Jarosław Kaczyński pozwał do sądu o ochronę dóbr osobistych Stefana Niesiołowskiego. Jak wiadomo stało się to w wyniku książki napisanej na polityczny obstalunek przez Cenckiewicza i Gontarczyka pt. „SB a Lech Wałesa”. Niesiołowski publicznie przejawił przekonanie, że dwaj panowie napisali książkę, której inspiratorem był Jarosław Kaczyński.
Kaczyński poczuł się obrażony wypowiedzią i pozwał Niesiołowskiego do sądu o ochronę dóbr osobistych, ponieważ jak argumentował nie inspirował Cenckiewicza i Gontarczyka. Moim zdaniem, Niesiołowski powinien to wiedzieć, gdyż jeśli książka powstałaby pod auspicjami Kaczyńskiego, nazwisko Wałęsa byłoby w połączeniu z Bolek lub agent, odmieniane przez wszystkie przypadki po kilkanaście razy na każdej stronie. Cenckiewicz i Gontarczyk czynią to tylko po kilka razy. Dodatkowo, Kaczyński mógł co najwyżej błogosławić autorów w ich trudzie i znoju związanym z powstawaniem tego dzieła, ważnego dla polskiej historii.
W pierwszej instancji, jaką był Sąd Okręgowy, Kaczyński wygrał i się cieszył. Sąd nakazał przeprosić Kaczyńskiego i wpłacić 10.000 na cel społeczny.
Niesiołowski oczywiście złożył apelację od wyroku. Rozstrzegnięcie Sądu Apelacyjnego jest korzystne dla Niesiołowskiego: nie musi za nic przepraszać Kaczyńskiego, ani płacić na cel społeczny.
Jako że wyrok Sądu Apelacyjnego jest wyrokiem drugiej instancji, jest on ostateczny i Kaczyńskiemu nie przysługuje żaden środek odwoławczy, oprócz obowiązku zapłaty honorarium prawnikowi, który reprezentował go w Sądzie. Tu byłbym sceptyczny, bo Kaczyńscy nie lubią ani płacić ani przepraszać.