Marcin Horała Marcin Horała
264
BLOG

Polski paradoks konstruktywizmu, czyli idee mają konsekwencje

Marcin Horała Marcin Horała Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Jak wiadomo historia zweryfikowała negatywnie teorie marksizmu. W miarę rozwoju kapitalizmu dystans pomiędzy „wyzyskiwanymi” i „wyzyskiwaczami” się zmniejszał, konflikt pracy z kapitałem łagodniał, a klasa robotnicza kurczyła się wraz z kurczącym się udziałem przemysłu w zatrudnieniu – na rzecz pracującej w szeroko pojętych usługach klasy średniej.

 
Niestety zanim stało się naocznie jasne, że marksizm nie jest żadną nauką tylko teorią sztucznie skonstruowaną, zupełnie odstającą od realnego życia – jego wyznawcy zdążyli opanować całkiem spory kawałek świata. Materia rzeczywistości oporna wobec rzekomo naukowych zasad była do owych sztucznych zasad przykrawana tak że aż słychać było trzask łamanych kości i chlupot rozlewanej krwi. Oczywiście mimo inżynierii społecznej i socjotechniki stosowanej na skalę niespotykaną w historii ludzkości życie wygrało ostatecznie z nieżyciową teorią. Chciałbym tu jednak zwrócić uwagę na pewien przypadek, w którym w pewnym sensie życie za teorią podążyło, tyle że w sposób nader przewrotny. Mechanizm udało się skonstruować, tyle że wybuchł konstruktorom w twarz.
 
Otóż jeżeli popatrzymy na rozwój realnego socjalizmu w Polsce (pewnie i gdzie indziej, ale za mało znam historię komunizmu w innych krajach by przesądzać) w pewnym sensie wcielił on w życie marksizm. Tylko tak jakby na odwrót. Oto bowiem – zupełnie odwrotnie niż w teorii – świadomość ukształtowała byt.
 
Tworzona na siłę (pod dyktando księżycowej teorii) wielkomiejska klasa robotnicza z czasem faktycznie zaczęła nabierać świadomości klasowej i zwracać się przeciwko swoim wyzyskiwaczom. A owymi wyzyskiwaczami był nie kto inny tylko partyjna nomenklatura faktycznie pasożytująca na reszcie społeczeństwa i wprowadzająca wyzysk człowieka przez człowieka.
 
Pewnie i po stronie partyjnej strach przed robotniczą rewolucją oparty nie tylko na realnych strajkach, ale również „wypitej z mlekiem matki” (czy też raczej wkutej na WUML-u) nadbudowie teoretycznej. Komuniści wszak uczyli jak kończą wyzyskiwacze klasy robotniczej – więc widząc się w pozycji wyzyskiwaczy mogli robić się nerwowi.
 
Jako remedium na groźbę rewolucji zmontowano całą misterną operację zmiany ustrojowej. Z grubsza polegać ona miała na utrzymaniu władzy w większości jej wymiarów (ekonomicznym, medialnym, służb specjalnych itp.) w zamian za podzielenie się władzą polityczną z – uprzednio starannie dobraną i przygotowaną – częścią opozycji.
 
Wyszło jak wyszło, pewnie nie do końca zgodnie z założeniami – ale z pewnością konstruktorzy operacji ustrojowej zmiany mogli sobie pogratulować. Nie tylko nie wystąpili w roli wiszących ozdóbek na przydrożnych drzewach ale nawet nikt nie zagroził bilansowi ich zagranicznych kont.
 
Oto stoimy więc w chwili dziejowej kiedy to wiadomo już że zmiana jest nieuchronna – a do jej dokonywania staje (poza nielicznymi wyjątkami) aparat dawnej władzy w nowo zawiązanej komitywie ze starannie wyselekcjonowaną częścią dawnej opozycji (często-gęsto zresztą składającą się z odłamu dawnej władzy o opozycyjności dość świeżej, na pewno nie starszej niż rok 1968).
 
Do budowy kapitalizmu zabierają się więc wychowankowie tępego marksizmu rodem z Wyższego Uniwersytetu Marksizmu-Leninizmu do spółki z nosicielami „heglowskiego ukąszenia”, wychowanymi na wysublimowanym marksizmie a’la wczesny Kołakowski.
 
I znów świadomość kształtowała byt. Kapitalizm budowali ludzie, którzy mieli naukową wiedzę że kapitalizm to ustrój oparty na złodziejstwie, w którym nie trzeba przestrzegać żadnych norm moralnych i generalnie chodzi o to żeby możliwe szybko się nachapać, spakować kasę w walizkę i w nogi. Oczywiście prawdziwy kapitalizm polega na czymś zupełnie innym. Niestety o tym już marksiści nie uczyli – a, powtórzmy, to ich uczniowie budowali kapitalizm. Pewnie nawet go za bardzo nie lubili (znamienny symptom – Mazowiecki wykreślający z expose słowa o wolnym rynku) no ale skoro taka była konieczność dziejowa to kapitalizm budowali taki, jaki znali. I w efekcie dostaliśmy potworka najbardziej zbliżonego do oligarchicznych systemów republik bananowych, „kapitalizm” rzeczywiście złodziejski.
 
Pozwala to tylko na konkluzję że pisanie błędnych książek i tworzenie błędnych teorii może być najgorszą zbrodnią, może przynosić szkodliwe skutki jeszcze wieki po śmierci autorów.

Z wykształcenia prawnik i politolog. Z zawodu specjalista organizacji zarządzania procesowego i zarządzania projektami. Z zamiłowania samorządowiec i publicysta. Radny miasta Gdyni, ekspert Fundacji Republikańskiej, przewodniczący Zarządu Powiatowego PiS w Gdyni. Zamierzam kandydować na urząd prezydenta miasta Gdyni.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura