Malkontenci
Na błękitnym niebie oprócz nielicznych cumulusów wyrastały gęstsze skupiska przedwieczornych chmur. Po ciężkim upalnym dniu, wieczór nadrabiał zaległości z życia towarzyskiego, a rzeźwe powietrze ściągnęło pod spokojne dęby więcej niż zwykle miłośników aromatycznego napitku. Miły nastrój podsycały również zagrywki karciane i fart krążący od jednego kumpla do drugiego. Właściwie wszystkim przychodziła dobra karta i co chwilę słychać było radosne okrzyki licytacji- Gran du! Kontra! Spowrotem! Chłopcy! Zolo!
Biedne były jedynie karty, które znosiły katusze rozbijania blatu stolika przy wojowniczej zagrywce- Trómf!
Nasyceni emeryckim hazardem zaczęliśmy wracać do codzienności, pierwszy Anton zwrócił naszą uwagę na powracającą co chwilę samochodową czyszczarkę nawierzchni ulicy krążącej z buczeniem w pobliskości-
No i chłopy patrzta jak sie uwzion ten bumelcug i lanżeruje nie dając ludziskom odpoczóńć.
Zerkaliśmy ciekawie na sunącą powoli maszynę wzbijającą tuman kurzu pomimo nawilżania zamiatanej jezdni.
Jo, jo, tutaj głaska, a tamój, na Rozłogach przez parę miesiency żaden się chyba nie pokazał, zobaczta sami, bo telefonem toto zdjąłem jak szłem na grzyby- wtrącił Zyga puszczając w obieg komórkę nowszej generacji z dużym wyświetlaczem. Kilka zdjęć przedstawiało zasypane piachem całe połacie ulicznej kostki z wyrośniętymi chwastami w miejscu rynsztoka.
Do realiów przywrócił nas rzeczowy głos kolegi- Wesele.
Trzymałem w ręku damę sercową, asa sercowego i bubka krzyżowego, więc wypadało skontrować. Gra potoczyła się gładko i skasowaliśmy z Antkiem po dwa złociaki, bo chłopaki poszli bez wyjścia.
Do przerwanej rozmowy wrócił Stefciu, którego akurat zajęciem było rutynowe polerowanie obmytych kufli.
Mówił mi tu taki jeden koleś z tych Rozłogów, że oni tam wszyscy się wkurzają na Miasto, bo nieruchomości płacą jak w centrum, a nikt o nich nie dba. Chyba tylko ze dwóch z tej ulicy zamiata nawieziony piasek, ale zaraz mają kubły na śmiecie pełne i masz babo placek, bo za darmo im nie chcą tego świństwa wywieźć. Za co Miasto głabie taką forsę, pytam?
Zyga znów wyciągnął swoją komórę i puścił dookoła stolika- Widzita, jest tam jeden właściciel co koło swojej chałupy chodzi. A ta jego kobita to cały zoolog przed chałupe sprowadziła. Bez przerwy coś grzebie i grzebie i fajnie na jej robote patrzeć. No, powiedzta sami...
Przyglądałem się kolorowemu zwierzyńcowi, i krasnalom pod grzybkami, i wielobarwnym dywanem pośród różnorodnych roślin. Prawdziwy Rajski ogród i Tajemnicza Wróżka przy pracy.
Tak, tak, narobili się ludziska, ale zaraz przyjdzie jakiś głupek i poniszczy, tak jak moją figurkę Niepokalanej zaraz jakimś paskudztwem ochlapali, albo folię podziurawili w oczku... takkk, zaraz się znajdzie jakiś zazdrośnik albo cham-myślałem trzymając całą chwilę telefonik w ręku.
Buczenie czyszczarki było już ledwie słyszalne z oddali, ruch samochodowy zanikał więc i na nas przyszła pora się żegnać. Złożyliśmy karty do Stefciowej szuflady i poszliśmy zadowoleni z cudnego wieczoru pożegnać dzień w miłym zawsze łóżeczku.
No to do jutra chłopaki-rzuciłem przesiadając się na swego elektrycznego Rols Roysa.