Jabollissimus Jabollissimus
1420
BLOG

Odpieprzcie się od islamu

Jabollissimus Jabollissimus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 31

W mediach oraz internecie pod ciężarem newsów i przemilczeń o tak zwanych „uchodźcach” szerzą się dwa skrajne, a przeciwstawne obrazy islamu. Z jednej strony obraz zabiedzonych, skrzywdzonych „gołąbków pokoju”. Z drugiej obraz bezwzględnych islamistów-terrorystów, spośród których wyjątków brak. Ten sam medialny schemat powtórzył się po ostatnim zamachu w Brukseli. Oba obrazki są emocjonalne i nieprawdziwe, a więc szkodliwe wyjątkowo. By móc prowadzić politykę wobec tej grupy religijnej, należy pozbyć się obu stereotypów i dojrzeć spektrum szarości. I nie chodzi tu o jakieś bredzenie, że „prawda leży pośrodku”, bo nie leży. Trzeba wyszukiwać, tak jak Ronald Reagan określił talibów walczących z sowieckim imperium zła w latach 80., „naszych sukinsynów”. Stałych i czasowych, na teraz i na później. Spoglądając na całą grupę przez okulary czarne czy różowe – zobaczymy pełen zakres czerni czy różu. Nie dojrzymy za to najistotniejszych szczegółów.

Nie ma wątpliwości: islam to religia wojny. Jeżeli w naturze rodzi się w przybliżeniu tyle samo chłopców, co dziewczynek, a mężczyzna może mieć cztery żony, to trzech facetów jest wkurzonych, bo niewyżytych. Muszą gdzieś zdobyć swoje wybranki. Czy tam branki. A że chlubą jest nawracanie i zabijanie niewiernych... Oto sposób znajduje się sam! Spełnienie egoistycznych, biologicznych pobudek zyskuje społeczne i sakralne umotywowanie. Mahometanizm od początku swego istnienia rozprzestrzeniał się z użyciem miecza. Do dziś jest najbardziej konfliktową religią. Jak zauważył Samuel Huntington (1927-2008), od Dalekiego Wschodu, przez Indie, do Europy – gdziekolwiek graniczy z inną wiarą, czy choćby własnym odmiennym wyznaniem – islam przynosi konflikty i ofiary. Nie znaczy to jednak, że każdy odłam jest tak samo nieprzejednany. Nie każdy muzułmanin jest zjawą z koszmarów. Mało który! Dżihad nie wynika z pięciu przykazań-filarów islamu.

Po pierwsze trzeba zauważyć, że mahometanizm jest wewnętrznie podzielony na różniące się odłamy. Kim innym jest przeciętny turecki sunnita (pod autorytarnym rządem Erdogana), a kim innym tolerancyjny szyita-Irańczyk (żyjący w fundamentalistycznym państwie ajatollahów). Kim innym jest radykalny wahabita z Arabii Saudyjskiej, a kim innym wierny, polski Tatar! Czy można tych wszystkich ludzi sprowadzić do jednego, religijnego mianownika?

Wiele się mówi o „cywilizacji islamu”. Warto przy tym zauważyć, jak Samuel Huntington zatytułował swoje dzieło z 1993. Podtytuł „Zderzenia cywilizacji” brzmi: „nowy kształt ładu światowego”. Amerykański politolog nigdzie nie definiuje czym cywilizacja jest, co pozwala mu doginać granice pomiędzy nimi do porządku pozimnowojennego ustalanego w Reykjaviku. Tymczasem (po drugie) islam przyjmuje się różnie na gruncie rozmaitych cywilizacji (z których najważniejszą jest arabska). Nie stanowi zaś cywilizacji jednej odrębnej.

Po trzecie trzeba pamiętać, że poezja, nauka, sztuka nie są dla muzułmańskich elit czymś obcym. Kultura wyższa (nierzadko wyrafinowana) różni się jednak znacznie od sposobu postrzegania świata przez pozostałych. W większości muzułmańskich krajów wciąż panuje (dla nas już niezrozumiały) ustrój rodowo-plemienny. Z całą swoją gościnnością oraz rodową sprawiedliwością – mstą. Kiedy Rzeczypospolita graniczyła z Tatarami, walcząc z nimi, musieliśmy ich rozumieć. Na pograniczu wciąż dochodziło do walk. Gdy taki nasz przodek się z jakim pohańcem za łby wzięli, mordy sobie sprali, zdarzało się, że potem szable rytualnie oblewali wodą. I, już jako „koledzy”, „bracia”, ratowali się wzajem w razie niewoli u drugiej strony. Ot, migawka z ustroju rodowego. Warto sobie czasem przypomnieć Sienkiewicza...

Zaryzykuję hipotezę, że właśnie ustrój rodowy w zestawieniu z islamem zagrożenie największe. Argumentów dostarcza Feliks Koneczny (1862-1947), który wskazuje dwie średniowieczne kultury cywilizacji arabskiej. Kultura bagdadzka oraz kordobańska doszły do emancypacji rodzin spod władzy rodów. Nowy ustrój społeczny nie zdążył się utrwalić, ponieważ rodził nowe obowiązki etyczne. „Jeden z najzawilszych problemów historii rozwikłany mógł być jedynie przyjęciem chrześcijaństwa” (Etyki a cywilizacje, 1931). Zdają się to potwierdzać przykłady nam bardziej współczesne. W XX wieku w krajach Maghrebu i Lewantu wewnętrzny spokój panował, kiedy silna władza ideowo przeciwstawiała się zemście rodowej, ograniczając znaczenie rodów i plemion. Było tak, gdy panowało tu europejskie sądownictwo w pierwszej połowie XX wieku, czy marksizujący dyktatorzy w jego drugiej połowie. Upadek rządów silnej ręki w czasie arabskiej „wiosny” otworzył puszkę Pandory. Obecnie na Zachodzie muzułmanie tworzą strefy szariatu tam, gdzie nie sięga władza państwowa.

Po czwarte. Z warstw rozumujących w rodowych kategoriach rekrutują się tak zwani „uchodźcy” z Afganistanu, Libii, Syrii, innych krajów, którzy – jakoby wszyscy – „syryjscy”. Ale hola, hola! Właśnie: jacy „uchodźcy”?! Wśród nich dominują młodzi, krzepcy mężczyźni, często postrzegani i zachowujący się, jak motłoch. Jeśli wziąć pod uwagę doniesienia o przechwytywanych tu i ówdzie na Morzu Śródziemnym transportach z bronią – rozsądnie jest przypuszczać, że to prawdopodobnie w większości żołnierze. Przynajmniej są wśród nich ukryci. Wiemy to na pewno, bo o wojownikach Państwa Islamskiego pośród migrantów donoszą zachodnie służby. „Uchodźcy” są narzędziem użytym przez Państwo Islamskie do kamuflażu swoich wojowników, a przez sąsiadów Unii do jej destabilizacji.

Zakładając nawet, że en mass nie stanowią nic ponad łobuzerię, czym się ona różni od barachła europejskiego? Europejczycy są równie agresywni, choć swoją destruktywność kierują do wewnątrz. Zdemoralizowani alkoholizują się, narkotyzują. Aprobują wszelkie zboczenia uczestnicząc w „paradach równości”. Niszczą własną religię i etykę. Wyburzając zabytkowe kościoły albo zmieniając je w dyskoteki – ich materialne objawy. Destrukcja versus autodestrukcja. Różnica niewielka. Czy większym zagrożeniem jest wojujący islam, czy nasza własna dechrystianizacja i słabość – to temat na osobny artykuł.

Emocje w sprawie kryzysu migracyjnego, nawet w obliczu kolejnego zamachu na Zachodzie, są w Polsce nieuzasadnione. Polska nie jest celem marszu, ponieważ (po piąte) szukający socjalu (haraczu) maszerują do swoich byłych metropolii. Drugim dnem problemu jest postkolonializm. Czy my kogoś kolonizowaliśmy? Jako kraj z historią zaborów, neokolonizowany gospodarczo, z dala od kamer mediów światowych – jesteśmy nieatrakcyjnym celem ewentualnych ataków. W okresie PRL-u, dzięki zleceniom polskich firm, utrzymywaliśmy dobre relacje ze światem arabskim. Później weszliśmy do Iraku, ale nie dołączyliśmy do bardziej pamiętnego rozbicia Libii. Jedynym poważnym niebezpieczeństwem jest możliwość zamachu na tegoroczne Światowe Dni Młodzieży w Krakowie. Poza tym kryzys imigrancki nas bezpośrednio nie dotyczy. Geopolityka stawia przed nami ważniejsze wyzwania.

Jesteśmy skazani na informacje płynące z mediów czy internetu. Niestety nie mamy do nich odpowiedniego dystansu. Wnioskowanie z półprawdziwych newsów jest tyleż popularne co absurdalne. Na krzywdzące łatki zwraca uwagę mistrz sztuk walki Mamed Khalidow. Przybył do Polski w 1997 roku pomiędzy pierwszą a drugą wojną czeczeńską. Został tu przyjęty z otwartymi ramionami, mimo że w Rosji postrzega się Czeczenów jako terrorystów. Wspomina: „nie było problemu, że jestem muzułmaninem. A dziś to jest problem”. Pretensje kieruje w stronę bezdusznych dziennikarzy. „Ja przeżywam bardzo tę falę nienawiści do imigrantów, muzułmanów. Toczyłem niejedną dyskusję, na moim fanpage'u nawet próbowałem wytłumaczyć ludziom, żeby nie patrzyli na tę sytuację tylko z takiej wiedzy z mediów, żeby zaczerpnęli trochę historii, zobaczyli kim oni są. (…) Media nie robią nic, żeby to zmienić, uspokoić, wytłumaczyć” (cytaty za sportowefakty.wp.pl).

Z drugiej strony medialnego medalu następuje ikonizowanie muzułmanów jako „gołąbków pokoju”. W Niemczech skutkowało to przemilczaniem sylwestrowych gwałtów w Kolonii. W Szwecji milczy się na temat zamkniętych stref szariatu. W naszym kraju próbowano zakneblować usta innemu znanemu sportowcowi. Mariusz Pudzianowski wściekał się, kiedy koczujący imigranci pod Calais napadali na samochody jego firmy transportowej. Skrajną opinię wyraża Miriam Shaded. Postulowała ona by islam zdelegalizować. Odpowiedzialność zbiorowa?

Rozwiązywanie problemów może opierać się tylko na prawdziwej diagnozie. Zniekształcone, emocjonalne kalki oddalają nas od niej tak samo, jak zamykanie ust polityczną poprawnością. Emocje mamią – pozwalają znaleźć winnych własnej nieodpowiedzialności. Dajemy sobie wmówić, że ograniczenia wolności posłużą zapewnieniu bezpieczeństwa. Tymczasem większa inwigilacja po zamachu na redakcję Charlie Hebdo nie uratowała Francuzów przed kolejnym. Stan wyjątkowy i patrole wojska na ulicach nie uchroniły Belgów. Ograniczenia wolności nie są w stanie nas ochronić.

Dzień przed brukselskim zamachem zapytałem jednego z autorów filmu „Insha Allah. Krew męczenników” Witolda Gadowskiego, czy uchodźców należy przyjąć. „Tak mówi papież Franciszek” – odpowiedział. Ale też wyraźnie ostrzegł: „Nie wolno sprowadzać sobie do domu zagrożenia. Jeżeli już sprowadzać uchodźców, to tych którzy nie wywołają kłopotów”. Wymienił: „Chrześcijanie, potem jazydzi, bezpieczni są wreszcie szyici. Natomiast niebezpieczni są arabscy sunnici”.

Faktyczni uchodźcy są tylko listkiem figowym, podczas gdy w masie rozrabiającego motłochu, ukrywają się prawdziwi terroryści. Czy jako państwo jesteśmy ich w stanie wyłowić? Zaopatrzyli się w fałszywe dokumenty. Nierzadko pozbyli linii papilarnych. Nawet państwa regionu pochodzenia nie posiadają baz danych na ich temat. Zatem odpowiedź brzmi: nie, nie jesteśmy w stanie ich obecnie wyłowić. Nie można więc pozwalać na przenikanie tej masy na teren Unii. Ale czy możemy się chociaż za to wyłapywanie zabrać? Jeżeli pozbędziemy się czarno-białego obrazu, to tak. Z pewnością znajdziemy paru „naszych sukinsynów”, których będzie można do znajdowania terrorystów wykorzystać.

 

 

Tekst ukazał się pod zmienionym tytułem „Kogo wyłowić z fali uchodźców” w Gazecie Polskiej Codziennie w piątek 1 IV.

Artysta postpunkowy, geograf, autostopowicz, prowadzi audycje internetowe zajmujące się tematyką kultury, strategii, cywilizacji. Poszukuje prawd o rzeczywistości, które potwierdzają się przez dziesięciolecia i setki lat, a nie są wynikiem li tylko chwilowych mód.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura