Coś się dziwnego stało we wrześniu 2007 roku. Powszechnie szanowany Władysław Bartoszewski zasłynął wtedy wypowiedzią na wiecu politycznym Platformy Obywatelskiej w krakowskiej filharmonii. - Nie wierzcie frustratom czy dewiantom psychicznym, którzy swoje problemy psychiczne odreagowują na narodzie - nawoływał na konwencji wyborczej PO. - Ja chcę umrzeć w kraju wolnym i stabilnym! Kategorycznie wypraszam sobie lżenie Polski przez niekompetentnych członków rządu, niekompetentnych dyplomatołków! - mówił. Pod koniec września powiedział także: - Mogę komentować rzeczywistość, bo jestem wesołym i bezpartyjnym staruszkiem. Wbrew panującej modzie ostatnie 17 lat w polskiej dyplomacji nie były zmarnowane.
Objawy pobudzenia, rozgorączkowania przechodzące w niekontrolowane ataki złości dały się dostrzec i potem. Wrzesień był trudnym miesiącem. Październik także nie był łatwy. W „Magazynie 24 Godziny” w TVN w programie Bogdana Rymanowskiego Bartoszewski został poproszony o komentarz do słynnych łez posłanki Sawickiej: - To, o czym była mowa przed chwilą, te sceny dotyczące pani Sawickiej, no cóż... błąd człowieka, wina na razie nie osądzona, ale hipotetycznie prawie pewna. Ubolewania godna sprawa i małość karłów grających rolę Dostojewskiego! Dostojewskiego dla ubogich, w inscenizacji nieszczęścia ludzkiego. Ja jestem katolikiem, dlatego uważam, że ten, który ciężko grzeszy, przede wszystkim sam jest nieszczęśliwy. Osądzanie tego typu czynów nie powinno się jednak odbywać w aurze gry partyjnej, chyba że ktoś ma mentalność, jak powiedziałem, karła. Karła moralnego pod hasłem odnowy moralnej!
Rymanowski usiłował dopytać, kogo Bartoszewski nazywa „karłem moralnym”. Zapytany wprost czy mówi o Jarosławie Kaczyńskim czy Mariuszu Kamińskim Bartoszewski zaprzecza. Następnie mówi: - Pewne przejawy i zachowania w tej jednej sprawie wskazują na kalectwo moralne. Na dewiację moralną, tym boleśniejszą, że ja należałem do ludzi, którzy uważali, że zarówno PiS, jak i PO w roku 2005 to są partie, które niosą gwarancję moralności chrześcijańskiej w katolickim państwie.
W drugim tygodniu października wypowiedzi obserwowanego wskazują na utratę kontroli nad doborem cytowanych materiałów oraz niekontrolowane zmiany wątków: - We wcześniejszych wypowiedziach użyłem określenia „dewianci”, żadnych nazwisk, i okazało się, że to wzięło do siebie wiele osób. Koziołek Matołek to bardzo sympatyczny koziołek, tyle że nie aspirował do tego, żeby prowadzić politykę zagraniczną. Ja o Makuszyńskim, a nożyce się odzywają. Na miły Bóg! Niedługo nie będzie można o małpach nawet mówić, dlatego że Makuszyński napisał również kilka tomów przygód małpki Fiki Miki i ostatni tom tych przygód zamyka się słowami: „Na nic płacze, na nic krzyki, koniec przygód Fiki Miki”. Może skończą się przygody Fiki Miki, bo to są poważne sprawy.
W dalszych miesiącach nie zapisano dziwnych objawów. Po dłuższym czasie obserwację wznowiono. Pod koniec lipca 2009 roku, Bartoszewski w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” mówi: - Od kilku lat patrzę ze zdziwieniem, że gorący entuzjaści i twórcy projektu Muzeum Powstania - posłanki Elżbieta Jakubiak i Lena Dąbkowska-Cichocka, europoseł Paweł Kowal, poseł Jan Ołdakowski - stają się funkcjonariuszami politycznymi PiS. Część nawet nie udaje, że jest inaczej. Nie uważam za zdrowe, by jakiekolwiek muzeum było przyczółkiem politycznym jednej partii. To niedopuszczalne.
Dziennikarz „Gazety Wyborczej” podsuwa w następnym pytaniu Bartoszewskiemu rozwinięcie tezy. Chodzi o rzekome ekscesy i niewłaściwe zachowanie jakiejś grupy ludzi podczas obchodów powstania rok temu na Powązkach: - Tak. Od kilku lat obserwuję na Powązkach okrzyki albo pomruki ludzi tam zebranych 1 sierpnia. Są przywożeni autobusami. Nie są ani warszawiakami, ani powstańcami, na co wskazuje ich wiek i zachowanie – mówi.
Rozumiem że nie byli to wymienieni przez Bartoszewskiego twórcy muzeum. Czy też może Paweł Kowal i Elżbieta Jakubiak dowozili tych ludzi autobusami? Byłoby dobrze, żeby ustalić, jakie lektury ostatnio obserwowany zgłębiał. Jeśli Makuszyński już nie szkodzi, a obserwowany czuje się lepiej, należy obserwowanego Władysława Bartoszewskiego poprosić o argumenty pozwalające rzucić oskarżenie skierowane w stronę Muzeum, jakoby było przyczółkiem politycznym jednej partii. Tym bardziej w świetle kolejnej aluzji: - Muzea są pod nadzorem miasta i ministra kultury. Byłoby dobrze, by jak w przypadku Wawelu, Zamku Królewskiego czy Muzeum Narodowego Muzeum Powstania nie łączono z żadną partią – powiedział.
Jeśli natomiast objawy znów będą się nasilać, nie należy oczekiwać żadnych wyjaśnień, obserwowanego broń Boże nie przemęczać. Należy wówczas stanowczo odstawić Makuszyńskiego i spróbować zwiększyć dawkę Misia Uszatka. Obserwacji nie przerywać.
Nowy felieton co tydzień na stronie"Teologii Politycznej".