Aleksandra Jakubowska Aleksandra Jakubowska
1079
BLOG

Kiełbasa wyborcza częściowo wędzona

Aleksandra Jakubowska Aleksandra Jakubowska Rozmaitości Obserwuj notkę 34
Jesienią tego roku ma wejść w życie zakaz używania tradycyjnych metod wędzenia kiełbas i wędlin, czyli umieszczania ich w komorach opalanych drewnem. Brukselscy biurokraci ciągle bezkarnie działają wg zasady „tak kochała, że żyć nie dała” i wymyślają coraz to nowe przepisy dla naszego wspólnego, unijnego dobra.
 
Chemiczne konserwanty widać zdrowsze, nie mówiąc już o papierosach, bowiem wędzenie płuc palaczy i przebywających w ich towarzystwie niepalących nie wzbudza równie inkwizycyjnych zapędów. Cóż, widać argumenty potężnych i bogatych koncernów tytoniowych mają większą siłę perswazji, niż nieśmiały pisk rozproszonych, małych, często rodzinnych firm wędliniarskich. 
A ponieważ czekają nas liczne kampanie wyborcze, bardzo jestem ciekawa, jaka będzie ta wyborcza kiełbasa.W tym roku powinna być jeszcze po staropolsku dobrze uwędzona, ale w przyszłym? Czy kandydaci do Parlamentu Europejskiego uczynią ją jednym ze swoich haseł wyborczych? („Jadę do Brukseli, by walczyć o polską, wędzoną kiełbasę”). Trudno jednak uwierzyć w ten zapał do walki o interesy polskich przedsiębiorców i polskiej gospodarki, skoro zdarzają się obecnie urzędujący w Brukseli polscy europarlamentarzyści, którzy jeżdżą tam tylko, by złożyć swój podpis pod „listą płac” i natychmiast zmykają na Ojczyzny łono. Ta miłość do wierzb szumiących mazurkami Szopena i smreków jodłujących góralską gwarą godna jest ponownej elekcji. 
 
Druga kampania wyborcza, ta samorządowa, będzie pewnie obfitowała w zapewnienia o kiełbasie dla każdego obywatela, a w rezultacie okaże się, iż starczy jej jedynie dla rodziny i znajomych oraz partyjnych („komitetowych”) kolegów. Czy inicjatywa powrotu do podziału kraju na 49 województw i likwidacji powiatów okaże się kiełbasą wyborczą, czy też zamieni się w czarną polewkę podaną pomysłodawcom - zobaczymy. Prawie 170 tys. posad urzędniczych w gminach i miastach na prawach powiatu - jest się o co bić. 
Za czasów tzw. realnego socjalizmu, zwanych przez niektórych „komuną”, dwie kampanie były najważniejsze - żniwna i buraczana. Pamiętam taki materiał rozpoczynający Dziennik Telewizyjny - cisza wstającego świtu na polskiej wsi, głos lektora: „…I nagle są! Bizony ruszyły w pole!”. Oczywiście chodziło o słynne kombajny, a nie dalekiego krewnego naszego żubra. Zaletą owych kampanii było to, że trwały krótko i coś w efekcie przynosiły. Jak znam życie, nasze kampanie będą płynnie przechodziły jedna w drugą i tak przez prawie dwa lata będziemy napychani tą wyborczą kiełbasą, aż do mdłości. I wtedy nie będzie ważne, czy wędzona, czy też nie, bo w efekcie utonie w oceanie wyborczych obietnic wraz z zamknięciem ostatniej urny do głosowania.

Pewnie zupełnie inna, niż mi się wydaje, a na pewno - niż myślą inni...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości