immona immona
70
BLOG

Będą ciekawsze rzeczy niż mężczyzna w ciąży

immona immona Polityka Obserwuj notkę 2

"Mężczyzna" w ciąży to nic wobec tego, co nas przypuszczalnie czeka w przyszłości w dziedzinie tak zwanej modyfikacji człowieka.

Nauka posuwa się do przodu w inżynierii genetycznej, nanoimplantach i tym podobnych dziedzinach w tempie szybszym, niż sobie to uświadamia przeciętny człowiek, bo informacje przedostają się do mediów wtedy, gdy mamy coś efektownego i szokującego - mężczyzna w ciąży, karp "z ludzką twarzą" (zmodyfikowany genetycznie z dodatkiem ludzkich genów). Rzecz dzieje się na razie w laboratoriach, a droga do praktycznego wykorzystania tych techologii jest jeszcze daleka - ale kiedyś musi to nastąpić.

Oczywiście te badania nie są ukierunkowane na tworzenie dziwactw w postaci mężczyzn w ciąży dla zaszokowania publiczności. Ich cele są szczytne: pokonanie chorób i ulepszenie jakości ludzkiego życia. Kontrowersyjne jest zwłaszcza to ostatnie: chodzi o to, żeby ludzie dzięki technologiom mogli być silniejsi, sprawniejsi umysłowo, bardziej odporni na choroby, ładniejsi, ogólnie - doskonalsi.

Lista obaw i argumentów przeciw jest długa; pomijając nawet te natury religijnej - zabawa w Boga, zatarcie się definicji człowieczeństwa - są obawy społeczne: że spowoduje to rozwarstwienie i podział społeczeństwa na tych, którzy - lub ich rodzice - będą sobie mogli pozwolić na modyfikacje i będą piękni, silni i zdrowi i tych, którzy sobie na to pozwolić nie będą mogli: że nierówności majątkowe zostaną utrwalone na poziomie biologicznym. Są także obawy odnośnie tolerancji. Jeśli będzie można sobie zrobić "dziecko na zamówienie", nagle może się okazać, że wszyscy chcą mieć zdrowe, szczupłe, niebieskookie potomstwo z blond loczkami, a przecież przez tyle lat nie ośmielaliśmy się mówić nic innego niż to, że wszyscy są ok i równie dobrzy - niezależnie od wzrostu, wagi, koloru skóry i włosów i różnych niedoskonałości. Kiedy ludzie będą mieli rzeczywistą możliwość "zaprojektowania" dziecka, ujawnią się ich prawdziwe preferencje, a te mogą się okazać zaskakująco jednolite, pokazując reszcie, że ludzie jednak uważają ich za brzydkich. Jak widać, temat budzi zarówno (motywowane religijnie) obawy prawicy, jak i (motywowane społecznie i równościowo) obawy lewicy.

Mimo wszystkich obaw, nie da się tych dążeń i badań skutecznie zabronić. Świat jest za duży, zainteresowanie tematem i chęć samoulepszenia za silna. Gdyby nawet prawie wszyscy takich badań czy operacji zabronili, znajdzie się jakieś potrzebujące gotówki państwo Trzeciego Świata, które na nie pozwoli, w ostateczności będzie czarny rynek. Chińczycy mają już luźniejsze przepisy bioetyczne niż większość krajów Zachodu i badania, z udziałem ściągniętych z zagranicy naukowców, są intensywne. Jeśli coś dającego rzeczywistą przewagę odkryją - trzeba będzie na to pozwolić też u nas, żeby nie zostać w tyle, jak w wyścigu zbrojeń atomowych.

Jeśli się zastanowić, to "ulepszanie człowieka" już jest zaawansowane i mnóstwo działań z tej dziedziny dawno utraciło kontrowersyjność i zadomowiło się w naszej kulturze - na przykład operacje plastyczne, które poza przypadkami rzeczywistego leczenia szpecących zniekształceń będących skutkiem wypadku czy choroby są w większości dokonywane przez osoby już ładne czy co najmniej "normalne", które z motywów czysto egoistycznych chcą być piękniejsze. A - jeszcze powszechniejsza - stomatologia estetyczna i wybielanie zębów? Jakby dzisiejszy trzydziestoletni człowiek ze wszystkimi zębami i to jeszcze białymi został maszyną czasu przeniesiony na przykład do czasów średniowiecza czy nawet siedemnastowiecznej Europy, byłby podejrzany o konszachty z siłami nieczystymi. Zadbane uzębienie, dla nas naturalne do tego stopnia, że wstyd nie mieć go w dobrym stanie, stało się powszechnym udziałem ludzkości (czy też jej dużej części) stosunkowo niedawno. Wachlarz służył wszak między innymi estetycznemu ukrywaniu ubytków.

Jak widać, ludzie są przyjaźni samej idei ulepszania i naprawiania niedoskonałości natury, problem leży w odmiennych odczuciach wobec robienia tego "na zewnątrz" człowieka (okulary, protezy, stomatologia) i "wewnątrz" człowieka, a tej wewnętrzności są różne poziomy. Twarz czy biust - powracając do operacji plastycznych - są widziane, w kontekście ingerencji w nie, jako powierzchowne i nie dotyczące istoty człowieka. Rozruszniki serca czy przeszczepy, choć mocno ingerujące w ciało, są akceptowane. Zwykle są dokonywane w celach leczniczych, ale gdzie leży różnica między leczeniem a ulepszeniem? Wtedy, gdy człowiek bez danej modyfikacji by umarł? Wtedy, gdy się bez niej gorzej czuje? Jak bardzo gorzej?

Myślę, że nie będzie przełomu, który zaszokuje i wzbudzi wielką dyskusję. Wprowadzanie nowych wynalazków ulepszających ludzkie ciało będzie się odbywało stopniowo, w miarę ich odkrywania, każda kolejna nowość przesunie granicę o trochę, stanie się akceptowana - może nie rozpowszechniona, ale akceptowana, jak wszystkie wymienione istniejące przykłady. Problemem jest tutaj ta płynność granic - co jest leczeniem, co jest ulepszającą modyfikacją, co jest zewnętrznym wspomaganiem, co jest ingerencją w ciało, co zmienia istotę człowieka i czyni go cyborgiem, a co może człowiek sobie ulepszyć zachowując człowieczeństwo? A w przypadku modyfikacji genetycznych, co jest sztuczne, a co naśladuje przyrodę, która cały czas dokonuje krzyżówek, mutacji? Czy DNA należy rzeczywiście uznać za najgłębszą istotę człowieka, coś powiązanego z duszą, czy przywiązywanie pojęcia duszy i związanych z tym religijnych wątpliwości do jakiejkolwiek biologicznej cechy jest skrajnym materalizmem?

Zazdroszczę dyskutantom z salonu24 w roku 2108 tych zawikłanych i złożonych dyskusji, jakie będą na ten temat toczyć na rzeczywistych przykładach. Nasz dzisiejszy mężczyzna w ciąży to w porównaniu do tego dosyć marny temat.

immona
O mnie immona

Moja strona o Nowej Zelandii i prywatny blog: nz.pasnik.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka