głos wołającego na pustyni głos wołającego na pustyni
668
BLOG

Matrix, czyli redefinicja pojęć (zmiany w Konstytucji)

głos wołającego na pustyni głos wołającego na pustyni Polityka Obserwuj notkę 7

[2010-12-19 - zmieniłem tytuł notki, aby jasno wskazywał na jej tematykę]

Ostatnio coraz rzadziej oglądam telewizję, ciężko zmusić się do obejrzenia nawet krótkiego programu informacyjnego. Dziś przechodząc obok włączonego TV zobaczyłem na pasku TVP Info, że odbywa się w sejmie debata na temat zmian w Konstytucji przygotowana przez Pana Prezydenta Komorowskiego. Oczywiście temat ten w serwisach informacyjnych nie jest w żaden sposób przybliżany, no bo po co Kowalski ma się zajmować tym, co dzieje się na Wiejskiej? Niech żyje spokojnie swoim życiem, a sprawy państwowe zostawi politykom.

Ale do meritum. Nie znałem dokładnie propozycji zapisów, jakie miałyby znaleźć się w znowelizowanej ustawie zasadniczej. Wiedziałem tylko tyle, że dotyczą one naszego członkostwa w Unii Europejskiej (muszę na marginesie dodać, że moja niewiedza w tym zakresie wynika z niewywiązywania się mediów ze swej misji informacyjnej, ale to już temat na osobną notkę). Czyli: dopisanie informacji, że Polska jest członkiem UE oraz przygotowanie do wprowadzenia waluty Euro. Sięgnąłem do źródła i... znalazłem kilka kwiatków!

1. NBP ma realizować "zadania i wykonywać kompetencje określone w Traktatach stanowiących podstawę Unii Europejskiej" (Art. 227.1.). W połączeniu z brzmieniem Art. 2 ("znosi się Radę Polityki Pieniężnej") oznacza to, że decyzje dotyczące polskiej waluty (a docelowo Euro) będą zapadać gdzieś w Brukseli. Czy będą one zgodne z polską racją stanu, czy może raczej będą realizować interesy kilku dużych krajów "starej Unii"? Teoretycznie może to iść w parze, ale czy w praktyce jest to realne? Myślę, że nie - widać to wyraźnie w wielu kwestiach gospodarczych, np. gazociąg północny.

2. W nowelizacji użyto kilkakrotnie ciekawego sformułowania: "Traktaty stanowiące podstawę Unii Europejskiej". Niestety nie znalazłem kryteriów, wg których dzieli się traktaty na te "stanowiące podstawę" i wszystkie pozostałe.

3. Nie ma jednoznacznego zapisu mówiącego, jakie kompetencje mogą być Unii przekazane. Określenie "w niektórych sprawach", użyte w Art. 227b., oznacza, że mogą być one dowolne i dotyczyć każdej dziedziny.

4. Przekazanie kompetencji będzie mogło odbyć się w przećwiczonym już przy okazji Traktatu Lizbońskiego trybie parlamentarnym (za pomocą ustawy). Jest również druga opcja - ogłoszenie referendum, ale jeśli będzie ryzyko jego niepowodzenia to po co je organizować? I po co ponosić ogromne koszty przeprowadzania plebiscytu, skoro mamy demokratycznie wybrany Parlament, który jest emanacją społeczeństwa? Decyzja o wyborze trybu przekazania kompetencji miałaby być podejmowana zwykłą większością głosów.

5. "Sejm i Senat wykonują kompetencje powierzone parlamentom narodowym w Traktatach stanowiących podstawę Unii Europejskiej w zakresach i formach określonych w tych Traktatach." (Art. 227.h.2.). Toż to rewolucja! Polski parlament nie będzie mógł "wszystkiego" z wyjątkiem tego, czego już się zrzekł, ale będzie mógł wykonywać tylko i wyłącznie to, co mu przewidziano w traktatach. Do tej pory było tak, że Polska zrzekała się części "kompetencji" (ja to nazywam wprost suwerennością, ale o tym później), a teraz role miałyby się odwrócić!

6. Wystąpienie z Unii Europejskiej. Temat, który interesuje mnie "od zawsze". Co mówi na ten temat projekt Prezydenta Komorowskiego? "Zasady postępowania w sprawie wystąpienia Rzeczypospolitej Polskiej z Unii Europejskiej określa ustawa" (Art. 227.k.). Ale czy takowa istnieje, czy może zostanie przygotowana w mglistej przyszłości? Traktat Lizboński podobno przewiduje wystąpienie państwa z UE, ale na jakich zasadach? Pewnie żaden dziennikarz nie pofatygował się, żeby to sprawdzić. W okresie ratyfikacji dokumentu bacznie śledziłem wszystkie debaty z nim związane i niczego w tej kwestii się nie dowiedziałem. A czy politycy, którzy podnosili za nim ręce go czytali? Podobno wtedy jeszcze nie był przetłumaczony na nasz język. A czy zdążyli zapoznać się z nim do dzisiaj? Może jakaś redakcja zrobiłaby kwerendę w Sejmie?

Teraz na potrzeby dalszych przemyśleń podam ciut wiedzy encyklopedycznej.

Ze "Słownika wyrazów obcych" (PIW, 1964r.):
suwerenność [od przym. suwerenny] 1. zwierzchnictwo 2. niezależność jednego państwa od innych państw [a więc i grupy państw jaką jest UE - mój przypis] w sprawach wewnętrznych i stosunkach zewnętrznych
suwerenny [od fr. souverain najwyższy, panujący] panujący, zwierzchniczy, niepodległy, niezależny od innego państwa

Z "Małej encyklopedii powszechnej" (PWN, 1970r.):
suweren [fr.], niezależny, nie podlegający niczyjej zwierzchności władca, s u w e r e n n o ś ć, niezależność władzy państw. od jakichkolwiek czynników zewnętrznych

Z internetowej "Encyklopedii PWN":
suwerenność, niezależność państwa (od momentu jego powstania) od wszelkiej władzy w stosunkach z innymi państwami i organizacjami międzynarodowymi (suwerenność zewnętrzna) oraz samodzielność w regulowaniu spraw wewnętrznych (suwerenność wewnętrzna); na współczesne rozumienie suwerenności składa się: zwierzchność terytorialna, niepodległość i wolny od ingerencji ustrój polityczny, społeczny i ekonomiczny oraz możność współżycia z innymi narodami na zasadach równości i obopólnych korzyści.

Przedstawiam te przykłady, aby pokazać, że obecnie - na potrzeby bieżącej sytuacji - redefiniuje się pojęcia podstawowe, które w swoim duchu były i są niezmienne. Proszę zauważyć, że nawet w przytoczonych wydawnictwach pochodzących z czasów "zaboru radzieckiego" definicje suwerenności brzmią tak, jak każdy je intuicyjnie określa! Dopiero aktualna internetowa encyklopedia PWN wprowadza obok "klasycznej" definicji także tę "nowoczesną", przystającą do "współczesnego rozumienia". Podobna, "współczesna" definicja suwerenności wybrzmiała w uzasadnieniu orzeczenia o zgodności z Konstytucją Traktatu Lizbońskiego, wygłoszonym przez jednego z sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Za kilka lat pewnie zniknie z encyklopedii definicja, którą nazwałem roboczo "klasyczną", a pozostanie tylko jedna, ta właściwa. Przecież to tak, jakby ktoś zaproponował: "do tej pory mówiliśmy, że trawa jest zielona, teraz będziemy mówić, że kiedyś była zielona, a aktualnie jest czarna, a w przyszłości będziemy mówić, że od zawsze była czarna". Czy takie zabiegi mają sens? Oczywiście, że mają! Proszę sobie wyobrazić reakcję Kowalskiego czy Nowaka, gdyby politycy zaczęli zgodnie mówić, że Polska nie jest suwerenna. Lepiej powiedzieć, że owszem, jest suwerenna, ale w domyśle wg odpowiednio zaktualizowanej definicji tego słowa. Praktyka taka będzie moim zdaniem coraz częstsza, a kolejną jej ofiarą będzie (już niedługo!) słowo "małżeństwo" - "związek mężczyzny i kobiety" zastąpi się "związkiem dwojga ludzi". Proste i jakże nowoczesne, prawda?

I jeszcze powtórka ze szkoły. Jak pamiętam z lekcji WOS-u (dla niezorientowanych: wiedza o społeczeństwie - teraz pewnie inaczej się ten przedmiot nazywa, albo nie ma go wcale), m.in. w Polsce istnieje tzw. trójpodział władzy: ustawodawcza - tworzy prawo, wykonawcza - wprowadza je w życie, sądownicza - wydaje wyroki na jego podstawie. To tak ogólnie. Warto przeanalizować ten podział w kontekście naszego członkostwa w UE.
Władza ustawodawcza (parlament) uchwala przepisy, które nie mogą być w sprzeczności z prawem europejskim, co więcej, muszą realizować dyrektywy UE.
Władza wykonawcza (rząd, prezydent) musi realizować to prawo, a więc w swoich decyzjach jest pośrednio ograniczona prawem stanowionym w Brukseli.
Władza sądownicza musi orzekać zgodnie z prawem (jak już wspomniałem - ograniczonym ramami unijnymi) i dodatkowo kierować się orzeczeniami europejskich trybunałów. A strona w przypadku przegrania sprawy przed polskim sądem może odwołać się do wyższej instancji - sądu europejskiego.
Gdzie w powyższym opisie (wiem, mocno uproszczonym) jest suwerenność? Nie ta "nowa", lecz ta prawdziwa? Ktoś powie, że przecież dobrowolnie, bez żadnego przymusu zgodziliśmy się na ograniczenie swoich praw. Pełna zgoda, proszę tylko o jedno: o prawdę, o nie nazywanie obecnej Polski suwerenną!

W jednym z programów "Punkt widzenia" redaktor Grzegorz Nawrocki bardzo oburzał się, że wierni śpiewają w pieśni kościelnej "Ojczyznę wolną rać nam wrócić Panie". W świetle moich powyższych wywodów ja również tego chcę - chcę mieć Ojczyznę suwerenną. A Panu Redaktorowi Nawrockiemu polecam zapoznanie się z "klasycznymi" definicjami suwerenności, których nie odważyła się nawet zredefiniować "władza ludowa".

Analizując postępowanie Pan Prezydenta, a w szczególności przygotowany przez niego projekt zmian Konstytucji widać, że jest on człowiekiem niezwykle ambitnym. Robi wszystko, aby jego ścieżka kariery politycznej nie skończyła się na urzędzie prezydenta w zaściankowej Polsce...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka