hipokrytes hipokrytes
1209
BLOG

Magia i wariactwo

hipokrytes hipokrytes Polityka Obserwuj notkę 4
 
 
Powyższe zdjęcie mówi chyba samo za siebie. Piłka Nożna to jednak niesamowity fenomen. Kiedy odbywa się ważny mecz, taki jak sobotni finał Ligi Mistrzów na stadionie w Monachium, świat staje w miejscu. Uczestnicy szczytu G8 w Camp David, odwracają wzrok od upadającej Grecji, zapominają o kryzysie finansowym w strefie euro, przestają dumać nad problemem przyspieszonego wyjścia z Afganistanu, z zapartym tchem śledząc zmagania herosów. Kogo powinien wpuścić na boisko trener Jupp Heynckes? Czy Arjen Robben pokona Petra Cecha? W który róg uderzy Didier Drogba? To te pytania domagają się natychmiastowych odpowiedzi.
 
I choć sam folklor związany z kibicowaniem, którego emanacją są te wszystkie infantylne gadżety (czapeczki, szaliki, trąbki etc.), wymalowane twarze, ludowe przyśpiewki, wydaje mi się żałosny, to w przypadku meczów o najwyższą stawkę, nie obce są mi piłkarskie emocje. Przyznam jednak, że kapkę irytuje mnie nadawanie tym wydarzeniom rangi niemal państwowej. Sytuacja, w której prezydenci, premierzy i rzesze pomniejszych oficjeli, ze śmiertelną powagą rozprawiają o facetach ganiających po trawie za skórzaną piłką, stwarza wrażenie, że rywalizacja na boisku jest czymś więcej niż jest w istocie. To w końcu tylko sport, gra, zabawa, nawet jeżeli towarzyszą jej wielkie pieniądze. Owszem, bywa emocjonująca, ale to jednak rozrywka, nic więcej. Pośrednim tego skutkiem jest niezamierzona nobilitacja zjawiska kibolstwa stadionowego. Łatwo przecież odnieść wrażenie, że skoro piłkarskim zmaganiom patronują przedstawiciele najwyższych władz, zwykłe chuligańskie wybryki zyskują wagę niemal potyczek militarnych.  Jeżeli są generałowie, musi być i wojsko, z żołnierzami gotowymi bić się w imię barw klubowych.
 
Patrzenie na świat przez pryzmat stadionowych trybun, w przededniu EURO 2012, ujawnia się u nas w całej okazałości. To ważna impreza. Przygotowywaliśmy się do niej kilka lat, wydatkując ogromne środki finansowe (które przynajmniej w odniesieniu do infrastruktury sportowej w znacznej części zostaną zmarnowane), ale czynienie z niej epokowego wydarzenia w historii Polski, to co najmniej lekka przesada. „To być może jedne z najważniejszych trzech tygodni w historii naszego kraju, bo rzadko kiedy uwaga całego świata i szczególnie Europy była skierowana na Gdańsk, Warszawę, Poznań, Wrocław i całą Polskę tak mocno, jak będzie w tych trzech tygodniach” – mówi Donald Tusk. I brzmi to tyleż pompatyczne co śmiesznie, wpisując się w wizerunek premiera jako niespełnionego Donaldinho, haratającego w gałę z kumplami po lekcjach. Z drugiej strony mamy równie absurdalne lamenty feministek, których rzecznikiem stała się groteskowa Kazimiera Szczuka. Jej zdaniem piłkarska impreza to siedlisko wszelkiego zła. Barwnie odmalowuje dantejskie wizje piekła, w których obleśne pijane samce pławią się w testosteronie, w towarzystwie zniewolonych, roznegliżowanych niewiast oferujących odpłatnie swoje wdzięki. Poziom egzaltacji naprawdę szokujący w ustach wojującej feministki. A nie można by tak normalnie? Bez tego całego wariactwa i niemożliwego nadęcia? Odzyskać właściwą miarę i proporcje odpowiadające rzeczywistości?
 
Finał finału, w Camp David równie wspaniały jak w Monachium. Nieprawdaż?
 

 Hipokrytes

hipokrytes
O mnie hipokrytes

Kiedy słucham polityków trafia mnie szlag! Zamiast kląć przed telewizorem, napiszę co o tym myślę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka