Są kobiety maltretowane przez swoich mężów-pijaków.
Są mężczyźni zdradzani przez swoje żony.
Czy nie lepiej się rozwieźć? Oczywiście tak, ale jak ktoś należy do Kościoła Katolickiego to ma problem. Rozwodu nie dostanie. A jak i tak opuści paskudną żonę/męża, i zamieszka z inną/innym, to rozgrzeszenia nie dostanie, bo takowe jest możliwe tylko wtedy, kiedy obieca się poprawę, czyli powrót do sakramentalnej żony/męża.
Na szczęście jest furtka. Małżeństwo można unieważnić. Specjalny Sąd Biskupi nie może zaordynować rozwodu, ale może orzec, że małżeństwa w ogóle nie było. Najłatwiej jest wtedy, jak kobieta jest po 10 latach małżeństwa dziewicą, czyli kiedy małżeństwo jest non-consumatum. Błonę dziewiczą dość łatwo zrekonstruować, ale to kosztuje.
Dlatego łatwiej jest wystąpić do Sądu Biskupiego z uzasadnieniem, że podczas zawierania małżeństwa nie było się w stanie poczytalności, czy dojrzałości umysłowej. Dobrze mieć wtedy świadka (kumpla ze szkoły), który za flaszkę podpisze oświadczenie o tym, że się w chwili małżeństwa było niedojrzałym idiotą.
Można o tym wszystkim przeczytać w książce dwóch Dziennikarzy Tygodnika Powszedniego (niestety, zapomniałem nazwisk i tytułu książki). Co ciekawe, Autorom nie udało się uzyskać statystyki, ile takich unieważnień małżeństw Sąd Biskupi corocznie wydaje.
W książce nie ma także podstawowej informacji, ile takie unieważnienie kosztuje. Podejrzewam, że "co łaska", ale pewnie ta łaska ma jakieś ograniczenia od dołu.
Hipochondria? Hipokrates? Hipnoza? Hipokamp? Hipopotam? Hipodrom? Hipogryf? Hipotonia? Hipoderma? Hipostaza? Hipoglikemia? Hipoteka? Hipotrochoida? Hipoteza? Nie, nie, już wiem! HIPOKRYZJA...