Kiedy czyta się omówienia wyników wyborów do Parlamentu Europejskiego, można odnieść wrażenie, że stało się coś strasznego. Martwi się i prawica, i lewica, boleje i obóz rządzący, i opozycja. Właściwie gdyby nie radosny, jak zwykle, Janusz Korwin-Mikke, można by odnieść wrażenie, że wybory europejskie stały się symbolicznym pogrzebem demokracji, nadziei na lepsze jutro oraz - jasno się dotąd rysującej - przyszłości Europy. Komentatorzy niemal wprost straszą wojną, wieszczą koniec Unii oraz walnie ubolewają nad ostatecznym upadkiem obywatelskości Polaków.
W obliczu tego wszechogarniającego medialnego defetyzmu, skupmy się na chwilę wyłącznie na pozytywach wynikających z wyborów do Europarlamentu:
1. Polska frekwencja
Frekwencja wyborcza nie jest mocną stroną polskiej demokracji. W końcu przysłowia zobowiązują – Polak mądry po szkodzie. Wynik 22,7% nie przynosi nam może wyjątkowej chluby, choć podkreślić trzeba, że byli gorsi: Słoweńcy, Czesi i Słowacy. Wynik frekwencji na poziomie dwudziestu kilku procent nie odbiegał jednak od polskich tradycji w wyborach do Europarlamentu, w poprzednich wyborach frekwencja wyniosła 20,9% (2004 r.) i 24,5% (2009 r.).
2. Remis PO : PIS
Wysoki remis dwóch wiodących partii sprawia, że utrwala się trend w kierunku polskiej wersji systemu dwupartyjnego. W przypadku remisu obie partie czują się też mocniejsze i silniejsze niż konkurent. Będzie to oczywiście podsycać i tak bojowe już nastroje wśród zwolenników obu partii. Obie partie potencjalnie rządzące będą się zatem teraz starać dbać o nasze, wyborców, interesy. Szykuje nam się rok kuszących obietnic i wspaniałych perspektyw rysowanych przed nami przez obie partie.
3. PO wygrała o włos
To dobrze, że to jednak PO osiągnęła choć odrobinę lepszy wynik wyborczy niż PIS. W końcu PO ma rządzić jeszcze przez rok, a w miarę stabilny mandat społecznego zaufania przyda jej się w dotrwaniu do końca kadencji. Zapobiegnie to szantażowaniu rządu koniecznością natychmiastowego zrzeczenia się władzy z powodu braku mandatu / braku moralnych predyspozycji itp. itd.
4. Rzeź prawicowego i lewicowego planktonu
Wyniki poniżej progu wyborczego rozłamowych partii prawicowych, wyłonionych z PISu i PO, skłonią być może scenę polityczną do konsolidacji. Również lewicowi rozłamowcy (uciekinierzy z SLD) przegrali z kretesem, a Ryszard Kalisz być może zwątpi nawet przez chwilę w swój nieodparty wdzięk. Wyłanianie się coraz to nowych partyjek spośród sfrustrowanych członków większych partii nie jest najbardziej konstruktywnym sposobem na budowanie kształtu polskiej sceny politycznej. Teraz będziemy oglądać, jak można się łączyć.
5. Upadek Palikota
Palikot nieco zbyt łatwo osiągnął dużo wielkich sukcesów w życiu, a wszystkie wynikały z jego odwagi i dezynwoltury. Czas, aby nauczył się rozwagi i pokory. Jeśli podniesie się, wówczas będzie dużo mądrzejszy. Jeśli nie, wówczas emerytura Leszka Millera będzie czasem radości i spokoju.
6. Wejście Smoka w osobie Korwin-Mikkego
Bardzo dobrze, że ten królik z kapelusza został wyciągnięty właśnie teraz. Będzie miał czas na skompromitowanie się przed krajowymi wyborami parlamentarnymi. W międzyczasie w wyborach samorządowych zapewne przepadnie z kretesem, ponieważ ludzie do władz lokalnych lubią wybierać zarządców sprawdzonych, przewidywalnych i o zdrowych zmysłach. Inna rzecz, że elektorat „zadymiarski”, głosujący wcześniej na Palikota, a teraz na Korwin-Mikkego, zapewne znajdzie sobie do czasu wyborów parlamentarnych nowy obiekt godny zainteresowania.
7. Olejniczak i Senyszyn z SLD nie weszli
Wojciech Olejniczak i Joanna Senyszyn nie powtórzą swojej kadencji w Europarlamencie. Spośród lewicowych polityków tych dwoje akurat z przyjemnością powitam w kraju. Olejniczak to złote dziecko polskiej lewicy, absolwent Technikum Ogrodniczego w Sochaczewie, który i w nauce, i w polityce osiągnął szybko szczyty. Joannę Senyszyn trudno już byłoby co prawda nazwać złotym dzieckiem, jednak z jej wykształceniem, poczuciem humoru i rozpoznawalnym głosem na pewno znajdzie sobie miejsce w kraju. Jak nie na uczelni, to w dubbingu.
8. Rostowski i Kamiński z PO nie weszli
Gdyby Polacy wybrali do Europarlamentu byłego ministra finansów, który swoją twarzą firmował przecież trudne i bolesne dla większości Polaków decyzje, oznaczałoby to, że albo Polacy wybaczają zbyt szybko, albo kompletnie nie kojarzą nazwiska byłego ministra. Obie te reakcje mogłyby w efekcie pozbawić naszych polityków resztek instynktu samozachowawczego. Podobne wnioski można by wyciągnąć z wybrania Michała Kamińskiego - kandydata, który chętnie zostanie spin doctorem dowolnej partii „biorącej”.
9. Celebryci oraz Gosiewskie - nie weszli
Rozumiem, że Europarlament jest idealnym miejscem do lansowania się i podreperowania budżetu. Jednak wystawianie w wyborach ludzi ostentacyjnie niemerytorycznych, jest wyjątkowo demoralizującą nową świecką tradycją. Życzę dalszych sukcesów i powodzenia Weronice Marczuk, Otylii Jędrzejczak, czy Tomaszowi Adamkowi, ale – nie w Europarlamencie. Podobnie, wystawianie w wyborach kolekcji byłych żon zasłużonych ś.p. posłów nie jest, moim zdaniem, najsensowniejszym sposobem realizowania polityki prorodzinnej państwa. Dobrze się złożyło, że to obie panie Gosiewskie nie weszły do Europarlamentu, nie zaś tylko jedna z nich. To daje szansę na zgodę w rodzinie.
10. Sukces eurosceptyków w całej Europie
Sukces eurosceptyków to potwierdzenie à rebours, że Europa jest już jednym organizmem politycznym. Skoro skrajna prawica i eurosceptycy dochodzą do głosu, to nie w którymś jednym konkretnym kraju, ale – naraz, w całej Europie. U nas na tej fali wypłynął Korwin-Mikke i nacjonaliści. To – ostrzeżenie. Miejmy nadzieję, że Europejczycy przez te dwadzieścia kilka wieków zmądrzeli na tyle, że będą potrafili wyciągnąć z tego wnioski…