Grzegorz Olma Grzegorz Olma
68
BLOG

Uśmiech z Schengen

Grzegorz Olma Grzegorz Olma Polityka Obserwuj notkę 9

Już za kilka godzin przejadę przez most graniczny w Cieszynie bez zatrzymywania sie przy okienku pogranicznika. Nawet nie będę musiał zwalniać udając, że szukam paszportu albo dowodu osobistego. Po prostu przejadę bez zawracania sobie i innym głowy. Przejadę z miasta do miasta jak obywatel UE.

Niby nic wielkiego, bo przecież nie raz przekraczałem tak granice w Europie. Umowne granice, granice historyczne. Ale w mojej, jak wciąż mi się wydaje, jeszcze nie starej głowie, telepie sie wspomnienie tej samej granicy w Cieszynie, którą jeszcze 20, a a nawet 17  lat temu nie sposób było przekroczyć.

Pamiętam czasy, kiedy paszport był marzeniem. Można go było potrzymać w ręku i zwrócić po powrocie z zagranicy. Za granicę zaś można było wyjechać tylko na zaproszenie albo z biurem podróży. Przekroczyć nawet tak niewinną granicę jak tę z ówczesną Czechosłowacją było bardzo trudno.

W połowie lat 80. kończyłem szkołę średnią w Bielsku-Białej. To od Cieszyna ledwie 30 kilometrów. Wówczas to, raz w roku w okolicach Wszystkich Świętych można było na podstawie specjalnego zaświadczenia przejść legalnie przez Olzę bez zaproszenia. Wystarczyło w stosownym urzędzie miejskim złożyć oświadczenie, że po drugiej stronie granicy znajdują się groby bliskich. By wpaść do Czeskiego Cieszyna wymyśliłem sobie grób pradziadka we Frydku Mistku. Takich jak ja "wymyślaczy" było całe mnóstwo. Ludzie walili wtedy do Czechosłowacji po alkohol, bakalie, produkty spożywcze dla dzieci i jeszcze parę innych rzeczy. Ale sporo było i takich, którzy jak ja chcieli choć na chwilę być za granicą.....

Po raz pierwszy na prawdziwy Zachód wyjechałem w 1986 roku. Paszport na ten wyjazd (paszport jednorazowy tzn z prawem do jednokrotnego przekroczenia granicy) załatwiałem ponad 2 miesiące. Tyle zabrało mi jeżdżenie do Wojskowej Komendy Uzupełnień i przekonywanie kolejnych sierżantów i chorążych by zechcieli mi podpisać zgodę na wydanie paszportu. Była to prawdziwa Mission Impossible, bo w regulaminach wojskowych nie było wskazań na taką okoliczność w jakiej ja się znalazłem. A skoro nie było nic na ten temat, to nie można było podjąć decyzji... Ostatecznie się udało, choć musiałem napisać oświadczenie, kiedy wracam i że w terminie 7 dni zgłoszę swój powrót. Te obostrzenia były związane ze...służbą wojskową. Wyjechać na Zachód zaraz po maturze, a jeszcze przed studiami i wojskiem praktycznie było bardzo trudno.

Patrząc z dzisiejszej perspektywy na te nie tak odległe w czasie historie mam poczucie dziwnego uczestnictwa w świecie filmów Stanisława Barei. Nie sposób bym się nie cieszył, że ten czas przeminął niczym zły sen. Że dziś mogę wsiąść do samochodu i za kilka dni dojechać do Sagres w Portugalii. A tam kończy się Europa i zaczyna bezkres Atlantyku. By wybrać się w taką podróż nie muszę pamiętać o paszporcie, książeczce walutowej (gdzieś jeszcze mam taką) wymianie złotówek na kilka walut. Wystarczy karta w portfelu, trochę chęci i wolnego czasu.

Przy czeskim piwie, niemieckim sznapsie, francuskim szampanie, włoskim cappuccino, hiszpańskim albo portugalskim winie warto ciepło pomyśleć o wizjonerach, którzy w 1985 roku znosili kontrole paszportowe na granicach zaledwie kilku krajów. Podejrzewam, że żadnemu z nich do głowy nie przyszło, że za 22 lata ugogodnienia te obejmą tereny ówczesnych państw komunistycznych.

 

Nie jesteśmy przecież tacy, jacy w lustrze się widzimy /Jonasz Kofta/ http://s03.flagcounter.com/more/rTN"> Free counters

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka