Kampania wyborcza Andrzeja Dudy jest koherentna z filozofią postrzegania świata przez obóz “dobrej zmiany”. A świat ów jawi się jako przestrzeń anekumeny, obcej, pełnej zagrożeń, zamieszkałej przez demony czyhające w półmroku.
Monstra owe są wykorzystywane do straszenia elektoratu w celu jego konsolidacji - razem zbudujemy mur i powstrzymamy zagrożenie. W przełożeniu na język dyskursu politycznego świat przestrzeni nieoswojonej, czyt. pozostającej poza kontrolą to niesławna “zagranica” reprezentowana przede wszystkim przez Niemcy, dalej Brukselę i nieco bardziej wstydliwie, acz konsekwentnie przez rozmaite żydowskie lobby na salonach świata. Żeby poradzić sobie z tym zagrożeniem, należy przede wszystkim wyeliminować strefę cienia ze swojego obejścia. Pod nosem bowiem, w tej samej izbie zalęgły się stwory będące wysłannikami anekumeny. Mowa oczywiście o opozycji i polskojęzycznych mediach niemieckich.
Żeby jednak walka z tymi lokalnymi szpiegami i zdrajcami była skuteczna, należy dobrze zdefiniować i zaprezentować współplemieńcom zgniłe jaja.
I tak dowiadujemy się, że Trzaskowski to farbowany Niemiec z sympatiami żydowskimi (tutaj w sukurs przychodzi mroczna legenda tajnej (sic) grupy Bilderberg), szwajcarsko-amerykańsko-niemiecki koncern medialny słynący na świecie z niezależności od polityki staje się u nas narzędziem niemieckiego rewanżyzmu, czy po prostu organicznej niechęci Niemca do Polaka, a najbardziej dyskryminowana i prześladowana grupa ludzi w Polsce, czyli LGBT, staje się niezwykle potężnym lobby marzącym o zamianie Jasia w Małgosię, a Małgosię w Jasia.
W tym wszystkim władza, mająca niemal pełną kontrolę poprzez opanowanie najważniejszych instytucji i spółek skarbu państwa oraz dysponująca aparatem represji i potężnym państwowym koncernem medialnym przedstawia się elektoratowi jako szykanowana przez wilka sierotka Marysia.
Prezydent Duda zdaje sobie sprawę, że po przegranych wyborach zostanie przede wszystkim zgnojony przez swoje własne zaplecze polityczne, które postrzega go (zgodnie z rzeczywistością) jako figuranta niezbędnego dla marginalizacji urzędu prezydenta, oznaczającej de facto absolutną władzę naczelnika Kaczyńskiego.
Po przegranej stanie się głównym winowajcą i w najlepszym wypadku zostanie wrzucony w polityczny niebyt. Biorąc pod uwagę swoje pozaprawne harce konstytucyjne i lekceważenie prawa nie ma też co liczyć na azyl w środowisku uniwersyteckim.
Dlatego idiotyczne fobie całego obozu władzy łączą się u p. Prezydenta z panicznym strachem o swoją przyszłość. Anekumena rojąca się od potworów zbliżyła się na wyciągnięcie ręki. W takiej sytuacji, którą Carl Jaspers nazywał “graniczną”, człowiek potrafi zdobyć się na wszystko - w przypadku Prezydenta Dudy jest to podłość, kłamstwo, obrzydliwa demagogia i brak moralnych oporów przed radykalizowaniem destrukcyjnych podziałów między Polakami.
Największy jednak problem polega na tym, że jego wygrana nie zakończy tego absurdu politycznego - strachy własne i obce zostaną, ponieważ źródłem ich istnienia jest wola i przedstawienie obozu rządzącego. Inaczej mówiąc Prezydent oraz jego zaplecze polityczne tworzą w mętnych odmętach swojej świadomości demony, po to, żeby mogli z nimi walczyć i obwieszczać światu zwycięstwo.
Ze smutkiem - etyka i uczciwość uległy erozji pod wpływem najstarszego zawodu świata: politycznej prostytucji.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka