Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
303
BLOG

Pożegnanie z bożyszczem - rzecz o Sewerynie

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 21
Ot, podły, mętny typek namawiający do bicia faszystów, który sam i stylem, i łobuzerską emfazą nie odbiega ani na cal od politycznego jadu zapożyczonego od brunatnych koszul. Jednym słowem kolejna swołocz w teatralnej kreacji moralnego autorytetu.

        Najpierw cytaty z artystycznego Olimpu:

        ,, Drogie dziecko, pamiętaj, twoje zadanie jest im przypier….ć. Jesteś młody, na razie nie rozumiesz, co do ciebie mówię, ale szybko zrozumiesz jak będziesz miał kilkanaście lat albo wcześniej, zrozumiesz komu trzeba przy…dolić. I nie zważać na nic! Tym wszystkim Trumpom, Kaczyńskim, Orbanom pierd…..m, rozumiesz, trzeba przypier….ć. Żadnych dialogów chrześcijańskich, żadnego tam, wiesz, rozumienia, debaty, porozumienia. Nie, k…a! Faszystom trzeba przyp…..ć, a nie dyskutować. Bo oni będą używali ten dialog, żeby ciebie zrobić w d..ę.”

        Teraz drugi:

        "W związku z pojawieniem się w przestrzeni internetowej prywatnego nagrania z moim udziałem oświadczam, że ani ja, ani osoba, do której zostało ono wysłane, nie udostępniliśmy go mediom społecznościowym. Dostało się tam ono z woli tych, którzy mają dostęp do naszych prywatnych kont i którzy, jak sądzę już nieraz z tej możliwości korzystali"

         I trzeci:

        ,,Słyszę też, że ktoś mógł potraktować to, co powiedziałem jako namawianie do przemocy, bo użyłem słowa przypier...ć. Z całym szacunkiem, ale to tak, jakby traktować słowa zawarte w ośmiu gwiazdkach jako zaproszenie do seksu. To, co powiedziałem żyje swoim życiem, nie mam na to wpływu. Z drugiej strony, wielu ludzi identyfikuje się politycznie z tymi słowami. Spotykam się nawet z gratulacjami."

        Z pierwszego cytatu wynika w sposób oczywisty, iż Andrzej Seweryn namawia do przypierd…nia Kaczyńskiemu. I nie tylko jemu zresztą, ale i innym faszystom, w tym pierd…ym Trumpom i Orbanom. Ba, więcej – on tego nie powiedział, ale walnął wprost otwartym tekstem, żeby nikt nie miał jakichkolwiek wątpliwości, co należy do jego świętych niemal obowiązków, skoro nawet chrześcijański dialog go nie obowiązuje. Jednym słowem, Andrzej Seweryn, aktor i reżyser, odznaczony orderami francuskimi, w tym Legią Honorową oraz polskimi, artysta zasłużony dla kultury postrzeganej jeśli nie w wymiarze światowym, to na pewno europejskim, w sposób niezwykle agresywny, posługując się rynsztokowym językiem namawia do użycia przemocy w stosunku do politycznych oponentów. Podkreślam, przemocy fizycznej. Czyli w rozumieniu prawa nie tylko nawołuje do popełnienia przestępstwa, ale i publicznie pochwala je. I jakby tego było mało, ten biedny błazen uważa, że polityczne jest to, co kojarzone jest z przemocą. No poniekąd jest, tyle że postrzegane w leninowsko-stalinowskim czy hitlerowskim wymiarze.

        Cytat drugi pochodzi z odpowiedzi Seweryna na opinię Piotra Glińskiego wyrażoną na konferencji prasowej, w której minister kultury i dziedzictwa narodowego zauważa, iż w trakcie licznych spotkań z aktorem nigdy nie odczuł, jakoby ten chciał zrobić mu to, do czego później publicznie namawiał. No więc żeby wykpić się z zarzutu nakłaniania do popełnienia przestępstwa Seweryn stwierdza, że była to jego prywatna wypowiedź skierowana do innej osoby. I trzymając się konsekwentnie tej narracji, zabezpiecza się na wypadek, gdyby o jego winie miał zdecydować sąd. Polski sąd, co może tylko budzić uśmiech politowania. Jednak żeby nie utracić okazji do kopnięcia pisowskiej władzy nisko (Nie, troszeczkę wyżej. O, tak, tu właśnie), zarzuca jej śledzenie i przechwytywanie prywatnej korespondencji. Czyli nie dość, że jego zdaniem sam jest niewinny, to na dodatek obarcza odpowiedzialnością swoich przeciwników, oskarżając ich o cyberinwigilację. Sprytne, ale czy uczciwe? Oczywiście, że nie. Jednak nie przesadzajmy z niemiłym zaskoczeniem – to tylko bardziej utalentowany aktor, któremu płacą nie za opis rzeczywistości, tylko za jej często fałszywą kreację, więc ma, że się tak wyrażę, kupę śmierdzącej wprawy.

        I wreszcie cytat trzeci. Tu już Seweryn swoją bezczelnością przechodzi wszelkie znane nam dotychczas granice. Okazuję się, że to, co powiedział nie oznaczało tego, co powiedział, bo powiedział coś całkiem innego. A skoro to coś innego zostało zrozumiane tak, jak to powiedział, mimo że tego wcale nie powiedział, choć to coś zainstalowało się w publicznym obiegu tak właśnie, jak powiedział, to już nie jego sprawa, a tym samym nie jego odpowiedzialność. Jednak gratulacje za coś, co powiedział, mimo że powiedział coś innego, a co zostało przyjęte tak, jak to powiedział, z satysfakcją przyjmie.

        Co to oznacza? Proste: oznacza, że lęk przed odpowiedzialnością za publicznie wypowiedziane słowo walczy w jego małej, nieskomplikowanej osobowości zawodowego komedianta o lepsze z nieodłącznym popytem na oklaski i wszelkie inne wyrazy podziwu. Ba, może nawet poszedłby odsiedzieć swoje słowa, byle w celi i na spacerniaku wciąż bito mu brawa. – Bravissimo, maestro! – krzyczałyby oprychy

        Niestety Andrzej Seweryn nie dorósł do życiowej roli, która byłaby pochwałą cywilnej odwagi, w tym odpowiedzialności za własne wypowiedzi. I choć na zewnątrz błyszczy lukrem talentu, dobrze odgrywanej kindersztuby i niemałej erudycji, to w środku drzemie w nim zwykły prostak, działający zza pleców innych prowodyr ulicznych burd i mały, niemal tyci kuglarz żonglujący społecznymi nastrojami ze sceny, choć chętniej zza opuszczonej kurtyny. Ot, podły, mętny typek namawiający do bicia faszystów, który i stylem, i łobuzerską emfazą nie odbiega ani na cal od politycznego jadu zapożyczonego z repertuaru brunatnych koszul. Jednym słowem kolejna swołocz w teatralnej kreacji moralnego autorytetu.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka