Nieformalny szczyt ministrów obrony NATO w Wilnie potwierdził, że pakując się w ISAF kraje NATO nie przewidziały scenariuszy negatywnych rozwoju sytuacji albo zaklinały rzeczywistość, by te scenariusze odsunąć od świadomości rządów i obywateli. Sekretarz obrony Robert Gates przyjechał do Wilna po żołnierzy, sprzęt i pieniądze. Od większości sojuszników dostał na razie figę z makiem. Z deklaracjami zwiększenia kontyngentów pospieszyła jak zwykle tylko Polska, jeszcze przed szczytem, i ku zdziwieniu Gatesa także Belgia, gotowa wysłać do Afganistanu samoloty F-16. Gates kilkukrotnie powtarzał, że spotkanie w Wilnie nie było force generation conference, ale robił to chyba po to, by uświadomoć swoim sojusznikom, że chodziło właśnie o to. Widząc niechęć europejskich krajów do poświęcania swoich sił - i próbując też wyciągać rękę do Kanadyjczyków grożących wycofaniem się z Afghanistanu - Gates zaproponował, by ci, którzy nie chcą walczyć, dali pieniądze i sprzęt tym, którzy chcą. Na pytanie, czy nie stworzy to w NATO podziału na najemników i sponsorów, dyplomatycznie nie odpowiedział... Dalszy ciąg tego dosyć żenującego widowiska na szczycie NATO w Bukareszcie. W tym roku na południe Afganistanu pojedzie dodatkowo kilkuset kolejnych polskich żołnierzy, zapewne wyślemy też kolejne helikoptery. Zastąpią wysłanych w zeszłym roku w liczbie 3200 amerykańskich Marines. Rachunek może pokryć np Francja.
