Kilkadziesiąt procent ludzkich zarodków (poczętych
naturalnie) jest przez kobiecy organizm wydalane, często
nawet bez wiedzy rodziców. Natura w ten sposób eliminuje nie
tylko zarodki z wadami genetycznymi, czy po prostu
słabsze, ale i chroni organizm niezbyt zdrowej matki przed
nadmiernym wysiłkiem urodzenia dziecka.
Wyobraźmy sobie, że stan wiedzy medycznej niedługo będzie
taki, że uniemożliwi taką naturalną aborcję. Pytanie do
Katolików mam takie, czy będą chcieli wprowadzić obowiązkowe
stosowanie takiej terapii?
Nie stosowanie jej, będzie równoznaczne aborcji, czyli
według nomenklatury katolickiej, dzieciobójstwu.
Nie przyjmuję argumentu, że w Naturę nie można ingerować.
Jeżeli dziecku Natura zafunduje zapalenie płuc, to nie
podanie mu antybiotyku, jest ewidentnym morderstwem.
Świadkowie Jehowy są w swym szaleństwie konsekwentni. Ani
żadnych aborcji, ani leczenia nowoczesnymi metodami.
Człowiek choruje, bo Bóg tak chce, i nie człowiekowi
wtrącać się w Jego wyroki.
Doktryna katolicka, mówiąca, że niewielki zespół komórek to
już człowiek, prowadzi do intelektualnych pułapek, takich,
że wszystkie kobiety należy objąć obowiązkową ochroną
wszystkich zarodków, czy, że za aborcję należy
karać taką samą karą, jak za morderstwo (dożywocie minimum).
Ze względu na to, że ten sam tekst ukaże się na Studio Opinii (http://studioopinii.pl), dyskutować będę na tamtym forum, bo... się nie rozdwoję.