janek 21 janek 21
67
BLOG

Piłaci i Faryzeusze 2010*

janek 21 janek 21 Polityka Obserwuj notkę 0

10 kwietnia, krzyż, kampania, pomnik, tablica, Naród, Kościół, Konstytucja, PiS, PO, kolejna kampania.

Nawet piszącym w dobrej wierze umykają ważkie szczegóły tej historii, gdy dążąc do ułatwienia opisu posługują się uproszczeniami. Wśród już zapomnianych  spraw są m.in. pierwotna idea pomnika i sens jego lokalizacji, harcerze i rola krzyża, a także kapitulacja tych wszystkich, którym (według deklaracji) zależało, by jatka sporu międzypartyjnego nie przekreśliła zrodzonej WTEDY nadziei, że coś się w tym względzie zmieni.Przypomnijmy zatem:

Harcerze, którzy ustawili krzyż (samodzielnie i spontanicznie, tj. bez stosownych "uchwał" kierowniczych gremiów swoich organizacji) zaapelowali jednoznacznie o postawienie pomnika, nie żadnej tablicy, czy innej formy, np. płyty wtopionej w trakt pieszy. Czemu pomnik, a nie coś innego? Chyba nie bez powodu, ale nikt ich o to potem nie pytał. Tym niemniej strona, nazwijmy to, rządowa (by przywołać koncyliacyjny słownik "okrągłego stołu") od pierwszych chwil nie używała słowa pomnik, a co najwyżej tablica.

Inicjatywa harcerzy, opisana na Krzyżu (i na ich stronie internetowej) odwoływała się nierozłącznie do obu, nierozerwalnych, jak się wtedy wydawało, wydarzeń – tragedii pod Smoleńskiem oraz tego, co tutaj zaczęło się dziać w reakcji na wieści napływające z Rosji. Tylko łączne widzenie obu motywów idei pomnika uzmysławiało konieczność mówienia o przestrzeni przed Pałacem Prezydenckim, czy jak kto woli, na Krakowskim Przedmieściu w "świetle" Pałacu. (Oczywistość tę podkreślił niedawno np. architekt Czesław Bielecki.)

Rozdzielane obu motywów w oczywisty sposób osłabiało lub przekreślało (zależnie od intencji) argumentację, która stała za inicjatywą harcerską, a co najmniej odbierało jej walor czytelności, co do rodzaju i lokalizacji znaku pamięci.
Każdy polityk, komentator, czy nawet tzw. obrońca krzyża, który zapominał (lub nie chciał) mówić o obu celach równocześnie, przyczyniał się chcąc nie chcąc do obecnej sytuacji, w której konsumenci świata mediów nie są już w stanie rozpoznać „bezpartyjnych” argumentów za pomnikiem przed Pałacem.

Równie nieroztropne (lub – obym się mylił – cyniczne) było dodawanie przez dziś lamentujących („nie będzie pomnika?!”) kolejnych stopni podziału, całkowicie zacierających ponad polityczny i propaństwowy sens harcerskiej inicjatywy. Do tego bowiem prowadziło mówienie o potrzebie upamiętnienia nie wszystkich, którzy razem zginęli pod Smoleńskiem, lecz "zwłaszcza" Prezydenta, Pary Prezydenckiej, pracowników Kancelarii, czy po prostu konkretnych osób. (Oczywiście wyłączam z powyższej refleksji rodziny tragicznie zmarłych, z jednym wyjątkiem: niedoszłego prezydenta, choć wielce mu, jako człowiekowi współczuję.)

Pomnik miał zatem w zamyśle harcerzy odwołać się do wyjątkowości tej zbiorowej śmierci. Mówiąc niezbyt delikatnie – do unikatowego zbioru osób i życiorysów, który sam w sobie jest na tyle symboliczny, że wystarcza by przeciętnie myślącego ciarki przeszły. Nawet jeśli nie uwzględni się kontekstu historyczno-politycznego, 70 rocznicy Katynia, stosunków z Rosją, klimatu walki partyjnej przed Smoleńskiem etc.
Wystarczy przeczytać sobie listę ofiar w dowolnej kolejności, np. starszeństwa, ale bez nazwisk za to z funkcjami lub kluczowymi momentami w życiu, by dostrzec, że byłoby (będzie?) co najmniej niemądre nie wykorzystać tego symbolu dla dobra Rzeczypospolitej.
Był (jest) tylko jeden warunek, powtórzony przez harcerzy w rozpaczliwym apelu do polityków (i dziennikarzy!) w połowie lipca – nie włączać krzyża i idei, którą reprezentuje do walki politycznej. Wołanie na puszczy.

Historia dotychczasowego sporu wokół idei pomnika (krzyż jest „tylko” apelem, dramatycznym, ale spokojnym) ma najwyraźniej także swoją ciemną stronę, umykającą uwadze życzliwych komentatorów. Jak wynika z informacji prasowych, harcerze, którzy krzyż postawili oraz podjęli rozmowy z Kancelarią i duchownymi, zostali w dość ponurych okolicznościach zglajszachtowani przez szefów swoich organizacji. „Albo zamilkną, albo ich wyrzucimy z harcerstwa” - można było przeczytać.
Choć zgodzili się publicznie zastąpić krzyż innym znakiem symbolizującym apel o budowę pomnika (za co spotkały ich inwektywy od wielu rozpalonych łbów), choć uzgodnili przeniesienie krzyża do kościoła św. Krzyża (o św. Annie i Duszpasterstwie Akademickim nikt w ogóle nie wspominał). Poprosili tylko o dwie rzeczy - o spokój, oraz o to, by przenosiny mogły się odbyć po wakacjach. Zostali przekreśleni jako godni rozmówcy, przez Kancelarię, Kurię i swoich przełożonych. Milczą do dziś. Nie ma ich.
Orwell? Tak. Totschweigen? Powszechne. Kogoś to wzruszyło? Nikogo, nawet, gdy w dniu nieudanego przeniesienia krzyża „Gazeta Wyborcza” opublikowała paszkwil/donos na ich temat, wskazując po nazwisku winowajców całego tego "wstydu", co jak wiemy może  prowadzić co najmniej do zawodowego ostracyzmu, w naszym tak tolerancyjnym społeczeństwie.
 
* tekst powstał jako refleksja po lekturze wpisu pana Jerzego Lackowskiego "Polscy Piłaci 2010".
janek 21
O mnie janek 21

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka