GREAT ROCK'N'ROLL SWINDLE GREAT ROCK'N'ROLL SWINDLE
31
BLOG

DO KRAJU TEGO...

GREAT ROCK'N'ROLL SWINDLE GREAT ROCK'N'ROLL SWINDLE Kultura Obserwuj notkę 15
I. Do kraju tego...


Wiosna pojawia się w Nowym Jorku niepostrzeżenie. Najpierw skrada się podstępnie długimi tygodniami, żeby nagle wybuchnąć z głupia frant z piątku na sobotę. Mało kto ten podstęp zauważa. Nowojorczycy w swoim pościgu za dolarem spostrzegają ją dopiero wtedy, kiedy opanuje całe miasto strzelając zielonymi pąkami w parkach i na ulicach, a jej ptasi szpiedzy w triumfalnym tańcu porzucą milczenie wypełniając ograniczoną nowojorskimi budowlami przestrzeń trelami i świergoleniem.

Tego roku wiosna nadeszła w połowie marca, w sobotę o siódmej rano. Nie dla każdego jest to najlepsza pora na zrywanie się z łóżka. Mężczyzna zalegający w pościeli z rozłożonymi szeroko rękami drgnął obudzony i gniewnie zarzucił sobie poduszkę na głowę jakby chciał się uchronić przed dobiegającymi zza okna odgłosami przeraźliwego ćwierkania.

Nie na wiele się to jednak zdało, bo mężczyzna był żonaty, a jego żona zrywała się zazwyczaj wcześnie. Tak było i tym razem.
- Wstawaj! - powiedziała wnosząc do sypialni elegancką srebrną tacę z ustawionymi na niej dwiema filiżankami parującej aromatem kawy.
- Przecież jest jeszcze noc... - wymamrotał spod poduszki zrezygnowanym głosem mężczyzna starając się nasunąć ją mocniej na uszy.


- Nie noc, nie noc! - odpowiedziała dziarsko kładąc paterę na okrągłym stoliku i zrywając kołdrę z zawiniętego teraz w kłębek, niczym mały psiak, męża.- Jest wiosna!
- Naprawdę? - śpiący otworzył jedno oko. - Tak z głupia frant? Z piątku na sobotę?
- Naprawdę - potwierdziła jego wyjątkowo wyrozumiała żona. - Wybuchła i już nie da się jej nijak zatrzymać! No już wstawaj. Pójdziemy po śniadaniu na spacer do Central Parku.


- To chyba nawet niezły pomysł - Kloss, bo mężczyzna nazywał się Kloss, usiadł i przeciągnął się ziewając. Potem zmęczonym krokiem, zgarbiony powlókł się do łazienki, skąd po chwili dobiegły odgłosy lejącej się wody, prychania, parskania i szczotkowania zębów. Pół godziny później siedzieli przy stole i pałaszowali śniadanie.

Na śniadanie były grzanki, czyli coś, co Kloss lubił szczególnie, bekon, żółty ser, dżem i biała kawa. Inez - tak nazywała się urodziwa żona Klossa - włączyła radio, bo obydwoje lubili słuchać radia przy śniadaniu. Z głośnika popłynęła muzyka. Nokturn cis-moll Chopina. Uniósł się zrazu ku górze i zaległ na chwilę pod sufitem, skąd rozpełzłszy się po ścianach opadał wolno i majestatycznie spowijając wszystko nostalgiczną aurą. Kloss odłożył grzankę i zastygł z kawałkiem pieczywa wystającym z ust.


- Co się stało? - zapytała zaniepokojona jego zachowaniem Inez.
- Wojzyzna - wybełkotał Kloss z pełnymi ustami, a oczy miał wielkie i okrągłe.
- Słucham? - Inez wyglądała na lekko poirytowaną. Kloss wyjął z ust wystający kawałek grzanki, wytarł serwetką usta i powtórzył głośno i dobitnie:
- Ojczyzna!
- Czyja? - zdziwiła się żona.
- Moja i Chopina - wydusił Kloss, a jego oczy zapełniły się łzami wzruszenia.
- Polska? - domyśliła się Inez.
- Polska - potwierdził Kloss. - Ja jestem tu, a ona tam - pokazał ręką na wschód. - I to nie jest w porządku.


- Przecież wiesz - Inez dotknęła czule jego ramienia - że nie mogłeś tam wrócić.
- Ale teraz już mogę - Kloss popatrzył na nią zdecydowanym wzrokiem. - Jedna polska aktorka powiedziała w telewizji, że z piątku na sobotę skończył się komunizm. To trochę tak, jak z wiosną. Chociaż na chwilę - spojrzał prosząco - bo inaczej pęknę.
- A mogłam wyjść za mąż za Islandczyka - westchnęła Inez. - Albo jeszcze lepiej za Nowozelandczyka! Oni na szczęście nie mieli Chopina.


- Ale wyszłaś za Polaka, więc powinnaś postarać się zrozumieć. - Kloss wpadł w lekki patos, co strasznie ubawiło Inez, choć nie dała tego po sobie poznać - Są sprawy ważne i ważniejsze. I są też takie chwile, kiedy najważniejsza jest właśnie Ona.
- Słuchaj - Inez starała się go uspokoić - przecież jeśli naprawdę musisz ją odwiedzić, to możesz tam pojechać na wycieczkę... Zobaczysz, jak tam to wszystko teraz wygląda, sprawdzisz, czy coś się zmieniło po tych wszystkich okropnych latach, czy też ciągle jest po staremu. A jak wszystko będzie w porządku, to możemy się tam nawet przeprowadzić, kiedy będziemy już na emeryturze.


- Strasznie ci dziękuję - Kloss wrócił doskonały nastrój. Zaczął jeść, ale widać było, że błądzi myślami gdzieś bardzo daleko.
- No dobrze - westchnęła Inez i odsunąwszy krzesło od stołu wstała i odeszła w kierunku stoliczka, na którego blacie stał telefon. Schyliła się i z dolnej półki, spod sterty gazet, wyciągnęła jakiś katalog. - To informator o biurach podróży - powiedziała kładąc go na stole, tuż obok dzbanka z kawą. - Przejrzyj, na pewno coś znajdziesz. Nie przerywając spożywania posiłku, co nie było zbyt eleganckie, Kloss zabrał się za przeglądanie zawartości informatora. Przerzucał szybko i bez widocznego zainteresowania zdjęcia błękitnych mórz i złotych plaż ozdobionych kołyszącymi się na wietrze palmami, dziewcząt w bikini zalegających leżaki w paski ze szklankami kolorowych drinków w dłoniach, aż wreszcie zatrzymał się nad jedną z reklam i wyraźnie zaintrygowany zaczął czytać na głos: “Weird Travel Agency. Zawiezie cię do miejsc, o których myślałeś, że nie istnieją: Ziemia Ognista, Wyspa Tristan da Cunha, Antigua i Barbadua, Polska... Queens” - przeczytał adres - “475 Avenue. Otwarte od poniedziałku do piątku, wieczorami.”


- Wieczorami? - Inez sięgnęła po informator i podejrzliwie zlustrowała anons. - Czy to aby na pewno biuro podróży?
- Pewnie nie mają zbyt wielu klientów - próbował wyjaśnić dziwne godziny pracy biura Kloss.
- Na szczęście dla nich na świecie wciąż żyją Polacy i... Antiqua - Barbaduańczycy - zawyrokowała Inez po chwili skupienia i zachichotała.
- Mogłabyś nie naśmiewać się z mojej narodowości? - Kloss był bardzo pryncypialny i drażliwy gdy chodziło o ten temat.
- Ależ oczywiście - łagodziła Inez uśmiechając się niewinnie. Jako Islandka urodzona w Gabonie, wychowana przez portugalskie zakonnice, kształcona przez rosyjskie konserwatorium i występująca najpierw w Wiedniu, a potem w Ameryce, nie miała specjalnego wyczucia w sprawach przynależności narodowej.
- To dobrze - Kloss wstał od stołu. - Dziękuję. - Pójdę do tego biura po południu i zapoznam się z ich ofertą.
- Strasznie jestem ciekawa...

coraz weselszy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura