać o to, by w większości podręczników historii XX w. na całym świecie znajdowała się fotografia i informacja przedstawiająca tragedię Lidic.
Równocześnie władze Polski nie potrafią przeciwstawiać się nawet oszczerstwom o „polskich obozach koncentracyjnych”. Przeciwnie – z pieniędzy polskich podatników finansowane są filmy insynuujące Polakom ich współudział w zagładzie Żydów. Jednym z nich jest „Pokłosie”, w którym plejada polskich aktorów opowiada o zbrodniach nikczemnych Polaków. O zbrodniach, jakich wymyślić nie potrafiliby nawet Gross czy Goebbels. Czesi też zatrudnili plejadę filmowców i to w części zagranicznych. Nie poskąpili grosza, by po hollywoodzku opowiedzieć o heroizmie i cierpieniu czeskich bohaterów.
„Lidice” i „Pokłosie” są dziś dostępne w sieciowych salonach – obydwa w cenie 1,99 zł. Pierwszy film – czeski, drugi – polski. Dwa wymowne przykłady stosunku do historycznej prawdy i do własnej ojczyzny.
