Piotr Gociek Piotr Gociek
4813
BLOG

Co naprawdę powiedział nam szef CBA

Piotr Gociek Piotr Gociek Polityka Obserwuj notkę 31

Wreszcie wiadomo kto winien - oprócz pisowców jeszcze winne są telefony. W  "Dzienniku Gazecie Prawnej" wczoraj znalazł się kuriozalny wywiad z szefem CBA Pawłem Wojtunikiem, który tłumaczy, że po pierwsze wcale w Polsce się tak wiele nie inwigiluje, a po drugie jak już - to w słusznej sprawie. Czegóż zresztą innego spodziewać się po szefie tajnej służby? Gdyby był rzeźnikiem opowiadałby, że najzdrowsza jest wieprzowina z tłuszczykiem. A gdyby był właścicielem baru wegetariańskiego mówiłby o zbawiennych właściwościach żucia trawy.

Przypomnijmy - niedawno okazało się, że służby w Polsce inwigilują na potęgę. Na początku kwietnia "Wyborcza". "Niemal 2 miliony razy w roku 2011 policja i inne  służby zasięgały informacji o tym do kogo i skąd dzwoniliśmy, do kogo wysyłaliśmy SMS-y, a także kiedy i po co wchodziliśmy do internetu. W żadnym innym europejskim kraju służby nie korzystają tak często z prawa do naruszania prywatności obywateli".

Dziś Paweł Wojtunik daje odpór i rzecze: "Mam wrażenie, że w dyskusji publicznej, która aktualnie trwa na ten temat, dane te są niewłaściwie interpretowane". A dlaczego? "Jesteśmy jednym z nielicznych europejskich krajów, w którym nadal anonimowo można kupić kartę pre-paid. Na Zachodzie trzeba pokazać dowód lub kartę kredytową. A 99 proc. przestępców używa takiego telefonu. My, aby ustalić jego posiadacza, musimy kierować 10, a czasem więcej zapytań do operatorów". Zatem w Polsce dużo oznacza  mało, a i to "mało" jest konieczne.

Sam Wojtunik nie wydaje się przekonany do swojej argumentacji, bo postanawia ją jeszcze wzmocnić. Sięga po środek sprawdzony: dzieci. Nic tak nie skłania obywatela do wszelakiej łagodności, jak obrazek zagrożonych maluchów, płaczących sierotek i załzawionych rodziców. Wojtunik mówi więc: "Jestem pewien, że gdyby komukolwiek z krytykujących dziś takie uprawnienia porwano dziecko żądałby, aby policja online sprawdzała billingi, które mogą naprowadzić na trop sprawców. Nie zważałby na to, że naruszono prawa i wolności jego sąsiadów, przyjaciół i bliskich sprawdzający ich połączenia. Wiem, że to nie popularne ale skuteczne zwalczanie przestępczości, terroryzmu lub korupcji zawsze odbywa się kosztem ograniczenia części praw i wolności obywatelskich lub ingerencji w nie."

To niebezpieczna argumentacja. Czy to znaczy, że policja miałaby prawo do rozwałki gdybym sformułował zdanie "Jestem pewien, że gdyby komukolwiek z krytykujących dziś uprawnienia policji do strzelania w brzuch zabito matkę, żądałby aby policja rozwaliła sprawcę"?

Panie inspektorze, wybór między wolnością a bezpieczeństwem jest fałszywy.  Bezpieczeństwo bez wolności jest niewolą. Wolność bez bezpieczeństwa jest anarchią. Zadaniem służb jawnych, tajnych i dwupłciowych jest zapewnienie nam bezpiecznego korzystania z wolności, a nie odbieranie wolności w imię bezpieczeństwa.

Oto kolejny fragment wywiadu, który  mocno mnie zdziwił. Oto kolejny. Paweł Wojtunik porównując swą poprzednią pracę w Centralnym Biurze Śledczym z obecną (CBA) mówi tak: "Nie było wielkiego zaskoczenia, ale moja perspektywa siłą rzeczy zmieniła się. CBŚ to czarno-biały świat w którym jest podział na dobrych policjantów i złych bandytów, których należy ścigać. Działania policji, nawet gdy są radykalne, to są zarazem akceptowalne. Korupcja jest bardziej zakonspirowana, dotyczy osób pełniących rozmaite funkcje publiczne, często bardzo rozpoznawalnych, polityków, urzędników."

Będę wdzięczny za podanie nazwisk. Jakich to " bardzo rozpoznawalnych polityków" rozpracowało w ostatnich latach CBA? Bo mam dziwne wrażenie, że od czasu wyrzucenia z Biura ludzi Mariusza Kamińskiego odpuściliście sobie patrzenie naszej jedynie słusznej władzy na ręce. Wiem za to, czym CBA się dziś zajmuje. O raporcie za rok 2011 "Rzeczpospolita" pisała tak: "Wójtowie, burmistrzowie, lokalni urzędnicy – to ich agenci CBA zatrzymywali najczęściej. Blisko jedna trzecia spraw operacyjnych, jakie w 2011 r. prowadziło Biuro, dotyczyła właśnie administracji samorządowej".

Mówił pan wtedy, panie inspektorze "To w samorządach zagrożenie korupcją jest największe, bo przez nie przechodzi większość środków publicznych i odbywa się wiele inwestycji. Tam najczęściej tworzą się lokalne sitwy i układy, a korupcja jest najbardziej dotkliwa dla ludzi".

Dziś w "DGP" powtarza pan: "Działamy w Polsce lokalnej, wyłapując patologie w samorządach. (...) mam wrażenie, że dysponując 800 agentami jesteśmy wręcz za mali na takie spektrum zadań." Więcej agentów, więcej bilingów-oto czego, jak się okazuje, nam trzeba.

Pytanie brzmi - jak to się stało, że nagle korupcja zniknęła w Polsce ze szczebli wysokich, a pojawiła się tylko na niskich? Dlatego że zawiał wiatr z księżyca, był wybuch na słońcu, że korupcję znajduje się tylko tam, gdzie się jej szuka? Czy można prosić o jakieś dane partyjne? Ostatnie wybory samorządowe (i poprzednie) wygrała dziwnym trafem partia która nazywa się PO. Rządzi  ona w Polsce lokalnej niemal wszędzie - samodzielnie lub z koalicjantem z PSL. Czy pana surowa diagnoza "to w samorządach zagrożenie korupcją jest największe, tam najczęściej tworzą się lokalne sitwy i układy" jest jakoś powiązane z tymi faktami? Jeśli tak, to może warto te patologie pokazać?

Póki tych informacji brak, pozostanę mocno sceptyczny i w kwestii bilingów, i zatrudniania nowych agentów. W kwestii intencji władzy, niestety też.
 

Jestem osobny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka