Gdyby ktoś wam to opowiedział, uznalibyście, że się zwyczajnie wyzłośliwia. Jarosław Kurski, redaktor wicenaczelny „Gazety Wyborczej", zupełnie na poważnie wskrzesił "homerycki" język swego naczelnego i krytyczny komentarz do publikacji „Dziennika", zatytułował jednym słowem - „Podłość".
Jarosław Kurski pisze tak patetyczną obronę Heleny Łuczywo, jakby chciał zostać Parysem polskiej publicystyki. Zazdrosny Parys, o to że jakiś Agamemnon Dziennika mógłby mu odbić piękną Helenę, rusza do boju: „W sobotnim "Dzienniku" przekroczono jednak wszelką miarę. W dodatku "Europa" ukazał się wywiad, w którym zniesławiono Helenę Łuczywo, Agnieszkę Kublik, Adama Michnika i Pawła Smoleńskiego." Jak pisze Kurski - "Dziennik" zajął się pochodzeniem etnicznym redaktora naczelnego Adama Michnika i jego wieloletniej zastępczyni Heleny Łuczywo, a także komunistyczną przeszłością ich rodziców."
Co więcej, "Dziennik" zniesławił Helenę Łuczywo, która poświęciła życie walce o wolną i demokratyczną Polskę. Postać wybitną i szlachetną, o której przywództwie mogłaby marzyć niejedna gazeta na świecie." Jednak prawdziwym hitem jest końcowa Apostrofa: „Helenko nasza kochana. Te ataki przynoszą ci tylko zaszczyt. Wszyscy wiedzą, ile znaczysz dla "Gazety" i ile zrobiłaś przez całe swoje życie dla Polski. Nigdy nie przestaniemy być Ci za to wdzięczni."
Dziś redaktorowi "Gazety Wyborczej", odpowiada Cezary Michalski: „Kurski twierdzi, że nie miałem prawa w ogóle z Michałem Cichym rozmawiać. A następnie insynuuje, że opublikowany przez nas wywiad jest antysemickim atakiem na Helenę Łuczywo. Są to argumenty nieprawdziwe, których nie można pozostawić bez odpowiedzi. "Gazetę Wyborczą" ten wywiad zdenerwował z zupełnie innego powodu, całkiem zresztą zrozumiałego.
Człowiek niegdyś z samego środka redakcji opisał kilka istotnych mechanizmów jej funkcjonowania, zwracając uwagę na dyspozycyjność niektórych dziennikarzy, gotowość pisania tekstów z założenia nie informacyjnych i nieobiektywnych, ale mających zniszczyć ludzi czy środowiska, które Adam Michnik uważał za wrogie. Tych dziennikarzy Michał Cichy nazwał "cynglami". (...) Takie świadectwo zawsze boli, trudno z nim polemizować. Więc zamiast polemizować uczciwie, Jarosław Kurski sformułował pod adresem Dziennika zarzuty i insynuacje o wiele poważniejszej rangi, tyle że zupełnie fałszywe."
Takich smaczków nie przepuszczamy. A polemika Kurskiego powinna przejść do historii polskiej publicystyki. Nie będziemy się upierać, czy to Kurski zagrałby u nas Parysa czy Agamemnona. Dla nas istotne jest jedno. Oto znów na polskich łamach owa mityczna "podłość". Stąd sięgamy do Homera.