Podczas obrony Iwo Jimy japońscy dowódcy rozdawali ludności cywilnej granaty, by ci raczej zbiorowo popełnili samobójstwo, niż wpadli w ręce amerykańskich diabłów. Mogę się dobrze wczuć w ten nastrój czytając teksty z oblężonego salonu.
Przyzwyczailiśmy się już do tego. Znamy objawy Sadurskiego, Kuczyńskiego, Michnika i Lisa. Ale za każdym razem wpadają oni głębiej w spiralę obłędu i gdyby nieprzygotowany czytelnik zobaczył te załączniki do historii choroby, publikowane w wielonakładowych gazetach i tygodnikach, mógłby się przerazić.
Pani Kopacz straszy cofnięciem się o 500 lat, do średniowiecza. Po pierwsze, 500 lat temu był renesans, polski złoty wiek, gdy mocarstwa ościenne starały się, by polskiemu królowi wcisnąć jakąś pannę na żonę. Po drugie, co Ewa Kopacz wie o średniowieczu? Czy wie, że to w średniowieczu budowano katedry, a burzono je w oświeceniu? Czy zdaje sobie sprawę z tego, że stosy płoną długo i są o wiele mniej wydajne od gilotyny? Słowo „średniowiecze”, podobnie jak „faszyzm” w polskim żargonie politycznym jest kulturalniejszą formą zwrotu „ty ch..ju”. Ja rozumiem, że taki bełkot można nadawać z Tworek, ale Ewa Kopacz jest wciąż premierem polskiego rządu i jej wypowiedzi powinny się układać w jakąś sensowną sekwencję.
No i co teraz będzie? Może we wtorek na górze Suribachi załopoce sztandar PiS-u. I co? Nie będą brali jeńców? Bez jaj…
Ale bądźmy dobrej myśli – znając zdolności organizacyjne obecnej ekipy mam nadzieję, że zabraknie granatów.
Wesołego wtorku!
