Wszyscy wiedzieli, że tak będzie. Gdyby bukmacherzy przyjmowali zakłady na to, że na Marszu Niepodległości będą zadymy, za postawioną stówę klient pewnie zyskał by dwa złote. Na Marszu (tym w Warszawie, bo w Gdańsku to owszem) tym razem nie byłem, więc nie będę spekulować kto zaczął i jak dokładnie to wszystko przebiegało. Pomny doświadczeń sprzed dwóch lat, gdy jako uczestnik Marszu Niepodległości zderzyłem się z kłamstwami w mediach jak ze ścianą, nie ufam nic a nic relacjom "dziennikarzy", a już w ogóle między uszy puszczam to, co mówią policyjni rzecznicy. Sam Mariusz Sokołowski gdy stoi metr od kamery, nosem powinien brudzić obiektyw.
W każdym kraju na świecie są ludzie, którzy - z różnych powodów - po prostu są agresywni i szukają okazji żeby spuścić trochę energii w mało wyrafinowany sposób, czyli biorąc udział w zadymie. Doprawdy, to już kibole-ustawkowicze wydają się bardziej cywilizowani, bo klepią się między sobą, w ustronnych miejscach. Ciężko też oczekiwać od organizatora największego - i otwartego dla wszystkich! - marszu w Polsce, ktokolwiek by nim nie był, aby w jakiś magiczny sposób wyłuskać i wyeliminować cały niepożądany element. Po prostu, są pewne ograniczenia organizacyjne, których się nie przeskoczy. Tylko jakoś nikt w mediach do tej pory nie odpowiedział rozsądnie na podstawowe pytanie, a mianowicie: dlaczego zadymiarze wybierają akurat Warszawę w dniu 11 listopada?
Zakładam że nie ma jednej i pełnej odpowiedzi, ale to, czego nigdy nie usłyszycie w mediach, dla mnie jest oczywiste. Jeśli jakieś wydarzenie, nawet najbardziej szczytne i zacne, non-stop promuje się jako imprezę nienawiści, grzeje się temat agresji i wręcz wyczekuje się na to, kiedy poleci pierwszy kamień, jednocześnie ignoruje się wszystkie pozytywne aspekty, to samemu dokłada się sporą cegłę do ostatecznego wyniku. Policja, która wielokrotnie dokonywała prowokacji i która pozwalała na brutalne działania Antifie, czy też innym grupom anarchistycznym. Wszystkie mainstreamowe media, które tego jakoś nie dostrzegały, marsz w którym udział biorą dziesiątki tysięcy spokojnych ludzi, w tym rodziny z dziećmi, starsi ludzie, kombatanci, przedstawiały jako jedną wielką okazję do walki. To w dużej mierze oni są odpowiedzialni za nakręcanie tej spirali nienawiści i przemocy. Gdybym czekał, to i tak bym się nie doczekał, aby jeden redaktor z drugim, z Czerskiej czy Wiertniczej, powiedział: "Tak, to że w tym roku na Marszu zjawił się taki motłoch, który walczył z Policją, to też nasza wina, bo marsz patriotów reklamowaliśmy jako marsz bandytów. Najwyraźniej skutecznie".
Ale zaraz, o jakiej skali my tu w ogóle mówimy? Zatrzymano 200 osób. Niech będzie, że uśrednimy liczbę maszerujących ze źródeł medialnych i organizatorów; to znaczy że jakieś 75.000 osób przeszło dzisiaj przez trasę Marszu. Szybka matematyka w przybliżeniu - na każdy tysiąc osób zatrzymano trzy. Dobra, niech będzie że dymiło nawet trzy razy więcej, bo nie wszystkich wyłapano. W tak skrajnym scenariuszu wychodzi, że na jedną osobę, której zachowanie jest godne potępienia, przypada 99 innych, które zachowują się jak należy.Hm, niech sobie przypomnę, czy w szkole jeden chuligan przypadał średnio na cztery 25-osobowe klasy?
Ja nie wymagam, żeby w takim razie relację z normalnej części Marszu vs. zadymy na nim przedstawiać w proporcji 99:1. Ale zrobienie tego w odwrotny sposób przynosi ze sobą prosty efekt. Dzięki takiej Policji i dzięki takim mediom, Marsz Niepodległości jest coraz większym magnesem dla ludzi, którzy szukają okazji do zadymy.