Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
156
BLOG

Wystarczy zagwizdać

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 23
Dokonajmy teraz pewnej narracyjnej wolty i zastanówmy się, co by się stało, gdyby Szymon Marciniak przyjął zaproszenie na imprezę organizowaną przez szanowanego w Unii i w pewnych kręgach krajowych Leszka Millera

        O Sławomirze Mentzenie trudno by mi było powiedzieć coś pozytywnego. Raz, że daleki jestem od jego poglądów, dwa, że ktoś, kto chciał współpracować z niejakim Januszem Mikke, ten z założenia musi być cwaniakiem albo idiotą, a trzy, że nie podoba mi się jego gęba, której nie jest w stanie przyozdobić nawet doktorat nauk ekonomicznych. Podobnie jak nie zhumanizują aparycji Bogusława Grabowskiego odbyte staże naukowe w Wielkiej Brytanii i nie doda błysku inteligencji i szlachetności w oku Barbary Engelking przyznana jej profesura. Cóż, oni tak mają i ja tak mam, to znaczy hołduję najprostszej zasadzie ocen ludzi, zasadzającej się w znanym credo: pokaż mi swoją gębę, a powiem ci kim jesteś.

        Wróćmy jednak do Mentzena i jego poglądów wylęgłych rasistowsko-homofobiczno-kretyńskim wykwitem, znanym pod nazwą Piątki Konfederacji, jaką ten cztery lata temu ogłosił światu, a w zasadzie małej jego części rozpościerającej się kaczym dołem nad Wisłą. Krótko mówiąc, wspomniana Piątka stanowiła, co następuje: Nie chcemy Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej. Hm, cóż, przyznam, że mogę nawet zrozumieć i wspierać niechęć do Unii, która okazała się Saturnem pożerającym własne dzieci wraz z ideą suwerenności państw. Mało tego, w przypadku czyichś ostrych ataków bogobojności przemieszanych z czystą dewocją jestem w stanie pojąć jego walkę ze skrobankami, choć sam opowiadam się za, a nawet przeciw, bo to sprawa skomplikowana i trzeba być jak to mówią niezłym czubem, żeby proponować zerojedynkowe rozwiązania. No ale już niechęć do podatków jest dla mnie czymś iście niepojętym, co zdarza się wyłącznie gamoniom cierpiącym na korwinowskie ukąszenie.

        Skoro omówiliśmy już trzy ostatnie punkty sławetnej Piątki, to przejdźmy teraz do dwóch pierwszych. Otóż sprawa wygląda tak, że po ogłoszeniu ich Mentzen powinien stracić wszelkie szanse na przedstawienie jakichkolwiek kolejnych, bo dwa pierwsze dyskwalifikują go jako osobę publiczną, a już jako polityka w szczególności. Jak bowiem sobie to wyobraża, to znaczy spełnienie swoich postulatów? Że niby tych Żydów to co, do gazu, a w przypływie kaprysu wielkoduszności tylko na Madagaskar, natomiast homoseksualistów, razem z arabskimi uchodźcami i Janiną Ochojską na wózku przerzucić przez zieloną granicę do Niemiec – nich sobie tam żyją cuzamen do kupy na germańskim socjalu? No chyba nie, prawda, choć podobne wizje mogłyby być dla Mentzena i bliskich mu ,,ideowo" ponętne?

         W roku ogłoszenia Piątki, czyli cztery lata temu, Sławomir Mentzen był w wieku chrystusowym. Oczywiście nie wymagam od niego zmiany oblicza świata, bo to nie jego liga, o czym mógłby mu wspomnieć sędzia Marciniak – bądź co bądź znawca lig i ich możliwości. Nie podpowiadam mu również przybicia się do krzyża, bo mało kto zwróciłby na to uwagę. Problem w tym, że Mentzen nawet nie zdążył do tego czasu wydorośleć, a w każdym razie wydorośleć na tyle, by dostrzec, ocenić i zastosować panujące we współczesnym świecie surowe wymogi, stawiane często prawem kaduka, ale jednak, i to wszystkim maluczkim, zwłaszcza zaś tym, którym marzy się rząd dusz. Jeśli więc po takim wyskoku pan Sławomir nadal posiada swoje biznesy i całkiem serio zabawia się polityką, marząc zapewne o mandacie posła, to znaczy, że nad Wisłę nie dotarły ani przepisy o zwalczaniu rasizmu i homofobii, ani nie doczłapała jeszcze kultura unieważniania, albo… No właśnie - albo Sławomir Mentzen jest zaprogramowanym prowokatorem. Innego wytłumaczenia jego bezkarności nie ma.

        Dlatego, gdyby to mnie Mentzen chciał z jakiegoś powodu zaprosić na organizowaną przez siebie imprezę, to bym nie poszedł, bo mi z tym panem nie po drodze – i tyle.

        No a nasz najlepszy na świecie sędzia piłkarski poszedł. Czy to oznacza, że Szymon Marciniak nie słyszał nigdy o Piątce Konfederacji ogłoszonej niegdyś przez Mentzena? Trudno powiedzieć, niemniej jedno jest pewne - skoro otrzymał zaproszenie, to mógł być przekonany, że nie został zaliczony ani w poczet Żydów, ani homoseksualistów. Uff, pewnie odetchnął, nie będąc przedtem do końca świadom swoich korzeni i erotycznych preferencji. A tak, wraz z zaproszeniem, dostał niejako poświadczenie rasowej i heteroseksualnej czystości, skoro go tam chciano, wraz z glejtem bezpiecznego pobytu na imprezie. Tak więc nie groziło mu doczepienie żółtej gwiazdy Dawida ani skryte uderzenia kastetem, a w domu nie czekał na niego mieniący się gwiazdami kryształ rozbitych szyb.

        Cóż, jak cię widzą, tak cię piszą, a Mentzen sam dał ku temu powody, podobnie jak ci, którzy czują się zaszczyceni jego zaproszeniem. Czy to oznacza jednak, że popieram zachowanie profesora Rafała Pankowskiego ze stowarzyszenia Nigdy Więcej, bo to on napisał na Marciniaka donos do Gestap… No nie, oczywiście do UEFA? Proszę wybaczyć – z jednej strony wszystko płynie, z drugiej, pozostaje niezmienne, upodobniając się i mieszając jedno z drugim.

        No więc nie, oczywiście, że nie popieram - w żadnym wypadku, choć trzeba przyznać, że profesor nie podążył wstydliwą, okupacyjną ścieżką, żądając od sędziego gotówki, złotych zębów babci i biżuterii żony w zamian za wycofanie swojego pisma. A mógł i sądząc po żenującej, zaczerpniętej żywcem z najgorszych wzorców czasów stalinowskich samokrytyce Marciniaka, jaką ten napisał do UEFA, ośmieszając siebie i przy okazji swoich rodaków, których na stadionach świata chcąc, nie chcąc reprezentuje, sędzia na pewno by się zgodził, choć z zębami mógłby już mieć pewne problemy.

        Dobrze, to dokonajmy teraz pewnej narracyjnej wolty i zastanówmy się, co by się stało, gdyby Szymon Marciniak przyjął zaproszenie na imprezę organizowaną przez szanowanego w Unii i w pewnych kręgach krajowych Leszka Millera. Tak, tego właśnie Millera, byłego aparatczyka zamordystycznego systemu z euroazjatyckimi korzeniami z sąsiedztwa, dawnego członka Biura Politycznego KC PZPR, psa łańcuchowego Kremla na polskiej ziemi, który za moskiewską pożyczkę zakładał struktury socjaldemokracji – ugrupowania, w jakim on i jego partyjni kamraci ukryli swoje polityczne pochodzenie i zdobyli szlify politycznej poprawności, stając się tym samym strawnymi dla Zachodu partnerami. Tego samego, który dziś ma czelność wskazywać palcem, kto jest, a kto nie jest demokratą, kto faszystą i kto skrywa pod maską pozorów totalitarne zapędy. A zatem wiedząc o pojawieniu się Szymona Marciniaka na imprezie u Millera, złożyłby profesor Pankowski donos do UEFA? Za co? Jak to za co? Za to, że Marciniak zniża się do poziomu bolszewickiego zamordysty, kremlowskiego dłużnika i politycznego przebierańca. Bo ja wiem, że nie złożyłby, jako że dzisiejsza lewackość Millera i okołolewacka, antyrasistowka czujność Pankowskiego w jednym stoją domku.

        A co z sędzią? – ktoś zapyta. No on poszedłby – ochoczo. Wystarczyłoby zagwizdać. Bo to człowiek na każdy sezon i każdą okazję, taki, któremu nie kodeks wewnętrzny, a UEFA zakreśla zasady etyki i honoru, a przy okazji i światopogląd. No ale co zrobić, skoro sędziowie już tak mają. Widać wszyscy.


Zobacz galerię zdjęć:

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka