Jacek Łęski Jacek Łęski
292
BLOG

remanent po latach

Jacek Łęski Jacek Łęski Polityka Obserwuj notkę 27
Jestem mile zaskoczony dobrym przyjęciem na salonowym blogu. Za wszystkie ciepłe słowa serdecznie dziękuję. Postaram się sprostać oczekiwaniom. Mam jednak wrażenie, że zanim zacznę pisać o polityce, gospodarce itp, konieczny jest krótki remanent. Okazuje się, że nie można sobie bez konsekwencji siedzieć na wewnętrznej emigracji parę lat, a potem jakby nigdy nic wrócić do publikowania nie wyjaśniając kilku kwestii, dotyczących spraw zawodowo - osobistych. Z góry przepraszam tych, których te sprawy nie obchodzą, ale wolałbym wyjaśnić to i owo, a potem już do tego nie wracać. Ostatni raz pracowałem w mediach w 2001 roku robiąc swój własny program dla telewizji Puls. Miał to być reportaż śledczy przeniesiony na ekran. Po kilkunastu odcinkach telewizja Puls zerwała ze mną umowę zostawiając mnie na lodzie praktycznie bez środków do życia za to z poważnymi długami. Po ponad pół roku bez stałego zajęcia (szybko zorientowałem się, rozpocząłem współpracę z firmą zajmująca sie PR, założoną przez przyjaciół - PBL Public Affairs. Od tamtego czasu przekwalifikowałem się, trochę wykładałem dla studentów dziennikarstwa, trochę prowadziłem szkolenia medialne, a najbardziej znaną moją działalnością była praca dla ZPD Polska - ukraińskiego inwestora, który po latach bojów kupił Hutę Częstochowa. Pracowałem tez dla angielskiej firmy QXL Ricardo, która walczyła o odzyskanie swojej spółki - niebylejakiej, bo administrującej portalem aukcyjnym Allegro. Bałem się, że odejście z mediów będzie przykre, bo bedzie nudno. Na szczeście myliłem się. Jest bardzo ciekawie. Przyjaźnię się z Rafałem Kasprowem, współautorem tekstów które swego czasu publikowaliśmy w Życiu i w Rzeczpospolitej. Spotykamy się i lubimy. Rafał prowadzi jednak swoją własną firmę i wolałbym, żeby sam o tym pisał. Zawodowo rozstaliśmy się w czasie kiedy rafał został w "Rzepie" a ja wylądowałem w Radiu Plus. Proces z Kwaśniewskim ciągnie się jeszcze w tym sensie, że złożyliśmy wniosek do trybunału Sprawiedliwości w Strassburgu przeciw RP o uniemożliwienie uczciwego procesu i czekamy na rezultat. Z innych efektów to okazało się, że koszty procesu jakie miało ponieść "Zycie" rykoszetem uderzyły nas po kieszeni. Oto w grudniu pojawił się komornik, zajął konto i wypłacił sobie niemałe należności wraz z solidnymi odsetkami. Była to przyznaję bardzo przykra niespodzianka. Dom Wydawniczy Wolne słowo nie istnieje, Życie przepadło więc nie pozostało nic innego jak zapłacić. Kolejna nauczka, by w ryzykowne przedsięwzięcie nie pchać się z ludźmi, którzy mogą cię wystawić do wiatru. W międzyczasie rozwiodłem się i ożeniłem po raz drugi. Moja żona jest Ukrainką, pochodzi z Kijowa i z tego względu dość często bywamy w Warszawskiej cerkwi. Lubię ją, bo przypomina mi fascynacje prawosławiem z czasów studiów na KUL-u. Osobiste komplikacje rodzinne nie odbiły się jakoś radykalnie na moich kontaktach z przyjaciółmi z czasów dziennikarskich. Jestem im za to wdzięczny. Wracając do spraw zawodowych, to bardzo dbałem o to, by nie pracować dla ludzi, których musiałbym się wstydzić. Jestem przekonany, że to się udało. Tyle na ten temat. Od jutra już tylko (mam nadzieję) o sprawach publicznych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka