Trucker hiob Trucker hiob
829
BLOG

Moje drogi nie są waszymi drogami

Trucker hiob Trucker hiob Rozmaitości Obserwuj notkę 10

Mam wrażenie, że w ostatnich tygodniach nasilają się ataki złego na Kościół i na naszą wiarę. Kontrowersje związane z zatrudnieniem w publicznej TV Nergala, czy bulwersująca okładka ostatniego Newsweeka to tylko parę przykładów. I do tego  można odnieść wrażenie, że my nie robimy nic. Albo, precyzyjniej, nasz działania są zupełnie nieskuteczne.

Jednak co można zrobić w takiej sytuacji? Co powinniśmy robić? Gdy protestujemy, spotykamy się z krytyką nie tylko naszych wrogów, ale także wielu katolików. Czy też ludzi uznających się za takich. Gdy ignorujemy te ataki na Kościół, na Biblię, na Boga, pokornie nastawiając drugi policzek, oddajemy tylko walkowerem pole walki i kudłaty zdobywa coraz to nowe przysiółki. Co więcej, przytępiamy, wypaczamy nasze sumienia i teraz wydarzenia, które oburzałyby wszystkich naszych rodaków zaledwie pokolenie, czy dwa temu, dziś u większości z nas nie powodują nawet zmarszczenia brwi.

Problemem jest oczywiście nasza letniość wiary. Problemem są te kremówki papieskie i laptopy na pierwszą komunię i króliczki znoszące jajka wielkanocne i palmy mające pięć metrów i przerośnięte krasnale w czerwonych kubraczkach, rodem z reklamy Coca Coli, udające Świętego Mikołaja. Problemem jest to, że tak naprawdę to nie kochamy ani Boga, ani naszych braci, a chrześcijaństwo zredukowaliśmy do jakiś symboli bez znaczenia. Problemem jest to, że nie znamy nauki Kościoła, a gdy ją nam ktoś przekazuje, odrzucamy ją często, sami sobie wybierając to, w co chcemy wierzyć.

Gdy mnie ktoś pyta dlaczego niby miałoby go oburzać zatrudnienie Nergala w TV, odpowiadam: "A czy nie oburzałoby Cię, gdyby ktoś promował osobę, która publicznie obraża twoją matkę? Twoją córkę? Czy nie miałbyś jakiś problemów z faktem, że telewizja, która głównie jest finansowana z twoich pieniędzy przeznacza je na tworzenie etatu dla osoby, która pluje ci w twarz i szarga wszystkie twoje świętości?" Czy to, że niektórym z nas nie przeszkadza Nergal w publicznej TV nie dowodzi tego, że nas naprawdę nie obraziło to, że podarł on Biblię? Że tak naprawdę to jest nam wszystko jedno?

Najwyraźniej my nie traktujemy Pana Boga tak personalnie, tak osobiście, jak traktujemy nasze matki. Gdyby ktoś powiedziałby coś obraźliwego na ich temat, krew sama by się w nas zagotowała. Ale gdy ktoś potargał Biblię? Hmm... Musimy być wyrozumiali, przecież znowu nic takiego się nie stało... Nie traktujemy Go także z takim szacunkiem i uwielbieniem, z takim oddaniem, jak to robią wyznawcy islamu. dla nich nie tylko jest nie do pomyślenia, by puścić płazem jakikolwiek atak, czy choćby jego pozór, na Allacha, ale także nie przepuściliby nikomu, kto obraziłby proroka Mahometa, czy świętą księgę Koranu.

Pomijam tu ich motywację, nie o tym jest mój wpis. Nie namawiam też w żaden sposób do przemocy. Chrześcijaństwo jest religią miłości, a miłość musi być wolna. Każda przemoc jest tej miłości zaprzeczeniem. Ale przecież nie znaczy to, że ma nam być wszystko jedno. Nie znaczy to, że nie moglibyśmy, że nie powinniśmy skutecznie się bronić. Choćby w formie skutecznego bojkotu. Bo żaden program w TV nie przetrwa bez publiczności, a jak bardzo to jest ważne także dla publicznej TV wie każdy, kto ogląda np. Wiadomości. Bardzo często chwalą się tam ile milionów ludzi ich oglądało.

Przytaczałem już parokrotnie słowa Pana Jezusa do mieszkańców Laodycei. Czyli do nas. To my staliśmy się dziś Laodyceą. Pan Jezus mówi:
 

Aniołowi Kościoła w Laodycei napisz: To mówi Amen, Świadek wierny i prawdomówny, Początek stworzenia Bożego: Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust. Ty bowiem mówisz: Jestem bogaty, i wzbogaciłem się, i niczego mi nie potrzeba, a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny i ślepy, i nagi. Radzę ci kupić u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił, i białe szaty, abyś się oblókł, a nie ujawniła się haniebna twa nagość, i balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział. Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy i nawróć się! (Ap 3, 14-19)

 

Co jednak możemy zrobić? Co mogą zrobić ci z nas, którzy nie chcą być letni w swej wierze? Zwracanie uwagi, protesty, awantury, bojkoty prowadzone przez grupki "ekstremów" - nie przynoszą żadnego skutku. Przynajmniej takie można odnieść wrażenia. A więc co? Czyżbyśmy mieli stwierdzić, że zrobiliśmy już wszystko i teraz to nam już została chyba tylko modlitwa i czekanie na cud?

 

No nie wiem. Przede wszystkim nie jestem przekonany co do tego, że zrobiliśmy już wszystko. Jeszcze większy problem mam ze stwierdzeniem, że modlitwa to coś, co nam zostaje wtedy, gdy już wszystkie inne sposoby zostaną wypróbowane. Raczej skłaniałbym się do tego, co powiedział kiedyś św. Ignacy Loyola: "Pracuj, jakby wszystko zależało od ciebie i ufaj, jakby wszystko zależało od Boga".   A zaufanie musi się wiązać z modlitwą. Musi być owocem modlitwy, konsekwencją tego, że o coś Boga będziemy prosić. Potem dopiero możemy ufać, że On nas wysłucha. Zatem modlitwa to nie jest coś, co nam zostaje na końcu. Modlitwa to coś, od czego wszystko musimy zaczynać. Także naszą pracę, także nasze protesty, także nasze dyskusje.

 

Mieliśmy bardzo ciekawe czytania w Kościele we wczorajszą niedzielę. Pierwsze z nich było z Księgi Proroka Izajasza:

 

Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko! Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. Niech się nawróci do Pana, a Ten się nad nim zmiłuje, i do Boga naszego, gdyż hojny jest w przebaczaniu. Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami - wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje - nad waszymi drogami i myśli moje - nad myślami waszymi. (Iz 55,6-9)

 

"Myśli moje nie są myślami waszymi, ani wasze drogi moimi drogami" - mówi Bóg. My jednak ciągle uważamy, że Bóg jednak powinien raczej wybrać tę drogę, którą my Mu podpowiadamy. Niecierpliwimy się, zaczynamy wątpić, uważamy, że Bóg stracił już kontrolę. Że sobie chyba zaspał i nie widzi, co się wokół nas dzieje. Może zatem róbmy to, co do nas należy i ufajmy? Może to jeszcze nie czas żniw. Może owoce jeszcze niedojrzały.

 

Znalazłem gdzieś w Necie słowa Maryi, jakie przez siostrę Łucję przekazała ona papieskiemu wysłannikowi. Nie jestem ich w stanie obiektywnie zweryfikować, ale też nie ma żadnych podstaw, by im nie wierzyć. Siostra Łucja powiedziała:

 

„Ojcze, Matka Najświętsza jest bardzo zmartwiona, rozżalona, że tak bardzo zlekceważono jej orędzie z maja 1917 roku. Ani dobrzy ani źli ludzie nie liczą się z Nią. Dobrzy idą dalej swoją drogą nie przejmując się i nie wypełniając Niebieskich Nakazów, źli idą szeroką drogą zatracenia, nie dbając o kary, które im grożą."

 

Z jednej strony my, dobrzy ludzie, którzy często nie robimy nic. I to wystarcza złemu. On jest bardzo pracowitym stworzeniem, nie musimy mu pomagać. Wystarczy, że mu nie przeszkadzamy, on sobie z resztą poradzi. Z drugiej są osoby takie, jak Nergal. Wprost mówiące o tym, że służą kudłatemu. Otwarcie walczące z Kościołem i Bogiem. Ale przecież to nie oni są naszymi wrogami. Nic zatem dziwnego, że Maryja martwi się o jednych i o drugich.

 

Musimy się obudzić z letargu. Musimy wszyscy coś zrobić. Każdy z nas. Pewne złe duchy można pokonać tylko modlitwą i postem. Rzucanie w nie kamieniami nie jest zbyt skuteczną bronią. Post, modlitwa, pokora, umartwienia - są. Kudłaty nie wie jak z taką bronią walczyć. A walczyć musimy. Zwłaszcza o takich ludzi jak Nergal. Także o tych, którzy dali mu pracę w TV i wszystkich tych, którzy to popierają. Naprawdę się za nich modlić. Szczerze. Jak o własne dzieci. Im więcej ludzi wygramy dla Pana, tym mniejszą armię będzie miał zły. Nie zapominajmy, że Bóg nie kocha ich mniej, niż któregokolwiek z nas. On jak ojciec z przypowieści o marnotrawnym synu każdego dnia wyczekuje ich powrotu. Nie bądźmy jak ten skarcony przez ojca starszy brat.

 

Wczorajsza Ewangelia przypomniała nam przypowieść o robotnikach w winnicy:

 

Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie? Odpowiedzieli mu: Bo nas nikt nie najął. Rzekł im: Idźcie i wy do winnicy! A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych! Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty. Na to odrzekł jednemu z nich: Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry? Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi. (Mt 20,1-16a)

 

Jawna niesprawiedliwość, prawda? Ci, co godzinę pracowali dostali taką samą zapłatę, jak ci, co pracowali dwanaście godzin? W chłodzie poranka i spiekocie dnia? "Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje - nad waszymi drogami i myśli moje - nad myślami waszymi" - powiedział Pan Izajaszowi. Więc może nie powinniśmy się domagać tak głośno sprawiedliwości, bo sprawiedliwość Boga może i nas dotknąć. Błagajmy Go o miłosierdzie, bo jaką miarą my mierzymy, taką i On nam wymierzy. I miłosierdziem zdziałamy znacznie więcej. Nawrócony Nergal byłby wspaniałą postacią w publicznej TV.

 

Co zatem? Odpowiedź jest bardzo prosta. Każdy z nas musi robić swoje. Powróćmy do Fatimy, przypomnijmy sobie o co Maryja nas prosiła. Jej orędzie jest dziś bardziej aktualne, niż było kiedykolwiek w historii. Nie tylko aktualne, ale wręcz jest ono dziś ostatnim wołaniem, ostatnią naszą nadzieją. Czy też precyzyjniej: Nasza na nie odpowiedź, nasze działanie  jest tą ostatnią nadzieją.

 

Bo choć Bóg mógłby zrobić wszystko bez nas, to przecież nigdy tak nie robił. On nie jest jedynie naszym Panem, On jest przede wszystkim naszym Ojcem. Nie chce nas do niczego zmuszać, daje nam wybór. Do końca. Traktuje nas jak dorosłe, mądre dzieci i nie ogranicza nigdy naszej woli. Ale w zamian także oczekuje od nas czegoś. Skoro On nas traktuje jak dorosłych, zachowujmy się jak dorośli. Czyli odpowiedzialnie. A gdy nie wiemy skąd wziąć taki przykład, popatrzmy na Franciszka i Hiacyntę z Fatimy. One nas mogą nauczyć dorosłego i odpowiedzialnego podejścia do życia.

 

W czasach starożytnych, w dawnych królestwach, nawet następca trony był traktowany jak niewolnik. Oddawany pod nadzór nauczycieli, opiekunów, musiał ich we wszystkim słuchać i być im posłusznym. Dopiero gdy doszedł do odpowiedniego wieku, zaczynał funkcjonować jako królewski syn. I my, przed przyjściem Jezusa, przed Zesłaniem Ducha Świętego byliśmy niewolnikami Prawa i nie rozumieliśmy wszystkiego. Nie znaliśmy Planu Bożego. Dopiero teraz, w Kościele, staliśmy się prawdziwymi Dziećmi Bożymi. Zacznijmy zatem się zachowywać jak na Dzieci Boże przystało, bo jak pisze św. Jan w swym Pierwszym Liście, "rzeczywiście nimi jesteśmy". Nie dlatego, że nam to ktoś nakazuje, ale z miłości do Ojca, z miłości do braci i dlatego, że już wiemy, czego On od nas oczekuje.



Wspólnota Marto. To jedna z dróg, która może pomóc, by iść za wołaniem naszej Królowej Matki. Na pewno nie jedyna droga, bo dróg do Królestwa jest wiele. Ale jest to pewna propozycja. Zapraszam do zapoznania się z tą naszą wspólnotą. Razem jest raźniej, bo możemy się wspierać radą i modlitwą. I mówiąc o modlitwie, przypominam, że we wspólnocie staramy się nie tylko zadośćuczynić Bogu i Maryi za wszystkie bluźnierstwa, jakich ludzie się przeciw Nim dopuszczają, ale modlimy się o nawrócenie wszystkich grzeszników. Przyłączcie się, razem będzie raźniej.

____________

I to już koniec felietonu, ale będzie jeszcze PS. Piszę te słowa w Louisville, Kentucky, w mojej ciężarówce, oczekując na rozładunek. Byłem wczoraj wkościele św. Marcina i chciałbym jeszcze napisać o nim kilka słów. Chciałbym to zrobić dlatego, że my mamy często dość negatywne skojarzenia, gdy myślimy o kościołach w Zachodniej Europie i w Ameryce. I chociaż te wyobrażenia nie zawsze są bezpodstawne, to przecież prawda jest taka, że tu, w USA, mamy wielu wspaniałych biskupów, tysiące cudownych księży i wiele wspaniałych parafii. Parafia św. Marcina w Louisville także do nich należy.

 

Założona, sądząc po napisie na przykościelnej szkole, przez niemieckich imigrantów, dziś służy wszystkim Amerykanom. Tradycyjna budowla, o architekturze w której widać romańskie i gotyckie elementy, ale to, choć ważne, nie jest tu najważniejsze. Istotne jest to, że w tym kościele jest tak dużo tradycyjnych katolickich elementów. Są witraże, są statuy świętych, są relikwie, obrazy, piękna Droga Krzyżowa i do tego nieustająca Adoracja Najświętszego Sakramentu. Pod bocznymi ołtarzami,w szklanych trumnach spoczywają męczennicy z czasów prześladowań Kościoła w pierwszych wiekach, jest tam też relikwiarz Świętej Faustyny, na tle obrazu z polskim napisem "Jezu ufam Tobie". A sama liturgia także była niebiańska, i nawet kazanie było mądre... Nie dziwi więc nikogo, że i Msza w Nadzwyczajnym Rycie także jest odprawiana właśnie w tamtej parafii.

 

A ponieważ jedno zdjęcie jest warte tysiąc słów, a ja tych słów powiedziałem już tu o wiele za dużo, to po prostu zapraszam do obejrzenia fotek. Są to miniaturki, które otworzą się po kliknięciu na nie, jeżeli ktoś chciałby się przyjrzeć szczegółom. Pierwsze fotki to  plebania, w której pewnie też są jakieś administracyjne pomieszczenia i szkoła. Pozostałe fotki z samej świątyni, a na końcu widać kaplicę adoracyjną, która ma nawet  kamerę internetową i można ją odwiedzić także wirtualnie.



Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush Image Hosted by PicturePush

Nazywam się Piotr Jaskiernia, mam 61 lat i od wielu lat mieszkam w Stanach. Z zawodu jestem "truckerem", kierowcą. Moim hobby jest apologetyka, a moją pasją nowa ewangelizacja. Zawsze szukam nowych dróg, by dotrzeć z Dobrą Nowiną do kolejnych osób, stąd moja obecność tutaj. AUDYCJE RADIOWE, PROGRAMY TV I ARTYKUŁY PRASOWE Z MOIM UDZIAŁEM: KLIK Moje FORUM: www.katolik.us Zapraszam. Kontakt.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości