Konrad Pisarski Konrad Pisarski
588
BLOG

Obrona sanacji

Konrad Pisarski Konrad Pisarski Polityka Obserwuj notkę 6

Zamieszczam tekst napisany przez Adama Danka za jego zgodą. Tekst pochodzi z wątku "Prawica" na serwisie grono.net

Uwaga: Pod tym tekstem podpisuję się obiema rękami!

 

Postanowiłem otworzyć osobny wątek poświęcony sanacji, Marszałkowi Piłsudskiemu, piłsudczykom etc., ponieważ jestem głęboko zniesmaczony stekiem łgarstw i bzdur, jakie wypluto na ten temat w wątku o związkach romantyzmu z faszyzmem. Nie przedłużając, w rozmaitych kręgach uchodzących za prawicowe spotyka się sporo ludzi zarażonych pewną obsesją dotyczącą polskiego międzywojnia. Powtarzają oni jak papuga, że prawdziwy prawicowiec powinien koniecznie lubić przedwojenny obóz narodowy i koniecznie nie lubić obozu legionowego. Ba, niekiedy pozwalają sobie nawet stwierdzić, że po lubieniu obozu narodowego i nielubieniu obozu legionowego poznaje się prawdziwego konserwatystę (sic!), co stanowi już idiotyzm posunięty do skrajności. Co znamienne, na ogół są to ludzie młodzi, a ludzie młodzi często wypowiadają się bardzo stanowczo o kwestiach, w których są ignorantami. Młody wiek nie usprawiedliwia jednak niskiej podłości i chamstwa, jakim jest odmawianie zasług bohaterom i obrzucanie ich błotem z pobudek ideologicznych. A lektura wypowiedzi na Waszym forum pozwala zauważyć tu i ówdzie taki właśnie kompleks.

 

Infantylne wyobrażenie – jakie daje się gdzieniegdzie dostrzec – że obóz narodowy miał przed wojną monopol na patriotyzm, polskość, rację stanu itd. a sanacja to samo zło, bazuje na prostackich stereotypach, na ukazywaniu naszych dziejów w sposób zdeformowany i fragmentaryczny. Zacznijmy więc od sprostowania paru takich stereotypowych opinii, które są dość rozpowszechnione wśród różnej maści prawicowców i pseudo-prawicowców, a którymi próbuje się rzucać w Marszałka i w piłsudczyków:

 

1. „Piłsudski był osobą niemoralną” – wikłał się w romanse, porzucił żonę, miał cyniczne podejście do religii, zmieniając wyznanie, kiedy mu to pasowało etc. Tak, to wszystko prawda. Tylko że prywatne prowadzenie się moralnie albo niemoralnie nie powinno wpływać na ocenę kogoś jako polityka i męża stanu. Wielki mąż stanu może być prywatnie osobą niemoralną, a osoba prywatnie bardzo moralna może być beznadziejnym politykiem – życie prywatne i publiczne to dwa porządki, których osądu nie należy ze sobą mieszać. Przecież argumenty ad personam w dyskusji merytorycznej zawsze świadczą o nieuczciwości argumentującego. Dzieci Piłsudskiego chodziły głodne, co nie świadczy dobrze o jego moralności. Ale chodziły głodne dlatego, że Piłsudski wszystkie pieniądze, jakie udawało mu się zdobyć oddawał na ruch strzelecki – na tworzenie zalążków polskiej armii i wywiadu. A swoją drogą, osobnicy gardłujący, że z powyższych powodów Piłsudski był łachudrą nierzadko jako wzór moralności przedstawiają polityka, który był agnostykiem, przez długi czas antyklerykałem i podchodził instrumentalnie do religii (wcale się z tym nie kryjąc), za młodu bywał w burdelach Paryża i należał przez pewien czas do masonerii – czyli Romana Dmowskiego. Piłsudski, który przez większość życia lekceważył religię, był niemoralny, a Dmowski, który przez większość życia lekceważył religię, był moralny – czysta logika.

 

 2. „Piłsudski był złym dowódcą” – brednie. Dzieje polskiego oręża podczas I wojny światowej świadczą o czymś przeciwnym. Po wejściu do akcji Legionów Polskich austriaccy oficerowie byli pozytywnie zdumieni ich ogromną sprawnością bojową i w równej mierze dotyczyło to I Brygady dowodzonej przez Piłsudskiego, co II Brygady „żelaznej”. Przy czym jest dość oczywiste, że dowodzący II Brygadą zawodowi oficerowie – gen. Trzaska-Durski, płk Haller i płk Zieliński – wiedzieli, jak trzeba się bić, ale jeśli potrafił im dorównać brygadier Piłsudski, militarny samouk, to najwyraźniej miał do tego talent.

 

3. Gen. Rozwadowski – że niby to on, a nie Marszałek dokonał „cudu nad Wisłą”. Polecam lekturę „Historii Polski…” Cata-Mackiewicza, a dokładnie ten jej fragment, w którym autor opisuje, jak endeckie gazety stawały przed wojną na głowie, byle tylko odebrać Marszałkowi zasługę zwycięstwa w bitwie warszawskiej. Raz pisały, że „manewr znad Wieprza” wymyślił gen. Rozwadowski, raz że wymyślił go francuski generał Weygand. Jedni publicyści dowodzili, że Marszałek nie mógł wydać tego rozkazu, bo w momencie jego wydania spieszył w odwiedziny do żony, inni, że był wtedy na przyjęciu, jeszcze inni, że spał, był chory etc. Słowem, można się posunąć do dowolnej konfabulacji, byle tylko udowodnić, że ocalenie Polski (i Europy) w sierpniu 1920 r. zawdzięczamy każdemu, byle komu, nawet cudzoziemskiemu oficerowi, byle nie Marszałkowi – i szczekaczom wcale nie przeszkadzało, że ich konfabulacje są wzajemnie sprzeczne. Pierwszy przywódca ONR dr Jan Mosdorf w swojej książce „Wczoraj i Jutro” (1938, niedawno wznowiona) z niesmakiem odnosi się do prób odbierania Marszałkowi zasługi zwycięstwa w bitwie pod Warszawą i krytykuje je jako przejaw małoduszności wielu członków i sympatyków ruchu narodowego. No, ale być może dr Mosdorf nie był prawdziwym Polakiem, prawdziwym katolikiem, prawdziwym patriotą, prawdziwym narodowcem…

 

3. „Po 1926 r. sanacja zaprowadziła w Polsce etatyzm, a obóz narodowy był wolnorynkowy” – kompletna bzdura. Wiem, że p. Korwin-Mikke powtarza to w swych felietonach do znudzenia, ale niestety powtarza kłamstwo. Przed 1926 r. w Polsce panował dokładnie taki sam etatyzm, jak po 1926 r. A to dlatego, że w epoce naznaczonej militaryzacją gospodarek państw podczas I wojny światowej i „wielkim kryzysem” etatyzm panował we wszystkich krajach Europy. W ówczesnej Polsce ŻADNE ze znaczących stronnictw politycznych nie było wolnorynkowe. Wolnorynkowe były tylko pojedyncze osobistości albo niewielkie środowiska intelektualne. Była np. krakowska szkoła ekonomiczna – i tu proszę zwrócić uwagę: jeden z jej przedstawicieli, prof. Heydel, należał do Stronnictwa Narodowego, a drugi, prof. Krzyżanowski, do sanacyjnego BBWR. Trzeci, prof. Zweig, afiliacji politycznych nie posiadał, ale w memoriale z 1936 r. wyrażał nadzieję, że wolnorynkowe przemiany gospodarcze zainicjuje rząd sanacyjny. Za rozwiązaniami wolnorynkowymi opowiadały się również: „grupa profesorska” w łonie obozu narodowego, środowisko „Buntu Młodych”/”Polityki” związane z piłsudczykami, piłsudczykowski Parlamentarny Klub Pracy pod wodzą Kazimierza Bartla oraz Koło Gospodarcze Posłów i Senatorów BBWR. Postulaty ekonomiczne głoszone zaś przez Stronnictwo Narodowe były zróżnicowane w zależności od kontekstu. W tych województwach (głównie wschodnich), gdzie wśród chłopów rozwijali agitację komuniści, SN w celu odciągnięcia ich od komunizmu głosiło postulaty zbliżające się do narodowego radykalizmu. W województwach, gdzie takiego zagrożenia nie było, ograniczało się do zwykłych haseł solidaryzmu społecznego, ale tak czy siak nazywać jego program ekonomiczny wolnorynkowym to pobożne życzenie. Stosunku ONR (Falangi i ABC) do wolnego rynku wyjaśniać chyba nie trzeba. I tak oto wyglądała rzekoma wolnorynkowość obozu narodowego.

 

4. „Piłsudczycy byli lewicowi, a endecja była prawicowa” – bzdura do sześcianu. Ci, co ją bezmyślnie powtarzają, często przy tym wyciągają socjalistyczne (pepeesowskie) korzenie piłsudczyków. Oczywiście, piłsudczycy zaczynali na lewicy, ale ewoluowali coraz bardziej w prawo, wyzbywając się najpierw sympatii do ruchu socjalistycznego, potem sympatii do demokracji, wreszcie z pomocą wielu konserwatystów utworzyli BBWR, głoszący postulaty zachowawcze i mocarstwowe. Na prawicę przeszli z czasem wszyscy sanacyjni prominenci z autorytarnej „grupy pułkowników”, której przywódca, Walery Sławek, stał się liderem prawego skrzydła sanacji. Kolejny etap w ewolucji stanowił OZN, którego deklaracja łączyła tradycję obozu legionowego z ideami konserwatywnymi i nacjonalistycznymi. Można zresztą wyliczyć cały szereg prawicowych organizacji o sanacyjnym rodowodzie: Monarchistyczną Organizację Wszechstanową, Młodzież Mocarstwową, Ruch Narodowo-Państwowy, Klub 11 Listopada, Związek Młodej Polski i in. Tyle o rzekomej lewicowości piłsudczyków. Nazywanie lewicowcem samego Marszałka jest nieporozumieniem. Cat-Mackiewicz zwraca uwagę, że jeśli poczyta się pisma Piłsudskiego jeszcze z okresu PPS, to trafia się na zdumiewający fakt: w jego artykułach na łamach socjalistycznego „Robotnika” nie ma ANI JEDNEJ wzmianki o Marksie, Engelsie, walce klas itp., za to roi się od wzmianek o hetmanach wielkich koronnych, zwycięstwach zbrojnych I RP itp., słowem – od pamięci o polskiej tradycji. Konserwatysta prof. Marian Zdziechowski (który znał Marszałka osobiście, był jego przeciwnikiem politycznym, a prywatnie go nie lubił) stwierdza w swoim wspomnieniu o Piłsudskim, że nigdy nie był on ideowym socjalistą, że w sposobie bycia był typowym kresowym ziemianinem i w otoczeniu prawdziwych, chamsko-motłochowych socjalistów zawsze czuł się nieswojo. Co zaś do obozu narodowego, to jego chwalcy nie mogą piłsudczykom przeboleć lewicowej genealogii, a zarazem wcale nie przeszkadza im równie lewicowa genealogia narodowców. Endecja zaczynała przecież jako plebejsko-demokratyczny i wyznający socjaldarwinizm ruch wrogi duchowieństwu i szlachcie, nieprzychylny religii i tradycji. Dmowski przez pewien czas należał do loży masońskiej, ale dość szybko z niej wystąpił, w przeciwieństwie do notorycznego masona, jakim był inny endecki ojciec-założyciel, Zygmunt Balicki. Z czasem stosunek endeków do religii zmienił się z otwartej niechęci na chęć jej instrumentalnego wykorzystania. Kiedy na początku XX wieku zaczęli oni tworzyć w poszczególnych zaborach jawne stronnictwa demokratyczno-narodowe, wstępowali do nich dotychczasowi socjaliści, ludowcy, pozytywiści – i nie było w tym nic dziwnego. Ta sytuacja nie uległa zmianie po I wojnie światowej, kiedy najbardziej wpływową postacią ruchu pozostawał lider endeckiej lewicy Stanisław Grabski. Kierownictwo obozu składało się w większości z agnostyków. Zmianę przyniosło dopiero powołanie Obozu Wielkiej Polski (1926) i kompletna redefinicja stosunku do religii w wydanej przez OWP broszurze Dmowskiego „Kościół, naród, państwo” (1927). Te dwa wydarzenia na swój sposób unicestwiły endecję. Bo endecja i obóz narodowy to nie to samo. Młode pokolenie obozu narodowego (tzw. „potomstwo obozowe” – wychowankowie OWP) nie było już endeckie – było narodowe, ale nie było, na szczęście, demokratyczne. Młodsi narodowcy odrzucili demoliberalizm, parlamentaryzm, partyjniactwo, indyferentyzm religijny, ciągoty do laicyzmu, „grabszczyznę” – czyli przekreślili endeckość na rzecz umiłowania hierarchii i dyscypliny, zapędów imperialnych, katolickiego integryzmu, „akcji bezpośredniej”, antymodernizmu w myśleniu o społeczeństwie. Rezultatem był nieustający konflikt młodych ze „starymi” endeckimi zdechlakami w łonie ruchu w latach 1927-1934. Młodsze pokolenie obozu narodowego było już prawicowe, co nie zmienia faktu, że endecja w latach 1893-1926/27 prawicowa bynajmniej nie była.

 

5. Mord na gen. Zagórskim – tak, wszystko wskazuje na to, że zamordowali go piłsudczycy. Była to jednak zbrodnia, za którą powinni byli być powieszeni konkretni sprawcy. Tylko kretyn mógłby odpowiedzialnością za konkretną zbrodnię kryminalną obciążać tradycję polityczną czy wręcz myśl polityczną. Toż dokładnie to robi Michnik, kiedy wypisuje, że tradycja obozu narodowego jest odpowiedzialna za mord na Narutowiczu!

 

6. „Piłsudczycy osłabili polską armię i dlatego przegraliśmy w 1939 r.” – legendarna niechęć piłsudczyków do broni technicznej to kolejna zawistna bajka. II wojna światowa wybuchła w bardzo niefortunnym dla Polski momencie, kiedy nasza armia znajdowała się w stanie przezbrojenia i właśnie przechodziła na nowocześniejsze rodzaje broni. Ciekawe, jak by wyglądała kampania wrześniowa, gdyby przezbrojenie zdążono doprowadzić do finału. Oczywiście, Niemcy nie byli durniami – w każdym razie nie kiedy ich sztab składał się jeszcze z pruskich oficerów, a nie partyjnych karierowiczów z NSDAP – więc zaatakowali w dobrze wybranym momencie. Ale twierdzić, że piłsudczycy nie chcieli modernizować Wojska Polskiego, bo lubili jeździć na koniach – a trafiają się takie opinie – to absurd.

 

7. „Obóz piłsudczykowski reprezentował romantyzm polityczny, a obóz narodowy reprezentował realizm polityczny” – bełkot. Taka formułka pasuje może do szkolnego podręcznika, gdzie trzeba upraszczać wiele kwestii, ale poza tym jest nieprawdziwa. Rzeczone rozróżnienie dotyczy podobno zwłaszcza geopolityki. Co jest o tyle śmieszne, że praktycznie wszyscy twórcy „realistycznej” polskiej geopolityki – Władysław Studnicki-Gizbert, Stanisław Cat-Mackiewicz, Ignacy Matuszewski, Adolf Bocheński, Jerzy Niezbrzycki, Tadeusz Hołówko etc. – byli mniej lub bardziej ściśle związani z Piłsudskim i sanacją. Piłsudczycy z kolei chętnie i często sięgali po dorobek ojca polskiej geopolityki Eugeniusza Romera, endeka. Notabene, romantyzm polityczny i realizm polityczny w ogóle nie są kategoriami, które by się wykluczały. Dążenie do integralnej przemiany zastanej sytuacji politycznej (romantyzm polit.) nie wyklucza bowiem zachowania realizmu w doborze środków działania (realizm polit.), a przekonanie, że czynnikiem rozstrzygającym kwestie polityczne pozostaje siła (realizm polit.) nie wyklucza maksymalizmu w doborze celów (romantyzm polit.). A teraz przytoczę cytat, który dedykuję wszystkim pseudo-narodowym pseudo-realistom: „Mówiono (…) o Dmowskim, że nie było w nim nic z ducha romantyzmu polskiego, że obcy był owej płomiennej dynamice czynu, co porywała i wiodła na śmierć powstańców, co siły na zamiary kazała narodowi mierzyć. Nie był romantykiem? Lecz któż to jeśli nie On w swoich dumach o Polsce najszerzej jej zataczał granice? Któż to najszerzej rozpinał skrzydła Białego Orła? On, który razem z Mickiewiczem marzył o Gdańsku i morzu, który w granicach swej wizji jutrzejszej Polski zawarł Poznań i brzegi Bałtyku, Pomorze i Śląsk, Wilno i Kamieniec, który w dniach, kiedy najdumniej srożyła się zwycięska buta prusactwa, kiedy żandarm pruski polskiego chłopa wypędzał bagnetem z praojcowskiego zagona, kiedy dzieci po niemiecku uczono pacierza, mówił: ‘Wytrwajcie, tu na tej ziemi Polska będzie i pokolenie wasze dożyje tej chwili’. Czyliż to nie był romantyzm?” Te słowa napisał o Dmowskim po jego śmierci polityk Stronnictwa Narodowego Kazimierz Żółtowski.

 

Jak widać z powyższego zestawienia, ludzie cierpiący na pewien kompleks – uważający się samozwańczo za kontynuatorów obozu narodowego, choć często mało co o nim wiedzą – posuną się do dowolnego naginania prawdy, byle móc znieważyć pamięć Józefa Piłsudskiego. I czerpią jakąś zwierzęcą przyjemność z obsikiwania nogawek temu wielkiemu człowiekowi. Kiedy słuchają ich piłsudczycy, na pewno przypominają im się słowa Komendanta o zaplutych karłach na krzywych nóżkach i wszach, co obłażą. Mnie samemu, choć nie uważam się za piłsudczyka, pistolet się odbezpiecza w kieszeni, kiedy słyszę jak byle dwudziestoletni gówniarze bezczelnie wycierają sobie gębę imieniem Marszałka i negują zasługi dla Polski Skwarczyńskiego, Prystora, Sławka, Miedzińskiego itd. No, ale też to nie wina smarkaczy, że pewien tępy szablon jest lansowany od kilkudziesięciu lat. W powojennym ruchu narodowym wiele złego w tej kwestii zrobił jeden z najpłytszych jego publicystów – Jędrzej Giertych, który wymienione przeze mnie 7 bzdur przerobił na coś w rodzaju świeckiej religii. (Zresztą po 1968 r. Giertych został konsultantem SB, a w 1981 r. poparł tow. Jaruzelskiego. Ot, gdzie go zaprowadził osławiony „realizm”.). Zupełnie inaczej, w tonie uczciwym i wyważonym, wypowiadał się równocześnie na temat sanacji narodowiec znacznie wyższego formatu, Wojciech Wasiutyński.

 

A teraz zróbmy mały eksperyment myślowy. Jestem młodym polskim nacjonalistą, tyle że żyjącym nie na początku XX wieku, a w międzywojniu. I myślę sobie: kto zlikwidował w Polsce liberalną demokrację? Piłsudczycy. A partyjniactwo? Piłsudczycy. Kto zaprowadził autorytaryzm? Piłsudczycy. Kto wprowadził ducha militarnego do polityki? Piłsudczycy. Kto realizuje zasadę wodza (Fuehrerprinzip)? Piłsudczycy. Kto rozwija „polską ideę imperialną”? Piłsudczycy. Oni też odesłali na śmietnik historii żałosną, demoliberalną „konstytutę-prostytutę” skopiowaną bezmyślnie z masońskiego reżimu francuskiego, a dali Polsce najlepszą – i najbardziej prawicową – Konstytucję w jej dziejach.

 

Chcemy tu powiedzieć, że tradycja obozu legionowego i tradycja obozu narodowego NIE SĄ SPRZECZNE. Co więcej, w latach trzydziestych dawała się zauważyć ich postępująca synteza. W 1933 r. płk Bogusław Miedziński ogłosił, że piłsudczycy od początku byli nacjonalistami, a dowiedli tego, stając do walki o niepodległość Polski. Płk Bronisław Pieracki jako minister spraw wewnętrznych realizował na Kresach dokładnie taką politykę narodowościową, jaką postulowali młodzi narodowcy z ONR – i za to został zamordowany przez Ukraińców w 1934 r. Przez cały okres międzywojenny obóz legionowy nieustannie przesuwał się coraz bardziej w prawo, aż w końcu znalazł się całkiem po prawej. Młode pokolenie obozu narodowego o tym dobrze wiedziało (w przeciwieństwie do swoich niedouczonych współczesnych wielbicieli), dlatego postanowiło nawiązać z nim współpracę. Jako pierwszy otwarcie zrobił to Związek Młodych Narodowców (dr Klaudiusz Hrabyk, Ryszard Piestrzyński, dr Jan Zdzitowiecki, prof. Zdzisław Stahl, Jerzy Drobnik), który zmienił potem nazwę na Ruch Narodowo-Państwowy. Wkrótce narodził się narodowo-legionowy Obóz Zjednoczenia Narodowego, gdzie – jak napisał Cat-Mackiewicz – przy dźwiękach „Pierwszej Brygady” recytowano „Myśli nowoczesnego Polaka”. Miedziński ogłosił, że państwa i narodu nie należy stawiać naprzeciw siebie, ale obok siebie, a ideą przewodnią OZN proklamował „twórczy nacjonalizm państwowy”. Samą nazwę OZN wymyślił pisarz Ferdynand Goetel, od lat piłsudczyk, a zarazem narodowy radykał, autor rewolwerowej książki „Pod znakiem faszyzmu” z 1938 r. Co znamienne, chętni do współpracy z „Ozonem” od razu okazali się właśnie narodowi radykałowie. W 1937 r. dr Tadeusz Gluziński w imieniu ONR-ABC skierował do szefostwa „Ozonu” list, w którym proponował mu zawarcie sojuszu w celu wspólnej walki z siłami lewicy; pisał tam: „Będąc w posiadaniu informacji o przygotowaniach ‘fołksfrontu’, zmierzających do zagarnięcia władzy, wobec powagi sytuacji oświadczamy, że w rozprawie z czynnikami tzw. ‘fołksfrontu’ można liczyć na nasze całkowite poparcie w granicach naszych technicznych i propagandowych możliwości i to bez względu na postawę taktyczną innych ugrupowań narodowych.” Falanga natomiast nawiązała z OZN jawną współpracę, budując jego narodowo-radykalną młodzieżówkę – Związek Młodej Polski. Nawet w mainstreamowym, post-endeckim Stronnictwie Narodowym istniały zamiary (Tadeusza Bieleckiego) zawarcia „historycznego kompromisu” z obozem legionowym. I było to oczywiste – w tym ostatnim nie od wczoraj działały środowiska nacjonalistyczne, takie jak grupy pism „Jutro Pracy” i „Merkuriusz Polski Ordynaryjny”. W 1937 r. narodził się też Komitet Młodej Prasy (inaczej zwany Frontem Pism), skupiający takie pisma jak: falangistowskie „Ruch Młodych”, „Pax” i „Jutro”, należące do ONR-ABC „Nowy Ład”, „Pro Christo”, „Awangarda Państwa Narodowego”, ozonowa „Młoda Polska”, narodowo-sanacyjne „Jutro Pracy” i „Merkuriusz Polski Ordynaryjny”, neokonserwatywny „Bunt Młodych”, narodowo-mesjanistyczny „Zet”, wydawany przez II Oddział „Biuletyn Polsko-Ukraiński”, konserwatywno-monarchistyczne „Słowo”. Think-tankiem „Ozonu” był katolicki, nacjonalistyczny i militarystyczny Klub 11 Listopada, którym kierowali dwaj profesorowie KUL, piłsudczycy i byli działacze Młodzieży Wszechpolskiej – Antoni Deryng i Wit Klonowicki. Czołowy antysemita na Uniwersytecie Warszawskim, prof. Zygmunt Cybichowski, był powiązany jednocześnie z RNR-Falangą i z sanacją (wcześniej wystąpił z SN, bo stwierdził, że to mięczaki). Współpracy obozu narodowego z legionowym chciała też grupa „Wielkiej Polski”, założona w 1939 r. przez byłych falangistów Wojciecha Wasiutyńskiego i Witolda Staniszkisa. Wszystko wskazuje na to, że gdyby nie dwustronne uderzenie na Polskę w 1939 r., u jej steru mógłby stanąć w miejsce dawnych podziałów swoisty rząd jedności narodowej, który miałby charakter katolicki, nacjonalistyczny, państwowy i imperialistyczny. Cholera, że też do tego nie doszło… L Na własne uszy słyszałem kiedyś w Krakowie Adama Michnika mówiącego, że dwie najgorsze rzeczy, jakie się mogły przytrafić przedwojennej Polsce to obóz narodowy i obóz piłsudczykowski, bo wspólnie uniemożliwiły zbudowanie w Polsce demokracji i społeczeństwa otwartego opartego na pluralizmie i tolerancji (sic!). Nie widzę powodu, by nie przyznać mu racji. ;-)

 

Wykłócanie się o to, czy Piłsudski, czy Dmowski, czy obóz legionowy, czy narodowy to strata czasu. A kłótnicy lubujący się w takich pyskówkach zapominają, że Dmowski z szacunkiem wypowiadał się o Piłsudskim jako polityku, a Piłsudski – o Dmowskim. Z obu tradycji politycznych trzeba brać to, co najlepsze, czyli dziedziczyć po prawym skrzydle obozu narodowego i prawym skrzydle obozu legionowego. We Francji też trwają spory pomiędzy fanami Barresa a fanami Maurrasa, a także fanami Petaina a fanami de Gaulle’a. Jasne, że można lubić jednego bardziej niż drugiego, ale odmawianie temu drugiemu wielkości i zasług tylko dlatego, że lubi się pierwszego byłoby ostatnim buractwem.

 

QED

 

Zbuntowany i starający się twardo stąpać po ziemi. Nie wiem, jak ja to godzę. Jestem barwiarzem Polskiej Korporacji Akademickiej Aquilonia założonej w Warszawie w 1915r.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka