Zbigniew Girzyński Zbigniew Girzyński
265
BLOG

Au revoir monsieur Gilbert…Wpis nieco sentymentalny

Zbigniew Girzyński Zbigniew Girzyński Kultura Obserwuj notkę 5

 

Au revoir monsieur Gilbert…
Wpis nieco sentymentalny
 
Jestem troszkę chory. Nie grypa chyba wprawdzie, ale zwykłe przeziębienie (mam nadzieję). Tak czy inaczej wczoraj prawie cały dzień, a dziś cały dzień, spędziłem lecząc się. Zresztą przynosi to efekt i wracam do zdrowia. Sporo osób zwracało mi uwagę ostatnio, że mało piszę na blogu. To prawda. Przepraszam. Faktycznie mało ostatnio piszę. Jeszcze rzadziej zaglądam do poczty na którą mogą pisać czytelnicy bloga (za co tez przepraszam). Przepraszam też za to, że poprawa nie będzie zbyt szybka i nazbyt gwałtowna.
            Powodów jest kilka (nie licząc oczywiście całego natłoku spraw, które mam od zawsze, zwłaszcza w świecie polityki). Najważniejszy to wyjątkowy brak czasu. Dużo ostatnio podróżuję opowiadając o pięknym i zapomnianym fragmencie naszej historii czyli o historii Grobu Nieznanego Żołnierza. O tych spotkaniach, które mają otwarty charakter, można przeczytać na mojej stronie internetowej www.girzynski.pl Zapraszam na kolejne o których na stronie tej informuję.
            Poza brakiem czasu to przyznam się, że niekiedy jest człowiek już wszystkim, zwłaszcza polityką, zmęczony. Ileż można razy odnosić się do prostactwa Palikota, nieróbstwa Tuska, obłudy Niesiołowskiego czy „interesów” Chlebowskiego i Drzewieckiego, że o kulturze osobistej znanego obrońcy WSI Komorowskiego nie wspomnę? Niech sobie każdy je ocenia samemu. I jeśli bardzo mu się to podoba to niech się cieszy bo zapewne będzie go to czekało jeszcze bardzo, bardzo długo. Platforma od początku twierdziła, że wyznaczy nowe standardy i przyznam się, że nie wierzyłem w to za bardzo, aż po 2 latach się przekonałem, że to akurat im się udało. Wyznaczyli nowe standardy, które najwyraźniej stały się na tyle akceptowalne, że znaczącej części, a może nawet większości społeczeństwa to odpowiada. A skoro mamy demokrację to szanując wolę większości i zachowując do niej stosowny dystans robię to co przynosi troszkę pożytku i troszkę satysfakcji, czyli generalnie robię swoje (co się nie zawsze moim adwersarzom, a niekiedy także i moim towarzyszom podoba).
            I w ramach odreagowywanie od polityki coś miłego na dzisiejszy wieczór dla tych, którzy być może nie zawsze podzielają (a może nieraz podzielają) moje poglądy polityczne, ale mają podobny gust muzyczny. Pewnie co bardziej uważni czytelnicy mojego bloga wiedzą, że lubię nieco sentymentalną i może z lekka staroświecką muzykę. Pisywałem kiedyś o legendzie francuskiej piosenki Joe Dassin i jego pięknym przeboju Et si tu n’existais pas. Nie tak dawno przypominałem przepiękną i urzekającą swoim głosem Mireille Mathieu. A dziś…
            Dziś znów piosenka francuska. Choć obiecują, że kolejnym razem postaram się sięgnąć do przebojów śpiewanych w innych językach. Nazywano go „Monsieur 100 000 Volts”. Dlaczego bo miał wyjątkowy temperament. Jedyny i niepowtarzalny. Być może jego przebój „Nathalie” jeszcze tak tego nie obrazuje
ale jego inne przeboje kipią wręcz energią.
            Gilbert Bécaud nie żyje już od 8 lat, ale na kartach historii francuskiej piosenki drugiej połowy XX w. zapewnił sobie nieśmiertelność. Był człowiekiem odważnym, który nie bał się ryzyka i który nie tylko w głosie miał ukrytą wyjątkową energię. Miał 15 lat kiedy w 1942 r. rzucił szkołę, aby walczyć we Francuskim Ruchu Oporu.
            Do tego aby zaczął śpiewać zachęciła go sama Edith Piaf. W jego muzyce zawsze dało się słyszeć nutkę sentymentalną.
Poza już przywoływanym na początku przebojem „Nathalie” chyba najbardziej znaną piosenką tego artysty jest „Et maintenant”.
Śpiewał ją nie tylko sam Gilbert Bécaud, ale anglojęzyczna jej wersja („What Now My Love”) rozśpiewała cały świat ustami takich herosów muzyki jak Frank Sinatra czy Elvis Presley.
Dziś także chętnie sięgają po nią zarówno francusko jaki i anglojęzycznie artyści. Spędzając jesienny wieczór w domu można w internecie wyszukać wiele ciekawych aranżacji tego przeboju. A na jesienne wieczory muzyka Gilbert Bécaud nadaje się o wiele bardziej niż większość programów publicystycznych ;)
 
Cóż można jeszcze dodać? Au revoir monsieur Gilbert…
 
 

wymagający

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura