W katastrofie pod Smoleńskiem zgineły nadzieje PiS na przedłużenie piastowania urzędu prezydenta. Zginęli także czołowi politycy tej partii- można by rzec- pierwszego garnituru.
Postawa obywatelska Polaków, współczucie i oddany prezydenckiej parze hołd przez setki tysięcy Polaków są traktowane przez PiS jako demonstracja poparcia dla tej partii i demonstracja siły jej zwolenników.
Nie wiem w jakim stopniu jest to prawda i jak długo można się na takim przekonaniu ślizgać. Wraz z katastrofą, Jarosław Kaczyński pozostał sam zarówno w partii, która - jak w każdej partii wodzowskiej - nie wykształciła sobie realnego zastępstwa przywódcy, a także pozostał sam jako jedyny realny kandydat na prezydenta RP, bowiem podobnie jak w przypadku przywództwa partii, PiS ma jednoosobową ławkę rezerwowych na fotel prezydenta.
Jarosław Kaczyński stoi przed trudnym wyborem, choć moim zdaniem będzie próbował złapać dwie sroki za ogon- zostać prezydentem oraz rządzić partią z tylnego siedzenia. Gdyby został prezydentem, czas pokaże czy uda się w systemie demokratycznym osiągnąć dwa sprzeczne ze sobą cele.
Jeśli Jarosław Kaczyński postanowi zostać prezydentem i przegra wybory, bedzie musiał się poświęcić wykształceniu liderów partyjnych na miarę pani Gęsickiej lub Natalii-Świat. Jeśli wygra wybory prezydenckie i poświęci się prezydenturze, partia puszczona samopas szybko podzieli się na frakcje i zostanie zmarginalizowana.
Jaką decyzję podejmie Jarosław Kaczyński nie będzie wiadome przez kilka najbliższych dni, i choć rozsądek podpowiada, że powinien skupić siły na partii i odzyskaniu władzy za niecałe dwa lata, bardziej prawdopodobne jest, że wybierze wariant wszystko albo nic.
Po stronie "wszystko" stoi społeczne współczucie z powodu straty brata i choroby matki, a po stronie "nic" fakt, że Kaczyński jest mało lubianym politykiem i do końca nie jest wiadome, na ile tysięcy z setek tysięcy, które zapalały znicze po tragicznej katastrofie, może rzeczywiście liczyć.
Oby Polacy obudzili się z letargu i pokazali, że na tyle, jak do tej pory w sondażach, uniemożliwiając mu tym samym wjazd do pałacu na popularności brata, w jakimś stopniu zademonstrowanej po katastrofie smoleńskiej.