Jakub Lubelski Jakub Lubelski
47
BLOG

Nie protestowałem przeciw Madonnie

Jakub Lubelski Jakub Lubelski Kultura Obserwuj notkę 11

 

Jako nastolatek słuchałem kapel, których wpływ na słuchaczy Ryszard Legutko zakwalifikowałby jednoznacznie. Powiedziałby, że słuchający ich osobnik nie tylko nigdy nie mógłby zostać „konserwatywnym gentlemanem”, ale wręcz mógłby wyrazić obawy, czy „pacjent” taki kiedykolwiek zdoła podporządkować część pożądliwą swej duszy, części refleksyjnej. To różnie z tym bywa. Przyznaję także, że teksty ryczących wokalistów niejednokrotnie przeczyły podzielanym przeze mnie poglądom. Można to wszystko próbować wyjaśnić młodzieńczą lekkomyślnością bądź naturalną niemocą ludzką w dążeniu do idealnej spójności. Można także powiedzieć, że poglądy ryczących nie miały dla mnie żadnego znaczenia, co więcej, nie wywarły na mnie znaczącego wpływu.

 

Pozwalam sobie na osobisty wstęp by wytłumaczyć genezę moich raczej liberalnych poglądów na temat doboru repertuaru muzycznego a także fascynacji wszelkiego rodzaju okołoscenicznymi zachowaniami, no a przede wszystkim prowokacjami gwiazd i celebrytów. A tych spodziewano się ostatnio co nie miara. W Święto Wniebowzięcia Matki Boskiej zaśpiewała w Warszawie Madonna. Madonna, która kilkakrotnie decydowała się na prowokacje wobec chrześcijan. Dość wspomnieć dedykowaną w Rzymie Ojcu Świętemu piosenkę „Like a virgin”. Czy jednak podsycanie zainteresowania i ustawianie się w roli mniejszościowej grupki alarmującej przed czymś, co wzbudza śmiech większości nie jest szkodliwe? Mimo opisywanych we wstępie doświadczeń, absolutnie dostrzegam potrzebę silnego sprzeciwu. Warto jednak zastanowić się, co zrobić, by nie stał się on jedynie karykaturą samego siebie.



Kościół po protestach przeciwko osiągającemu niezwykłe wpływy na zbiorowa wyobraźnię Kodowi Leonardo da Vinci, wyniósł gorzką lekcję o tym, jak łatwo jest przyczynić się do promocji czegoś, czego absolutnie promować by się nie chciało. Katolicy w Polsce kilkakrotnie się już mobilizowali i naciskali na wydawców usiłujących zrobić interes dzięki świętemu oburzeniu chrześcijańskiej opinii publicznej. Zdecydowanie odstąpili jednak od swych prowokacyjnych zamiarów, kiedy zostali poinformowani, iż może się to negatywnie odbić na ich przychodach, choćby z reklam. Czy krzycząc, że królowa w Polsce jest tylko jedna, albo posuwając się do straszenia świńską grypą w ekipie Madonny, nie sprawiamy, że „katolickość” staje się czymś marginalnym i wynaturzonym? Czy nie pozwalamy w ten sposób mało subtelnym prowokatorom zbijać niezłą kasę? Warto bronić swoich przekonań i zabiegać o moralny porządek publiczny, ale pod warunkiem, że będzie się skutecznie potrafiło utrzeć nosa pseudoartystom i ich wydawcom. Oni naprawdę myślą tylko o jednym.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura