Jacek Tomczak Jacek Tomczak
350
BLOG

Obiektywizm przeciwko prawdzie

Jacek Tomczak Jacek Tomczak Polityka Obserwuj notkę 0

 

Konserwatysta „agrarny” Richard Weaver w swojej książce “Ethics of Rhetoric” ukuł pojęcia „god terms” i „devil terms” na oznaczenie terminów mających bądź to pozytywne bądź negatywne konotacje w debacie publicznej i „powszechnym odczuciu”. Terminy te odrywają się od pierwotnego znaczenia i służą raczej wyrażeniu aprobaty lub dezaprobaty dla jakiegoś poglądu niż zajęciu merytorycznego stanowiska. Wskutek tego, przy szermowaniu nimi, albo odchodzi się od ich pierwotnej definicji albo użytkuje się jedynie jej element składowy.

Tomasz Merta, w tekście „Totalitaryzm jako ‘devil-term’”, pokazuje jak jednego z pojęć będących „god-term” naszych czasów używają dla osiągnięcia swoich celów ludzie, których światopogląd stoi na antypodach. Otóż, zarówno zwolennicy jak i oponenci przywrócenia kary śmierci powołują się na „demokrację”, z tym że pierwsi rozumieją ją jako wolę większości („większość ludzi jest za karą śmierci, toteż należy ją wprowadzić”), zaś drudzy – jako „poszanowanie praw człowieka” („demokracja nakazuje odrzucenie niehumanitarnych metod pozbawiania życia”).

Niewątpliwie za „god-term” uchodzi dziś „obiektywizm”. Zarzut o bycie „nieobiektywnym” jest w debacie publicznej z dużą częstotliwością używany w celu zdezawuowania adwersarza. Często, gdy jednej stronie nie starcza argumentów, a chciałaby nadać swoim poglądom jakiś uniwersalny walor, mówi że są one „obiektywne”. Wówczas mamy do czynienia z nagiętym wręcz do granic absurdu zinstrumentalizowaniem tego pojęcia. Oprócz oczywistego założenia, iż „obiektywny osąd” sprawia korzystniejsze wrażenie niż wszelkie subiektywistyczne sądy („mniemania”, „gdybania”), powodem jest także to, że wykazujemy większe zrozumienie dla własnej argumentacji, toteż nie traktujemy jej jako „jednej z wielu”, ale jako pretendującą do bycia tą jedyną prawdziwą.

Powyższe składowe pojęcia „obiektywizm” sprawiają, że permanentnie uznawane jest ono za synonimiczne do „prawdziwego”. Innymi słowy, nagminnie jako coś obiektywnego postrzegamy to, co odzwierciedla „prawdziwy obraz rzeczywistości”. Czy aby na pewno uzasadnione jest utożsamianie tego co „obiektywne” z tym co „prawdziwe”? Czy między tymi terminami występuje semantyczna tożsamość czy też trudno dostrzec tu jakiekolwiek spowinowacenie? A może są one wręcz znaczeniowo kontradyktoryjne? Aby odpowiedzieć na te pytania spróbujmy zastanowić się jak „obiektywizm” jest zazwyczaj definiowany przez uczestników debaty publicznej. Trudno w ich enuncjacjach wyłapać wyrażoną expresis verbis definicję „obiektywizmu”, jednak kontekst, w jakim słowo to występuje pozwala pokusić się o konstatację, co właściwie oni przezeń rozumieją.

Zazwyczaj jako „obiektywny” traktowany bywa bądź sąd, który znajduje się „po środku” racji artykułowanych przez wszystkich uczestników debaty, czyli – używając wokabularza politycznego – jest tak samo odległy od opinii kategoryzowanych w obrębie dyskursu jako „skrajnie prawicowe”, jak i tych, które podlegają stygmatyzacji jako „skrajnie lewicowe”. Inna potoczna definicja za „obiektywny” postrzega ten sąd, który uwzględnia „racje wszystkich stron”, czyli daje jednakową możliwość ekspresji osobom o odmiennych przekonaniach. Ponadto, częstokroć za „obiektywny” postrzega się taki tekst czy wypowiedź, która koncentruje się na faktach, minimalizując obecność i znaczenie opinii. Rzecz jasna, enumeracja i deskrypcja powyższych definicji było arbitralne i wynikało jedynie z moich spostrzeżeń.

W klasycznej, arystotelesowskiej definicji prawda uznawana jest za „zgodność twierdzenia z rzeczą”. Prawda nie podlega relatywizacji – tak w wymiarze historycznym jak i geograficznym.

Tymczasem przyjęcie pierwszego z wymienionych wyżej sposobów pojmowania tego, co jest „obiektywne” przy jednoczesnym skojarzeniu „obiektywności” z „prawdziwością” prowadzi do konkluzji, że prawdziwość danej artykulacji zależy od tego w obrębie jakiego dyskursu ma miejsce. Innymi słowy, immanentnym atrybutem „obiektywizmu” jest jego relatywizm. Co innego będzie „obiektywne” w debacie publicznej w Polsce, a co innego np. we Francji, gdzie linia podziałów politycznych jest przesunięta wyraźnie na lewą stronę.

Z podobną sytuacją będziemy mieli miejsce, gdy uznamy, że zbliży nas do obiektywnego przedstawienia rzeczywistości uwzględnienie „racji wszystkich stron”. Proporcje ilościowe między nimi zmieniają się bowiem tak „poziomo” jak i „pionowo”, tak geograficznie jak i historycznie. W większości państw Europy zachodniej linia podziału jest przesunięta bardziej na lewo niż w krajach Europy wschodniej, zaś w większości krajów świata dyskurs był bardziej konserwatywny kilka wieków temu niż obecnie. Czy to oznacza, że co innego jest prawdziwe w Polsce, a co innego w Hiszpanii, że odmiennym zjawiskom możemy przypisać walor prawdziwości obecnie aniżeli np. w XIX wieku? Czy świadczy to o tym, że prawda ustawicznie cyrkuluje i jest pokłosiem zmiennych opinii większości osób partycypujących w debacie? Pozwalam sobie kategorycznie zaprzeczyć.

To, że kilku posłów więcej niż kiedyś podniesie rękę w głosowaniu dotyczącym jakiejś sprawy w Hiszpanii niż w Polsce, a paru dziennikarzy wprowadzi do debaty nie istniejący 10 lat temu problem nie oznacza jeszcze, że co innego zaczęło być prawdziwe. Jeśli nawet 99% społeczeństwa uzna, że morderstwo jest moralnie nienaganne nie będzie to świadczyć o tym, iż tak jest w istocie.

Podejmując temat trzeciej potocznej definicji „obiektywizmu”, wiążącej go z takim opisem świata, w którym bierze się pod uwagę jedynie fakty, degradując interpretacje tychże, zadajmy pytanie, na ile w tym przypadku „prawdziwość” nie jest efektem autorytatywnej selekcji poszczególnych zdarzeń, kończącej się wybraniem tych służących do udowodnienia konkretnej tezy, jednej z wielu, w żadnym wypadku nie „obiektywnej”. Pewne fakty można pomijać, pewne unaoczniać w sposób szczególnie jaskrawy. Zbędne są tu nawet wszelkie formy ich zniekształcania.

W świetle opinii wielu uczestników dyskursu przytaczanie jedynie suchych faktów sprawia, że wypowiedź traci na wartości, gdyż zazwyczaj najciekawsze jest zdanie tego, który mówi, jednak jest to znośna zapłata za wysłuchanie „obiektywnej” wypowiedzi. Powyższe refleksje nakazują jednak skonstatować, że żadnej rekompensaty za zagubienie własnego zdania i dekonstrukcji autonomicznej tożsamości tego, który się wypowiada nie uzyskujemy. Jego artykulacja jest nudna, ale wcale nie obiektywna. Subiektywna opinia kryje się bowiem w doborze faktów, jakiego uprzednio dokonał.

Reasumując, „obiektywizm” i „prawdziwość” znacznie się rozmijają. O ile to pierwsze zależy od różnorakich zmian i wahnięć tak tych, którzy opisują świat empiryczny jak i tych, którzy go kształtują, o tyle prawda stoi zawsze w jednym miejscu – niewzruszona, twarda jak głaz, niezależna od czyjejkolwiek opinii. I wcale nie po środku.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka