graf13 graf13
214
BLOG

Z Fiskusem za pan brat, czyli jak to drzewiej bywało...

graf13 graf13 Rozmaitości Obserwuj notkę 6

           Z Fiskusem za pan brat, czyli jak to drzewiej bywało...

 

Już ze trzy lata działaliśmy w handlu, gdy władza robotnicza nałożyła na „kwiaciarzy” specjalne restrykcje podatkowe. Sprzedaż kwiatów stała się ważnym punktem posiedzeń i obrad komitetów przeróżnych szczebli.

Partia nie umiała, a raczej nie chciała powiedzieć robotnikom, że maksyma: czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy nie ma żadnej formy istnienia w działalności na własny rachunek. Zmobilizowano kontrole społeczne, uczulono urzędy skarbowe do drastycznie surowych poszukiwań win u prywaciarzy, szczególnie kwiaciarzy. Nawet spadnięta z wazonu mała karteczka z ceną stawała się wrażym działaniem prywaciarza przeciwko dorobkowi klasy robotniczej. Każdy prywaciarz poszukiwał więc dojść obronnych, aby jednak jakoś przetrwać i nieco zarobić za swój niemały wysiłek.

Mój kolega Heniek zapoznał mnie ze swą siostrą prominentną osobą w nadrzędnej instytucji podatkowej, mającej jednocześnie równie wpływowego kolegę zakotwiczonego bezpośrednio w US. Kilkakrotnie zmuszeni byliśmy do skorzystania z protekcji i pokierowania odwołaniami.

Któregoś wieczoru, z Anią, siedzieliśmy u pani Gosi przy maleńkiej wódeczce i w pewnej chwili zadałem pytanie:

Pani Gosiu, zawsze się zastanawiam jak to jest.

Przecież oficjalnie nie dam rady kupić papieru do pakowania kwiatów, drutu do wieńców, ba, głupiej benzyny poszukuję u „żyda”, więc muszę w jakiś sposób ominąć paragrafy i lewe pieniądze wygospodarować.

Gospodyni roześmiała się serdecznie.

Eh, panie Jurku, panie Jurku, to pan jeszcze nie wie, że kto dla nas jest wygodny to egzystuje?

        A do niewygodnych wysyłamy kontrole...

Wstydziłem się wykorzystywać panią Gosię, bo ona pochodziła z innych sfer, a również z pustawą ręką nie wypadało chodzić by byle czym głowę zawracać. Zresztą staraliśmy się działać bez odchyłek, skrobiąc na boku nie za wiele, jedynie tyle aby egzystować.

 

Tego roku władza wprowadziła obowiązek udokumentowania zakupu kwiatów rachunkami od hodowców i pośredników. Krótko po tym zarządzeniu dwie panie urzędniczki w czasie kontroli zakwestionowały czas przechowywania w chłodni róż zakupionych w dwu kilkudniowych terminach.

Obie panie uznały, iż róże są kwiatami ciepłolubnymi i nie mogą być przechowywane dłużej niż dwa dni. Dzięki interwencji pani Gosi przyjął mnie sam najważniejszy szef, czyli Naczelnik Urzędu Skarbowego. Fachowymi książkami udowodniłem racje o sposobie przechowywania róż w chłodni i to przez okresy znacznie dużo dłuższe niż u nas kwestionowano.

 

Nadszedł październik, więc w sklepie przygotowywaliśmy się do wzmożonych zakupów wszelkich akcesorii zaduszkowych, aby zadowolić jak najlepiej klientów. Każdy klient ma kogoś z bliskich do wspominania więc kupuje bukiet ładnych kwiatów i przyzwoite znicze.

Koniec października był już mroźny, to też ucieszyłem się gdy kaliski ogrodnik zaproponował:

Słuchaj stary, latoś kwiaty mi niesamowicie dobrze wyszły, nie mam co z nimi zrobić. Dam ci je na krechę, a zobacz jakie fajne, jak sprzedaż, to się rozliczymy.

Dziś dostaniesz tylko kwit- pro forma- na drogę.

Mam ich tyle, że tak i tak będę wyrzucał. 

Z doświadczenia wiedziałem, że nocne mrozy narobią dużo szkód w amatorskich foliowcach, a i klienci również nie będą szukać kwiatów na zmrożonym rynku tylko w kwiaciarni, więc może coś niecoś zarobimy.

Solidnie przygotowani otworzyliśmy sklep dwa dni przed Wszystkimi Świętymi godzinę wcześniej niż zazwyczaj. Klientki były zadowolone wyborem i jakością kwiatów, więc cieszyliśmy się z perspektywy przyzwoitego zarobku za poniesiony i wzmożony wysiłek.

Około godziny dziesiątej do kwiaciarni wszedł funkcjonariusz milicji w asyście dwu pań, na kontrolę.

Wyprosili wpierw klientów i rozpoczęli super szczegółowe liczenie kwiatów i zniczy. Rozrywali nawet worki z rarytasem, czyli papierem toaletowym, który udało mi się gdzieś okazyjnie po drodze, w Polsce wydębić, szukając w nich ukrytych zapewne chryzantem. Najbardziej aktywnym w poszukiwaniach był milicjant. Panie spokojnie siedziały przy ladzie wertując w dokumentach i rachunkach. Wiedziałem, że kwiaty nie zgadzają się z papierami przez tego dobrodusznego ogrodnika z Kalisza, ale jak miałem to powiedzieć? Liczyliśmy z milicjantem chryzantemy zmagazynowane w piwnicy, gdy wolniutko zacząłem przebąkiwać o posiadaniu takiego jednego rachunku w portfelu:

Wie pan, on jest nieco pognieciony i ma dziwny kolor, zzieleniał całkiem ze starości.

Popatrzył na mnie ze zrozumieniem i kiwnął ręką:

        Pokaż pan, może i da się z niego skorzystać?

Wyciągnąłem banknot pięciotysięczny, jedyny, który mi pozostał z październikowych obrotów i podałem kontrolującemu. Popatrzył przez niego pod światło i skrzywił nieco buzię.

Eeee.. Dosyć cienki ten rachuneczek, poszukaj pan lepiej.

Może drugi gdzieś taki się zawieruszył?

 

Jakoś udało mi się człowieka przekonać, że naprawdę więcej grosza nie posiadaliśmy.

Nim opuściliśmy piwnicę nachylił się do mojego ucha i konspiracyjnym szeptem zapytał:

        Wie pan dlaczego ma pan kontrolę milicyjno- skarbową?

        ???

        Niech pan pomyśli komu wszedł pan ostatnio za skórę?

        A jakich ma pan konkurentów?

Nie czekając odpowiedzi dokończył:

        Musi pan wiedzieć, pisemko było!

 

Weszliśmy na parter i pan milicjant wesolutki jak ptaszek zaszczebiotał do oczekujących pań:

Spieszmy się dziewczyny gdzieś parę groszy zarobić, bo u nich się nie da.

Wszystko mają na blachę!

  

                                                        

graf13
O mnie graf13

Niedyplomowany Absolwent Akademii Chłopskiego Rozumu, któremu umiłowanie Rodziny jest wstępem do relacji z Ojczyzną. Z sentymentem wraca do wartości określanych jako: wiara honor szacunek uczciwość godność

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości