Przedziwna jest ta wojna na Ukrainie. Analitycy wojskowości i konfliktów zbrojnych szukają nowych definicji dla tego zjawiska. Nie jest to na pewno nic co do tej pory z tym obiegowym pojęciem się kojarzyło. Fakt że giną ludzie a inni starają się uciec z rejonu walk, ale w innych częściach Ukrainy życie toczy się w miarę normalnie. Ludzie pracują, wypoczywają chodzą do kina a Legia rozegra mecz z charkowską drużyną piłki noznej i jak dotąd nie ma zgody na wprowadzenie stanu wojennego na całym terytorium.
Armia ukraińska została podobnie jak nasza w dużej mierze zdekomponowana, ale chyba nie aż tak aby nie włączyć do walki kilku jednostek z ciężkim sprzętem. Tymczasem na pierwszej linii walczą tzw. bataliony ochotnicze.W starciu z wyszkolonymi najemnikami z Czeczenii których żywiołem jest wojna czy też regularnym wojskiem rosyjskim to pospolite ruszenie nie ma wielkich szans. Czy więc nie chodzi o to aby pozbyć się elementu najbardziej zaangażowanego i patriotycznego? , a potem jakiś generał czy pułkownik nie pokusi się o zamach stanu?. Sytuacja wróci do stanu jak za Janukowycza a buntować się nie będzie komu.
Jest jeszcze jeden aspekt tej sytuacji : to Polska do której pretensje może mieć zarówno Ukraina jak i Unia Europejska. Pierwsi za stwarzanie nadziei drudzy za przyczynienie się do pogorszenia stosunków z Rosją.