Helena T. Helena T.
3165
BLOG

Wielkie piękno Oscarów

Helena T. Helena T. Kultura Obserwuj notkę 130

 Amerykańskie coroczne Nagrody Akademii Filmowej, zwane Oscarami, to wydarzenie, o którym mówią wszyscy. Wszelkie inne nagrody filmowe, jakieś tam Cezary czy Złote Globy, to - przy Oscarach - zaściankowe, lokalne, nieistotne wyróżnienia. Ceremonia wręczenia Oscarów to wydarzenie bardziej prestiżowe, a na pewno – głośniejsze, niż wręczenie nagród Nobla. To święto bogactwa, stylu, urody, ale przede wszystkim – legendy Ameryki takiej, jaką chcieliby ją widzieć Amerykanie.

Oscary to symboliczne podkreślenie i coroczne uwieńczenie dominacji kultury anglojęzycznej we współczesnym świecie. W powodzi z rozmachem przyznawanych „anglojęzycznych” statuetek jest tylko jedna nagroda specjalna (jak olimpiada specjalna), przyznawana z troską i atencją dla nieanglojęzycznych (czytaj: niepełnosprawnych) filmów. Jedna na 24 statuetki. Gdyby na tej podstawie spróbować oszacować udział kultury krajów posługujących się innymi językami niż angielski w światowym dorobku kulturowym, stanowiłby on 4%.
Ceremonia wręczenia Oscarów odbywa się w teatrze (ostatnio – w Teatrze Dolby w Hollywood). Początkowo (pierwsze Oscary wręczono w 1929 roku) organizowano ją w hotelach, jednak w latach 40-tych przeniesiono ceremonię na stałe do teatrów. Dlaczego nie do kin, co teoretycznie byłoby w przypadku akurat nagród filmowych bardziej naturalne? To oczywiste, że tak prestiżowe wydarzenie nie może mieć miejsca w kinie. Teatr jako miejsce wręczenia nagród filmowych to symboliczne podkreślenie, że kino w XX wieku zastąpiło teatr, a przynajmniej niemal całkowicie zawładnęło publicznością masową, „bulwarową”, lubującą się w komediach i melodramatach. Teatr zaś przesunął się na pozycje wyrafinowanej rozrywki zubożałej klasy średniej, tej, która do podkreślenia swego statusu wybiera, z braku funduszy, uczestnictwo w kulturze zamiast pałaców i kolekcji samochodów. Naigrawała się z tego prowadząca tegoroczną galę Ellen DeGeneres, zamawiając bezpłatną pizzę dla uczestników gali. Brad Pitt skorzystał...

(zdjęcie: gazeta.pl)

Jeśli miejsce przyznawania nagród jest symboliczne, tym bardziej symboliczna jest sama statuetka. Oscar to rycerz, oparty na mieczu krzyżowców, mający pod nogami rolkę filmową. Rycerz – a więc przedstawiciel tradycyjnej zachodnioeuropejskiej klasy uprzywilejowanej – dla zawężenia geograficznych konotacji wykonany został ze stopu o nazwie ‘britannium’. Rycerz jest rzecz jasna nagi, wspiera się jednak na wielkim mieczu, który zasłania (i symbolicznie – zastępuje) to, co zasłonić wypada. Miecz jest dwuręczny, to zatem wielki i wyjątkowo ciężki miecz, używany m.in. przez reprezentacyjne gwardie pałacowe. Jak by na to nie patrzeć, Oscar ma się czym pochwalić... Statuetka pokryta jest 24-karatowym złotem, dokładnie tak, jak sedes Janukowycza. Pochodzenie zaś samej nazwy „Oscar” zaginęło w pomroce dziejów i dziś krążą na ten temat, zgodnie z rycerską tradycją, wyłącznie legendy. Doprawdy trudno by było w jednej 4-kilogramowej rzeźbie jeszcze bardziej podkreślić tradycję anglojęzycznego prestiżu, szlachetności, jurności i siły.                                                                                                                                                                                                                                                                        Wybór corocznych laureatów Oscarów również wiele nam powie o kulturowych wartościach, które znajdują odzwierciedlenie w tej nagrodzie. Podajmy kilka – nieco strywializowanych - przykładów takich symbolicznych przekazów, ilustrując je przykładami filmów, które zdobyły statuetki dla najlepszego filmu:

  • Nowy Jork to centrum współczesnego świata: „Melodia Broadway’u” (1930), „Nocny kowboj” (1970), „Annie Hall” (1978);
  • Ameryka to godny następca starego zachodnioeuropejskiego świata: „West Side Story” (1962), „My Fair Lady” (1965), „Gladiator” (2001);    
  • Ameryka to kraj ścierania się prawdziwych wielkich wartości: „Ojciec Chrzestny” (1973), „Ojciec Chrzestny II” (1975), „Milczenie owiec” (1992);
  • Każdy Amerykanin może być bohaterem: „Stąd do wieczności” (1954), „Rocky” (1977), „Łowca jeleni” (1979), „Pluton” (1987), „Chicago” (2003);  
  • Amerykanie rozumieją i wspierają słabszych:„Lot nad kukułczym gniazdem” (1976), „Rain Man” (1989), „Tańczący z wilkami” (1991), „Piękny umysł” (2002);
  • Miłość, szczególnie tragiczna, jest piękna: „Przeminęło z wiatrem” (1940), „Casablanca” (1944), „Titanic” (1998);
  • Ludzie są równi, bez względu na rasę i inne drugorzędne cechy: „Wożąc panią Daisy” (1990), „Władca Pierścieni” (2004), „Miasto gniewu” (2006).
Tegorocznego laureata nagrody głównej, film „Zniewolony” (12 Years a Slave), zaliczyć moglibyśmy m.in. do ostatniej z wyróżnionych tu przykładowych kategorii. „Zniewolony” to kolejny etap penetrowania przez reżysera Steve’a McQueena ograniczeń ludzkiej – a zatem zwierzęcej - natury. Jednak to nie ten (zresztą nie najlepszy w dorobku reżysera) obraz przykuł moją uwagę wśród laureatów tegorocznych Oscarów...
Nagroda dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego przypadła obrazowi „Wielkie piękno” (La Grande Bellezza) w reżyserii Paolo Sorrentino. To słuszny werdykt. „Wielkie piękno” jest filmem ostentacyjnie nie-anglojęzycznym, nie-anglojęzyczność jest wręcz  jednym z tematów tego filmu. To film sięgający źródeł naszej - zachodnioeuropejskiej - kultury, a źródła te nie są akurat, jak by na to nie patrzeć, anglojęzyczne. Film rozpoczyna się sceną, kiedy japoński turysta, który (z obowiązkowym aparatem fotograficznym) przyjechał zobaczyć Rzym – umiera… To trudny film, w klimacie Felliniego, pełen cytatów, nawiązań i wyrafinowanego poczucia humoru. I jak każde dzieło sztuki nie ma jednego tematu, jednego klucza, wedle którego można go odczytać.
Zatem: zobaczyć Rzym i umrzeć, czy zobaczyć Nowy Jork i umrzeć? Trudny wybór, niestety, umrzeć można tylko raz…

(zdjęcie: stopklatka)
Helena T.
O mnie Helena T.

` ` .

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura