Wyskoczyłem na dwa dni do Drezna. Kilka wrażeń:
i) w samolocie Lufthansa'y zniszczono mi kapelusz, którego, na szczęście, nie miałem,
ii) próbowałem krzyczeć, że biją mnie Niemcy, ale spowodowało to tylko, że dostałem w samolocie dodatkową szklankę dość podłego wina,
iii) ledwie wysiadłem z pociągu na dworcu w Dreźnie, zostałem otoczony przez brudne dzieciaki niemieckie, które żebrały: "Wuyek, da zlotufka". Rozdałem każdemu po 50 groszy, całowały mnie po rękach, a niektóre nawet po nogawkach spodni. Straszne jest życie w kryzysie w kraju, które ma Euro,
iv) w klopiku przy restauracji hotelowej nowe, specjalne ekologiczne, bezwodne pissuary (wasser-frei). O dziwo nic nie śmierdzące,
v) na trawnikach mnóstwo przebiśniegów,
vi) Niemcy, jak zwykle, przesympatyczni.
Sześć punktów. Połowa z nich jest prawdziwa, połowa nie. Ciekawy jestem, czy zgadniecie, które są które...