Szymon Grabowski Szymon Grabowski
59
BLOG

Sąd. Jeden z możliwych scenariuszy (historia antyklerykalna)

Szymon Grabowski Szymon Grabowski Kultura Obserwuj notkę 7

Przychodzi bloger do nieba – i od razu staje przed obliczem samego Boga.

- Z czym przybywasz, bracie?

- No, ja... wyspowiadałem się w szpitalu...

- Nie o to chodzi!  Pytam o twoje dobre uczynki.

- Więc ja...  No, martwiłem się o losy Kościoła w Polsce.  Bo ja jestem z Polski, proszę Boga.

- Plułeś na księży?

- Plułem, a jakże... znaczy, tego... no, chciałem by stali się lepsi.

- Chciałeś, by stali się lepsi?

- Chciałem.  Pod postacią satyry i świętego gniewu.

- O tym, co jest święte, decyduję Ja.  Zbliż się tu, chłopcze.

...

- Blaszka!  Po-wsze-chne ka-płań-stwo!  Nie przyszło ci to do głowy?

- To znaczy? – mówi niewyraźnie bloger, masując bolące czoło. 

- Nie pomyślałeś, że ksiądz to człowiek taki jak ty?  A mówiąc dobitniej: że ty jesteś takim samym człowiekiem jak ksiądz?

- To znaczy...?

- "To znaczy, to znaczy", ty upośledzony jesteś?  A podobno chwalili cię czytelnicy bloga.  Rusz-że mózgownicą!

- Ale przecież ksiądz to kapłan, pasterz!  Sprawuje sakramenty, spowiada.  Ja to co innego, zwykły członek ludu Bożego.

- Nie kolektywizuj się, bracie.  Ja nie rozmawiam z ludem Bożym, ale z każdym członkiem z osobna.  Wracając do meritum: trzeba było częściej Biblię czytać.  Gdzie tam choćby pada słowo "koloratka"?  Tabernaculum?  Sukcesja apostolska?

- Przecież Piotr dostał klucze...

- A czy było powiedziane, że ma je komuś odstępować?  Spowiedź na ucho?  A nie pomyślałeś o tym, żeby wyznać grzech temu, którego skrzywdziłeś?  I zadośćuczynić!  A jeśli brat twój zgrzeszy - ksiądz czy nie ksiądz - to powiedz mu to na osobności.  Boisz się?  Niech cię nawet wyklnie (wielka będzie twoja nagroda w niebie!).

- A jeśli nie masz odwagi – dobiegły blogera cichsze słowa – to cierp.  Uznać, że słusznie się cierpi to też nielicha rzecz.

Bóg zamikł na chwilę, jakby dla nabrania oddechu.  Bloger pobladł, a na jego twarzy pojawiły się pierwsze kropelki potu.  Bóg kontynuował:

- Ale zostawmy to.  Zdradzę ci coś: nawet Bóg ma swoje słabości.  Ja mam słabość do księży.  Wcale nie są inni czy lepsi, ale jednak ciężko im, bo ludzie ich obserwują i cieszą się z każdego potknięcia.  Nie mają żony, żeby wsparła.  No i podoba mi się ich młodzieńczy entuzjazm, przecież gdyby sami nie chcieli, to nie szliby do seminarium.

- A wiesz, kogo nie cierpię? – ciągnął Pan. – Tych, którzy kochają ludzkość.  I wypluję ich z ust Swoich.

Bloger zapłakał.  Wreszcie nie płakał nad światem, cywilizacją łacińską czy nawet proboszczem swojej parafii.  Płakał egoistycznie.  Nad sobą.

(Ciąg dalszy nastąpi.  W czyśćcu lub piekle.)

***

Przedstawiłem tu tylko pewną hipotezę.  Powyższą historyjkę można nazwać antyklerykalną.  Myślę jednak, że to zdrowa odmiana antyklerykalizmu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura