jotEL jotEL
3036
BLOG

NOBEL NIE DLA HERBERTA

jotEL jotEL Rozmaitości Obserwuj notkę 9

 

Lubię wiersze naszej noblistki, rzecz jasna nie te stalinowskie.  Ale czy jest to twórczość do nagrody Nobla? Wielu miało i ma na ten temat wątpliwości. Byli przecież i inni kandydaci – Herbert, Różewicz, Herling – Grudziński, Lem. Wielu uważało i podzielam to zdanie, że to nie Wisławie Szymborskiej powinien  był przypaść literacki Nobel 1996 roku, lecz właśnie Zbigniewowi Herbertowi.
 
Wtedy, w latach 90-tych wydawało się, że  jeśli Nobel literacki dla Polski, to po 1989 r., na odzyskanie niepodległości i po upadku komuny, powinien otrzymać poeta, którego wiersze o Panu Cogito recytowano w latach 70-tych i 80-tych, w czasach Solidarności,  niczym modlitwy, a jego twórczość, tłumaczoną na angielski i niemiecki, w świecie znano i uznawano. A jednak   nagrodę Nobla otrzymała nieznana światu exstalinistka Szymborska.
Dlaczego tak się stało?
Ano dlatego, że Herbert zbuntował się przeciw Salonowi i ośmielił się krytykować polityczne wybory  po 89 roku, stał już nie po tej stronie co trzeba,   w dodatku  „Tygodnik Solidarność” opublikował z nim wywiad "Pojedynki Pana Cogito".
 
Andrzej Gelberg, naczelny „Tygodnika Solidarność” tak publikację wywiadu z Herbertem wspomina:
„Wywiad zatytułowaliśmy "Pojedynki Pana Cogito" i narobiło się dużo szumu. Śmiertelnie obraził się Czesław Miłosz, Adam Michnik porównany w wywiadzie przez Herberta do komunistycznego Dyzmy, na początek nabrał wody w usta, ale jasne było, że nie zapomni i nigdy nie wybaczy. I tak też się stało. Nawet w ostatnim ( dzień po śmierci poety ) pozornie hagiograficznym tekście, autor „Z dziejów honoru polskiego” nie odmówił sobie kąśliwej uwagi, że Herbert w ostatnich latach nie ustrzegł się wzięcia udziału w polskim piekle. Ten wywiad stał się początkiem moich stałych, już nie tylko telefonicznych, kontaktów ze Zbigniewem Herbertem. Nie były one zbyt częste, choć jeśli dochodziło do naszych rozmów u Niego w domu, trwały wiele godzin.(...)”  
 
Nobel dla Szymborskie to była zemsta Salonu - „warszawki” i „Krakówka”, środowiska „Gazety Wyborczej”...  i wielka strata dla polskiej kultury, bo komu jak komu, ale po 89 roku nagroda Nobla dla literata z Polski należała się nie byłej stalinistce, ale właśnie Herbertowi, nie tylko z uwagi na polityczny constans poety, ale  przede wszystkim dla wagi i powagi gatunkowej twórczości Herberta.
To była i jest twórczość na Nobla!
 
„Konflikt Herberta - pisze Gelberg -  ze środowiskiem tzw. lewicy laickiej, w latach 70. i 80. uważającym go za swojego idola, po odzyskaniu niepodległości skupionym wokół "Gazety Wyborczej", nie zrodził się z tego powodu, że poeta dokonał jakiejś wolty. Było dokładnie odwrotnie! Naczelny ?GW padający kiedyś przed poetą na kolana (Michnik uwielbia takie teatralne gesty), jakoś nie chciał po roku 1989 zrozumieć, że Herbert przez całe życie był constans. Nie tylko w czasach komuny, również w wolnej Polsce. Środowisko to darowałoby Herbertowi, gdyby zdecydował się nie schodzić z Olimpu i wypowiadał za pośrednictwem swoich wyrafinowanych, a zarazem klasycznych wierszy. Ale publicystyki drukowanej na łamach "Tygodnika Solidarność", nazywającej rzeczy po imieniu i wprost, środowisko to nie mogło ścierpieć. Zaczęła się wojna, z tamtej strony prowadzona bynajmniej nie z otwartą przyłbicą. Pierwszą metodą oponentów Herberta było przemilczanie. Drugą - dezawuowanie. Idę o zakład, że w tym, iż Herbert nie dostał Nobla, maczali w jakiś sposób palce jego wpływowi, krajowi adwersarze. Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że co najmniej kilkakrotnie był wcześniej zgłaszany do tej nagrody, że ze względu na liczne tłumaczenia jego poezji w językach angielskim i niemieckim, a także na opracowania krytyczno-literackie, był na świecie poetą znanym i uznanym. A o Wisławie Szymborskiej, z powodu braku wspomnianych atrybutów, nikt poza Polską praktycznie nie słyszał. I nie chodzi mi tu tylko o fakt, że Herbert nie został odpowiednio uhonorowany, gdyż na liście literackich noblistów jest niemało twórców drugorzędnych. Mam pretensje o to, że gdyby Herbert dostał Nobla, być może dłużej by żył... Wiem, że ciężko brzmią te słowa, ale również wiem, co piszę. Herbert przez ostatnie cztery lata ciężko chorował, a nie jest łatwo chorować w Polsce. Zwłaszcza lecząc się w publicznej służbie zdrowia. Również przy długo trwającej chorobie - trzeba mieć niemało pieniędzy. A poeci nigdy nie byli w Polsce specjalnie przepłacani.”
 
Bogdan Urbankowski , autor książki "Poeta,czyli człowiek zwielokrotniony. Szkice o Zbigniewie Herbercie" tak w niej pisze o nagonce na poetę:
„Herbert, upominający się o Armię Krajową, krytykujący postawę takich „Autorytetów” jak Miłosz czy Andrzejewski, musiał być odsunięty, przemilczany, a jeśli nie chciał milczeć – ośmieszony, przedstawiony jako maniak,szaleniec. Nienawiść dawnych stalinowców i głupota okcydentalistów – te dwie fale zatapiały także Herberta.
Śmierć poety nie powstrzymała fali nienawiści do niego. Odnotować musimy te wypowiedzi, które miały najgłośniejsze echa, czy to ze względu na formę, w jakiej zostały napisane, czy to ze względu na rangę społeczną atakujących.
Jako pierwszy, i to podwójnie, dołożył trupowi Herberta Tomasz Jastrun – syn poety kolaborującego z władzą sowiecką już od czasów Lwowa. Odegrał się na Herbercie – rzecz w naszej kulturze kuriozalna – w wypowiedzi zamieszczonej nazajutrz po śmierci poety w „Życiu” (29 VII 1998). Po efektownym wstępie, iż po „weselu”, jakim był Nobel Szymborskiej, przeżywamy „stypę” po śmierci Herberta i grzecznościowym stwierdzonku: Był poetą moralistą, nie sprzedał duszy diabłu w czasach stalinowskich, Jastrun walną lewym sierpowym:
Jest wiadome, że Herbert był chory i była to forma choroby psychicznej. O tym się w Polsce nie mówi, a miało to wpływ na jego ostatnie wypowiedzi. Niewiele ostatnio napisał, miał kilka wypowiedzi kontrowersyjnych, np.atak na Miłosza, który go wypromował.
[…] Wypowiedź ta wywołała szok i obrzydzenie nawet w kręgach inteligencji warszawskiej, ale Jastrun był tak zaślepiony, że zaatakował powtórnie. Do kolejnego ataku wykorzystał rozszerzoną formułę nekrologu, który zatytułował Pan Herbert i zamieścił w postkomunistycznej Polityce (nr 32/1998). Tekst był rzadką mieszaniną obłudy, źle skrywanej nienawiści i złego smaku. Autor „nekrologu” tak sprytnie pomieszał rytualne banały z pseudonaukowymi sensacyjkami, że jego czytelnik mógł i powinien zapamiętać jedno: Herbert był chory psychicznie! A dzielny „młody” Jastrun ma odwagę powiedzieć to publicznie!
Po rytualnym poklepaniu Herberta, że wielkim artystą był, Jastrun znów walnął:
W Polsce osoby publiczne nie cierpią na psychiczne schorzenia. Czy nie czas zerwać z tą tradycją? Herbert był chory na cyklofrenię (depresja z fazami obniżenia nastroju i pobudzenia). To zapewne w tej ostatniej fazie szokująco, brutalnie zaatakował wielu, jakoś nisko, niemądrze.
„Młody” (no, powiedzmy, drugiej świeżości – rocznik 1950) Jastrun zapewne dumny był ze swej odwagi i talentu – obu tych cech potrzeba, aby jednym strzałem ugodzić martwego Herberta i jednocześnie dogodzić Michnikowi oraz stadu byłych i mniej byłych komunistów. Powtórny atak Jastruna wywołał wprawdzie znowu parę głosów oburzenia, jednak krytyka tego „nekrologu” nie znalazła dostatecznego odbicia w prasie (…) oprócz Waldemara Łysiaka – żaden z wybitnych pisarzy wolał nie narażać się nowym cenzorom. Można więc przyjąć, że Jastrun napisał swój nekrolog w imieniu i „warszawki”, i „Krakówka”. (...)”
 
 
Kim byli owi wpływowi adwersarze Herberta, o których wspomina Andrzej Gelberg ? Miłosz, Michnik, Jastrun, a może  Międzyrzecki? Kto jeszcze...?
Bo efekt działań owych wpływowych adwersarzy poety -  jeżeli takie działania w ogóle były, to wciąż przecież jedynie „graniczące z pewnością” przypuszczenia -  nieprzyznanie nagrody Nobla Zbigniewowi Herbertowi, stratą jest dla kultury polskiej niepowetowaną.
 
jotEL
O mnie jotEL

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości