Robert Gwiazdowski Robert Gwiazdowski
506
BLOG

GODZINA W

Robert Gwiazdowski Robert Gwiazdowski Powstanie Warszawskie Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

 „Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, ze muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji…” – od tych słów modlitwy Św. Tomasza zaczyna się mój blog. Ale „z niektórymi doprawdy trudno wytrzymać”.

Napisałem ten tekst dwa lata temu. W rocznicę Godziny „W”. Wydawało mi się, że nie zdołam wytrzymać z najbardziej zagorzałymi przedstawicielami obu politycznych sekt. Ale się powstrzymałem przed naciśnięciem klawisza „Enter”. Po kolejnej awanturze o to samo w tym roku, zważywszy, że awantury co roku są coraz brzydsze, znowu otworzyłem stary tekst.

Nawet za komuny rozmowy o Powstaniu nie budziły takich emocji. Choć budziły – bo Sowieci nie tylko Powstania nie wsparli, ale jeszcze utrudniali próby takiej pomocy Amerykanom. Ale za komuny Sowieci stacjonowali w Polsce, więc spór o Powstanie miał inny wymiar. A dziś nie sposób zrozumieć obu okładających się sekt.

Owszem, Powstanie z militarnego punktu widzenia było bez sensu. Nie mieliśmy żadnych szans, żeby je wygrać. Z politycznego punktu widzenia – też więc było bez sensu, skoro nie mogliśmy go wygrać. Ze społecznego punktu widzenia było jeszcze bardziej bez sensu – wymordowali nam elitę, czego skutki odczuwamy do dziś. Z ekonomicznego punktu widzenia również było bez sensu – bo zniszczone zostało doszczętnie całe Miasto. No chyba, że „lemingi” z popytowej szkoły ekonomii uznają, że dzięki odbudowie Warszawy szybciej rosło nam po wojnie PKB.

Ale, czy gdyby Powstanie nie wybuchło, nie zginąłby kwiat warszawskiej młodzieży, nie zniszczono by miasta, byłoby lepiej, czy gorzej? W krótkiej perspektywie czasu byłoby pewnie lepiej. A w dłuższej? Czy to aby nie niesieni przykładem Powstańców zrobilibyśmy Poznański Czerwiec, Gdański Grudzień, kolejny Czerwiec w Radomiu i Ursusie, a potem Gdański Sierpień? Nie wiem jak inni, ale ja w stanie wojennym chodziłem się napieprzać z ZOMO w dużym stopniu dzięki Powstańcom. Mogli Oni się nie bać SS, to i ja mogłem się nie bać ZOMO! Zwłaszcza, że ryzyko było nieporównywalnie mniejsze. Coś się im ode mnie należało. Dlatego w stanie wojennym nosiliśmy w klapach nie tylko oporniki, ale też Kotwice.

Więc może tych 200 tys. ofiar i to doszczętnie zniszczone Miasto, to była taka – mówiąc językiem ekonomicznym – inwestycja naszych dziadków w nas? Choć chyba nie do końca uświadomiona.
Dzisiejszym dyskutantom, którzy w Powstaniu nie uczestniczyli, chciałbym postawić parę pytań. Ci, którzy uczestniczyli już na nie odpowiedzieli – 69 lat temu.
 
1. Czy gdybyś był/a dowódcą Armii Krajowej wydał(a)byś rozkaz rozpoczęcia Powstania? Ja NIE!
2. Czy gdybyś był/a Warszawiakiem/nką ruszył(a)byś na wydany rozkaz walczyć w Powstaniu? Ja mam nadzieję, że TAK (choć nigdy nie możemy być pewni własnych reakcji na sytuacje ekstremalne – może bym się przestraszył i schował).
3. Czy pozwolił(a)byś iść walczyć swoim dzieciom? Bo ja NIE! Zamknąłby je w piwnicy na klucz!
4. Czy przyglądał(a)byś się spokojnie jak walczą inne dzieci? Bo ja NIE! Pogoniłbym je do domu, a nie wysyłał na czołgi.
 
Podobno„nikt nas nie zwolnił z obowiązku analizowania przyczyn polskich klęsk”. No właśnie. Mnie wychodzi z takiej analizy:bohaterski naród – idioci politycy! Nie zaczęło się to i nie skończyło w tym jednym Powstaniu. Jest „Godzina W”. Enter
 
[Tekst z 1 sierpnia, godz. 17.00]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura