Grzegorz Schetyna nie miał zbyt dużo obowiązków. Odstawienie na boczny tor miało jednak i swoje dobre strony. Mógł na przykład rano spokojnie wstać i przygotować się do dnia bez pośpiechu. Z kuchni dobiegał aromat świeżo zaparzonej kawy a Schetyna oddawał się rozmyślaniom, dla których golenie było właściwie tylko pretekstem.
- Ale żeby tak od razu mi zczyścić telewizję to już doprawdy bezczelność – myślał. Przecież się przykładnie wręcz ukorzyłem, przyjąłem postawę uległą. Donald czołgał mnie i czołgał w mediach, do rządu nie wziął nawet na podrzędnego ministra, podczas gdy teka dla tego pustostanu Sławka albo dla tej drugiej dziwki się znalazła. No więc ja tu cicho siedzę i daję się upokarzać a on mi taki numer robi. Właściwie należałoby policzyć szable i mu zrobić Ziobrę. No ale z kim, Rafała mi wyjął tym szefostwem klubu, Jarek w ekstazie że będzie ministrem, nie ma z kim tu dymu zrobić, cholera. – myśli Schetyny były niewesołe. Ich tok przerwał dzwonek telefonu.
- Czekaj, uspokój się, mów powoli
- Jak to Gromosława, TEGO Gromosława?
- Kto? ABW? CBA?
- Ale za który przekręt, mało to ich było…
Nieco pobladły Grzegorz S. odłożył telefon. Na razie postanowił o tym nie myśleć tylko wreszcie wziąć się za to cholerne golenie. Brzytwa nieznośnie drapała go w gardło. A przecież już od wielu lat golił się maszynką.