Zofia Grudnikówna Zofia Grudnikówna
279
BLOG

Haniebna chluba

Zofia Grudnikówna Zofia Grudnikówna Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

 Puśćmy, proszę Państwa, wodze fantazji i wyobraźmy sobie następująca scenę: rok 2014, impreza patriotyczna połączona z rekonstrukcją. Dziesięciolatek, umorusany sadzą, w zawadiackiej furażerce i za dużej marynarce, pcha taczki. Co chwilę przystaje, łapie oddech, bo ciężar przerasta jego siły. Nieco dalej kobieta w chustce ociera łzę – rekonstruktorka przedstawia matkę chłopca. Nagle mały robotnik upada, przygnieciony swym brzemieniem, matka zasłania twarz w geście starannie wyreżyserowanej rozpaczy. A w tle – elegancki pan z cygarem wzdycha ciężko. To właściciel kopalni, docenia heroizm malca. Nie pochwala pracy dzieci, ale widzi rozpaczliwą konieczność. Krajowi brakuje węgla! - ofiara chłopca nie idzie na marne. Kurtyna, publiczność dumna z bohaterskich dzieci-robotników bije brawo i rozchodzi się do domów, tłumacząc pociechom, że tamci ludzie zrobili, co trzeba.

Rzeczywistość alternatywna? Ależ skąd! Na fali haniebnego zachwytu nad Powstaniem Warszawskim przegapili Państwo setki bliźniaczo podobnych scenek! Z uznaniem piano nad dojrzałością małych Powstańców, łzami ich matek, odpowiedzialną postawą dowódców pododdziałów. Mamy piosenki, gry terenowe dla harcerzy, pomniki dzieci-żołnierzy. Hurra!

Napiszę coś, co jest przez chórek rzeczników pseudo-praw dziecka powtarzane do znudzenia, ale w odróżnieniu od ich pozostałej twórczości ma sens: dzieci nie wolno wysyłać na wojnę! Powiedzmy nieletnim żołnierzom, wzorem prawodawców starożytnego Rzymu (z których dorobku intensywnie korzystamy do dziś): nie!

Prawnicy wiedzą jednakże, że istnieje taka instytucja jak kontratyp. W skrócie chodzi o to, że gdy na szalach mamy dwa chronione prawem dobra, to względnie „lżejsze”, mniej cenne możemy poświęcić. Być może dopuszczenie dzieci do oddziałów powstańczych było mniejszym złem (od czego??), nie zmniejsza jednakże hańby, jaką jako naród ponieśliśmy, musząc złamać zasady naszej cywilizacji. W razie najwyższej potrzeby można podjąć działania w innych okolicznościach dopuszczalne. Jednak czy naprawdę każdy dowódca mógłby z czystym sumieniem powiedzieć, że użycie dziecka w działaniach danego oddziału było celowe i konieczne? A matki, przymykające oko na konspiracyjną działalność małoletnich? Czy mogły powiedzieć, że lepiej było, by ich synowie przenosili broń czy wiadomości, niż gdyby na przykład zrobiły to one same?

Aby zapobiec spojrzeniu prawdzie w oczy, Polska nie podpisała fakultatywnego protokołu do konwencji praw dziecka zakazującego użycia żołnierzy-dzieci. Celem było uniknięcie nazwania hańby po imieniu, zamiast tego zrobiono z niej powód do chwały.

Czy naprawdę jesteśmy dumni, że w pewnym momencie naszej historii zmuszeni byliśmy sięgnąć po środki niegodne? Środki te nie przyniosły zresztą wymiernych zysków i w kontekście ofiary walczących dzieci pytanie o słuszność wywołanego powstania jawi się w nowym świetle.

Na marginesie, czy ktoś z Państwa orientuje się na tyle w historii konwencji wojennych, by móc wypowiedzieć się, czy chroniły one dzieci w omawianym względzie w 1944 roku?

Niepokorna, myśląca pod prąd, zasadnicza.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura